Artykuły

Turandot – bajka z happy endem

— W wielu teatrach słuchacze i widzowie muszą się domyślać, co pomysłodawca inscenizacji chciał im przekazać. Uważam, że realizatorzy każdego dzieła powinni zachować skromność. Najważniejsze w operze jest to, co chciał powiedzieć kompozytor — uważa Antoni Wit, kierownik muzyczny Turandot w Teatrze Wielkim. Premiera — 13 maja.

Rozmowa z Antonim Witem.

Izabella Adamczewska: Lubi pan Pucciniego?

Antoni Wit: Uwielbiam. To jeden z najwspanialszych kompozytorów operowych. Im jestem starszy, tym bardziej lubię jego muzykę. Jest na tyle charakterystyczna, że gdy w radio puszczają operę Pucciniego, której nie znam — a są takie mniej znane, jak choćby Dziewczyna ze Złotego Zachodu — można poznać, że to właśnie Puccini.

Po czym?

Po sposobie oddawania emocji i malowania charakterów scenicznych. Rodzaju instrumentacji, pewnych zwrotach harmonicznych...

Przymierzał się pan już w swojej karierze do realizacji Turandot, prawda?

Miałem propozycję wznowienia spektaklu w Warszawie pod koniec ubiegłego wieku. Z uwagi na różne komplikacje terminowe nie mogłem się tego zadania podjąć. Również dlatego jestem bardzo szczęśliwy, że Teatr Wielki w Łodzi, z którego zespołami pracuję po raz pierwszy, zaprosił mnie do realizacji właśnie tej wspaniałej opery.

O czym jest Turandot? O miłości, konflikcie damsko-męskim, władzy?

To bajka i jak to bajka ma szczęśliwe zakończenie. Turandot jest jedyną operą Pucciniego, która dobrze się kończy.

Tekst Carla Gozziego podsunął Pucciniemu Renato Simoni, dziennikarz, który zresztą sam napisał sztukę o Gozzim, bo bardzo go lubił. A jako korespondent „Corriere delia Sera" wielokrotnie bywał w Azji. Co mogło ująć Pucciniego w tej orientalnej historii? Polubił azjatyckie klimaty po Madame Butterfly?

Była moda na orientalizm. Rzeczywiście, egzotyczne motywy pojawiły się już w Madame Butterfly i po tej linii jest też Turandot. Myślę, że Pucciniemu po prostu się to spodobało.

Specjalizuje się pan głównie w muzyce symfonicznej, chociaż oczywiście ma pan również doświadczenie operowe — z Verdim, Rossinim czy Moniuszką. Puccini napisał Turandot w stylu wielkiej opery. Tak rozbudowanych partii chóralnych nie ma w innym jego dziele. Trudno było opanować taki materiał?

Każda pozycja ma swoje trudności. W Turandot chór odgrywa bardzo ważną rolę i na szczęście w Teatrze Wielkim w Łodzi jest to świetny zespół. W pozostałych operach Pucciniego chór nie ma szczególnie istotnego zadania i nie pojawia się na scenie w takich ilościach, we wszystkich aktach. W "Turandot" dwie główne partie solowe są wyjątkowo wymagające dla sopranu i tenoru. Trzeba docenić, że Teatr Wielki w Łodzi zatrudnił do tych partii znakomitych śpiewaków koreańskich. Na czterech przedstawieniach dwie główne partie będą śpiewać wyłącznie Koreańczycy.

W Polsce trudno było znaleźć odtwórców głównych ról?

Po wakacjach przewidziani są w obsadzie polscy wykonawcy. Myślę, że też będą dla publiczności satysfakcjonujący. Natomiast osoby śpiewające w naszej premierze są bardziej sprawdzone w tych partiach, bo wielokrotnie je wykonywały.

Doceniam też wykonawców, którzy są członkami zespołu Teatru Wielkiego. Z niektórymi zetknąłem się po raz pierwszy. To bardzo dobrzy śpiewacy: Dorota Wójcik, Patrycja Krzeszowska, Grzegorz Szostak, Robert Ulatowski, Patryk Rymanowski, Łukasz Motkowicz, Andrzej Krzeszowski... Ich partie też są ważne i będą odtwarzane na bardzo wysokim poziomie. Są też i inni młodzi i zdolni polscy śpiewacy występujący gościnnie.

Wspomniał pan o trudnościach, jakie sprawia śpiewakom wykonanie głównych partii. Piotr Kamiński w Tysiąc i jednej operze pisze, że w światowej prapremierze Turandot w tytułowej roli wystąpiła sopranistka z Białegostoku, która przypłaciła to utratą głosu.

Nie znam tej historii, ale jestem skłonny w nią uwierzyć. To bardzo trudna partia. Trzeba śpiewać głośno i w wysokich rejestrach.

Ma pan ulubioną Turandot?

Birgit Nilsson! Fenomenalna. Joan Sutherland też jest znakomita.

Czy na wybór solistów miał pan wpływ?

Konsultowano go ze mną. To nie było łatwe zadanie, bo po pierwsze, soliści musieli mieć wolne terminy, a po drugie, musieli być w zasięgu możliwości finansowych instytucji. Turandot to kosztowna impreza. Wiele osób trzeba doangażować do orkiestry i do chóru.

Puccini napisał partyturę bardzo zróżnicowaną stylistycznie, z elementami heroicznymi, groteskowymi, egzotycznymi... Jak orkiestra odnalazła się w tej różnorodności?

Orkiestra Teatru Wielkiego w Łodzi jest bardzo profesjonalna, reprezentuje wysoki poziom, a poza rym to życzliwi i sympatyczni ludzie. W ogóle w teatrze panuje kreatywna atmosfera, sprzyjająca temu, żeby powstało piękne przedstawienie, na które łodzianie będą chcieli chodzić. Jestem przekonany, że tak będzie. Bo chociaż dla mnie jako dyrygenta najważniejsza jest muzyka, nie zapominajmy, że opera to przecież teatr. A przedstawienie musi ludzi przyciągać. Łódzka Turandot będzie właśnie taką operą.

Dlaczego?

Dlatego, że reżyseria w wielu momentach wspiera muzykę. To dla mnie bardzo istotne. Reżyser nie eksperymentuje. W wielu teatrach słuchacze i widzowie muszą się domyślać, co pomysłodawca inscenizacji chciał im przekazać. Uważam, że realizatorzy każdego dzieła powinni zachować skromność. Najważniejsze w operze jest to, co chciał powiedzieć kompozytor.

Jaka jest rola kierownika muzycznego w świecie zdominowanym przez reżyserów? Adolf Weltschek uważa się za konserwatystę, nie uprawia eksperymentów.

I bardzo dobrze. Eksperymenty naznaczone są dużą dozą ryzyka. Jeśli teatr ma środki finansowe, żeby ryzykować, że tytuł zejdzie z afisza po trzech spektaklach, bo ludzie nie będą chcieli chodzić na przedstawienie, to owszem, można takie realizacje popełniać. Ale nie jestem entuzjastą takich rozwiązań.

Czyli Łucja z Lammermooru wjeżdżająca na scenę w kabriolecie nie cieszyłaby się pana uznaniem.

A jaki to ma sens? Czy to potrzebne muzyce? Nie jestem człowiekiem najmłodszym i jeśli chodzi o wykonawstwo, bardziej mi odpowiada to, co się kojarzy z konserwatyzmem, niż eksperymentowanie.

Zdarzały się panu spięcia z reżyserami wynikające z odmiennych wizji artystycznych?

Tak, ale nie chcę podawać nazwisk i tytułów. Wielu konfliktów da się uniknąć, jeśli realizatorzy od najwcześniejszego etapu pracy nad operą spotykają się i rozmawiają o pewnych sprawach. Jeśli takie spotkania mają miejsce rok przed premierą, w skrajnych przypadkach braku porozumienia można się jeszcze wycofać. Dyrektor Paweł Gabara zaproponował mi kierownictwo muzyczne Turandot w lipcu ubiegłego roku. Od razu powiedział, kogo zamierza zaangażować jako reżysera. Mogłem natychmiast nawiązać kontakt z Adolfem Weltschkiem. I żadnych sporów nie było.

Realizatorzy powinni szanować wzajemną autonomię. Reżyser nie może ingerować w pracę dyrygenta. Na przykład mówić, że w tej scenie chór w ogóle mu się nie podoba, więc niech sobie pójdzie do domu. Z drugiej strony dyrygent nie może oczekiwać od reżysera, że posłucha jego sugestii w kwestii gry aktorskiej. Na przykład, że aktor nie powinien ruszać rękami, tylko stać jak słup soli i wpatrywać się w dyrygenta.

Możemy sobie wzajemnie sugerować rozwiązania i dochodzić do consensusu. Myślę, że udało się go osiągnąć.

Puccini zmarł przed ukończeniem partytury. Zakończenie dopisał za niego jeden z uczniów. Franco Alfano. Czy to słychać w muzyce?

W napisanym przez Alfano finale rzeczywiście jest fragment, który mi się mniej podoba. W niektórych włoskich wykonaniach tych dwóch minut w ogóle się nie gra.

Nowe zakończenie stworzył Luciano Berio. W 2002 roku wykonano je w Amsterdamie.

Nie znam tej wersji. Berio jest wybitnym kompozytorem, ale śpiewacy na całym świecie przyzwyczajeni są do zakończenia Alfano. Turandot wystawiamy w Łodzi pierwszy raz. Uważam, że należało przedstawić tę operę w takiej wersji, jaka była najbliższa Pucciniemu. Gdyby to była kolejna realizacja, zakończenie Berio mogłoby być bardziej interesujące.


Antoni Wit — dyrektor artystyczny Orquestra Sinfonica de Nauarra w Pampelunie, dyrygent honorowy Filharmonii Krakowskiej. Kierował zespołami m.in. Filharmonii Pomorskiej i Orque-stra Filharmonica de Gran Canaria. Od 2002 do 2013 roku był dyrektorem naczelnym i artystycznym Filharmonii Narodowej w Warszawie

Turandot w Teatrze Wielkim
To pierwsza realizacja Turandot Pucciniego w Łodzi. Reżyseruje Adolf Weltschek, współautorką inscenizacji jest Małgorzata Zwolińska, która odpowiada też za scenografię. Choreografię opracowała Anna Siwczyk, chórem pokierował Dawid Jarząb. Premierowa obsada: Turandot — Lilia Lee, Kalaf — Charles Kim, Liu — Dorota Wójcik.
 

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji