Artykuły

Męczące Pasożyty

Wspólne przedstawienie Teatru Polskiego z Poznania i Teatru Współczesnego ze Szczecina roz­czarowuje.

W Malarni w Teatrze Współ­czesnym w piątek szczeciń­ska publiczność zobaczyła premierę sztuki "Pasożyty" Mariusa von Mayenburga w reżyserii Anny Augusty­nowicz. Spektakl od tygodnia jest grany w Poznaniu.

To opowieść o mocno skomplikowa­nych relacjach skazanych na siebie pię­ciu osób, które muszą żyć razem w jednej przestrzeni. Dręczą się naw­zajem - co chwila ze sceny padają sło­wa mówiące o wzajemnej niechęci, ale nie są zdolni, by funkcjonować bez sie­bie.

Spektakl ciężko się ogląda, lecz wy­bór dramatu Mayenburga na ekspery­mentalną realizację wspólnego przed­stawienia sugeruje, że celem reżysera nie było wystawienie sztuki łatwej, prostej i przyjemnej.

Tym, co pozwoliło mi dotrwać do końca, była bardzo dobra rola Frideri­ke w wykonaniu Beaty Zygarlickiej. Grając antypatyczną postać kobiety w ciąży, traktującej swoje dziecko jak tytułowego pasożyta, z powodu które­go choruje i brzydnie, potrafiła zrobić to w sposób atrakcyjny i przyciągający uwagę.

Pozostali aktorzy wypadli słabo, mo­że z wyjątkiem Lecha Łotockiego (Multcher), jedynego obok Zygarlickiej ak­tora, który potrafił wykrzesać z siebie na scenie ludzkie emocje.

Wojciech Brzeziński (Ringo) najlep­szy był w wybuchach agresji, dobry w krótkich frazach. W dłuższych tylko monotonnie, mechanicznie odtwarzał tekst (tak jak monotonna i mechanicz­na była muzyka do spektaklu - banal­ne techno, o które nigdy nie podejrze­wałbym Jacka Ostaszewskiego).

Podobnie oceniam grę Rolanda No­waka, odtwórcy roli Petrika. Przyzwo­icie wypowiada krótkie kwestie, lecz słabo radzi sobie z dłuższymi monolo­gami.

Pech, że akurat w przydługich tyradach tych dwóch postaci autor sztuki próbował zawrzeć najważniejsze chyba z niewielu rzeczy, jakie miał do powiedzienia.

Osobną sprawą jest, że aktorom nie pomagało w interesującym zaprezen­towaniu treści kurczowe trzymanie się interpunkcji narzuconej przez niemiec­kiego dramaturga, absolutnie niepo­prawnej i niepotrzebnie osłabiającej i tak niezbyt dużą siłę przekazu tego utworu.

Zakończenie spektaklu monologiem Ringa, który w oryginale występuje tro­chę wcześniej - słuszna chyba próba na­dania tej sztuce jakiegoś sensu - nie zro­bi jednak z "Pasożytów" arcydzieła dra­matu.

Spektakl sprawia wrażenie niedokoń­czonego. Anna Augustynowicz nie wydobyła z tego utworu nawet tej nie­wielkiej wartości, jaką posiada. Po do­pracowaniu może spodobać się pub­liczności zafascynowanej ciemną, szpetną i cuchnącą stroną życia. My­ślę, że będą to raczej widzowie nie starsi niż autor tego dramatu (29 lat), a im młodsi, tym lepiej. Na mnie je­dzenie surowego mięsa na scenie nie robi wrażenia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji