Artykuły

Kartoteka Sny i Łąka (fragm.)

<<< Skwitowawszy tyle porażek i nie­porozumień, czas przystąpić do omó­wienia spektakli, które nadały te­gorocznej imprezie wrocławskiej rangę wysoką, odzwierciedloną ilo­ścią nagród. "Kartoteka" Minca i "Ślub" Jarockiego były najwyższy­mi niewątpliwie szczytami festiwalu. Dwa teatry polskich snów przedsta­wiają te spektakle, a przecież źródło ich jedno: Konradowe i romanty­czne, według starego polskiego sen­nika. Znowu żołnierze, powstania, krew, "dawni poeci" w Chórze Star­ców u Minca, martyrologia podnio­sła, choć przez grymas antybohatera przełamana, choć w Siemionowym uśmiechniętym znużeniu się przeglą­dająca. Siemion-antybohater na ta­kim samym łóżku w pośrodku sceny świata spoczywa, jak Konrad-Trela w "Wyzwoleniu" Swinarskiego. I jak Konrad prawie staje się grotesko­wym, oszalałym Edypem, gdy w za­krwawionym płaszczu, z błazeńską, gazetową koroną na głowie schodzi ze sceny. Przedstawienie piękne, podniosłe - dymy wzruszenia idą po polskiej duszy. "A kaz tyz ta dusa, a kaz ta?" Czy tylko i wciąż pod mundurem mieszka, pod kom­batanckim battle-dresem, pod ro­mantycznym płaszczem? Argentyny i Paryża trzeba, żeby ją, dzisiejszą, nagą jak Albertynkę zobaczyć? Gombrowicz w spektaklu Jaro­ckiego prosto z dalekiej Argentyny wchodzi w nadwiślański pejzaż tre­ści uświęcającej formę, a Henryk-artysta bierze ceremonialny ślub nie z Moniką, rzeczywistością podłe­go ale prawdziwego gatunku, lecz z Władziem, prometejskim samobójcą. Sen Henryka w upostaciowa­niu Krystyny Zachwatowicz i Je­rzego Jarockiego zaludniają posta­cie w sytuacjach, które mogłyby być dalszym ciągiem "Kartoteki" i w tych samych battle-dresach na tle widmowego samolotu mogłyby w niej wystąpić. Z tym wszystkim, co o tym spektaklu już mówiono i napisano (a najsprawiedliwszy wo­bec autora i reżysera okazał się Ste­fan Treugutt), pamiętać trzeba, że jest to prapremiera polska "Ślubu" na scenie zawodowej, że ta prapre­miera jest wielką i niewątpliwą za­sługą Jerzego Jarockiego, że wresz­cie jest to koncert aktorski, jakie­go się rzadko w naszym teatrze słu­cha. Że jest to, być może, początek innego, nowego myślenia o aktorst­wie w teatrze zawodowym, czego dowodem skromna, naturalna, ale jakże czysta rola Władzia (Wojciech Pokora), role Zbigniewa Zapasiewicza i Józefa Nowaka, w których słowo staje się plastyczne jak ciało,a ciało Jak słowo wymowne i proste. Coś z najszlachetniejszej atmosfery młodego teatru przeniknęło do gma­chu profesjonalnej Melpomeny. <<<

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji