Artykuły

Problem języka, problem rasy

- Głównym tematem "Czarnych ptaków" jest dialog historyczno-kulturowy, a właściwie jego brak. Polacy i Żydzi powinni więcej rozmawiać o wspólnej przeszłości - mówi Eric Bass, autor scenariusza i reżyser spektaklu, którego premiera odbędzie się w Teatrze Animacji w Poznaniu 12 maja.

Gdzie i kiedy po raz pierwszy zobaczył pan tytułowe "czarne ptaki"?

Eric Bass: Podczas mojej pierwszej wizyty w Białymstoku, o ile dobrze pamiętam w 2005 roku. Reżyserowałem wtedy spektakl w Akademii Teatralnej. W tym czasie rozmawiałem z kimś o historii białostockich Żydów, o tym jak 50 tysięcy osób zginęło w tamtejszym getcie. I to pozostało we mnie, więc kiedy zobaczyłem podczas spaceru w Centralnym Parku setki czarnych ptaków, które wzbiły się w powietrze, usłyszałem tę kakofonię, pomyślałem, że to są właśnie dusze tych 50 tysięcy zamordowanych Żydów.

O czym pan opowie widzom? Co w tej opowieści jest najważniejsze?

E.B.: Głównym tematem "Czarnych ptaków" jest dialog historyczno-kulturowy, a właściwie jego brak. Polacy i Żydzi powinni więcej rozmawiać o wspólnej przeszłości.

Czy wskazuje pan na przyczyny takiego zachowania albo radzi, co zrobić, by dialog ten zaistniał?

E.B.: Zadaniem teatru nie jest dawanie odpowiedzi.

W takim razie co?

E.B.: Teatr ma skłaniać do refleksji nad znaną i zastaną rzeczywistością, jego zadanie polega na zadawaniu pytań.

Kilka lat temu zrealizował pan "Czarne ptaki" we wspomnianym już Białymstoku. Jak na ten spektakl zareagowała tamtejsza publiczność?

E.B.: Trudno powiedzieć, bo nie byłem na wszystkich spektaklach. Szczególnie pamiętam spotkanie po jednym z nich - na widowni siedzieli studenci i licealiści. Wielu z nich powiedziało, że po raz pierwszy usłyszało o tej części historii swojego miasta. Niektórzy nauczyciele również to potwierdzili. Z jednej strony ich pozytywna reakcja mnie ucieszyła, ale z drugiej, to zastanawiające, że w programie szkolnym temat przeszłości Żydów polskiego pochodzenia jest pomijany.

Dlaczego zdecydował się pan wyreżyserować tę sztukę po raz drugi?

E.B.: Ten spektakl nie miał długiego życia w Białymstoku, szybko go zdjęto z afisza, więc wraz z Markiem Waszkielem [dyrektorem Teatru Animacji - przyp. red.], pomyśleliśmy, że ciekawie byłoby mu dać nowe życie. Oprócz tego to także możliwość, by głębiej spojrzeć w ten tekst i rozwinąć spektakl.

O te zmiany również chciałam zapytać. Czy czas pozwolił panu dostrzec w tym temacie coś innego? Czym te dwie realizacje się różnią?

E.B.: Parę elementów dodaliśmy, coś usunęliśmy. Główną różnicą jest to, że miejscem akcji spektaklu, który zrobiliśmy w Białymstoku, było tamto miasto. W przypadku poznańskiej realizacji akcja dzieje się jednocześnie w kilku miejscach: Warszawie, Łodzi, Białymstoku.

Kim są bohaterowie sztuki? Czy ich historie są prawdziwe?

E.B.: Tak i nie. To historia rozpięta pomiędzy 1906 a 2016 rokiem, a postaci w niej występujące łączą w sobie losy prawdziwych ludzi - na przykład dyrektora teatru lalek. Kiedy byłem w Polsce po raz pierwszy, na początku lat 80., na Festiwalu Sztuki Lalkarskiej w Bielsku-Białej poznałem dyrektora, który powiedział mi, że gdyby władze wiedziały, że jest Żydem, to straciłby pracę. Wówczas niewielu Żydów pozostało w Polsce, większość wyjechała w 1968 roku.

Podobno historia ta jest dla pana w pewien sposób osobista. Czy mogę zapytać dlaczego?

E.B.: Nie powiedziałbym, że historia sama w sobie, bezpośrednio jest osobista, tylko raczej sposób, w jaki pisałem tę sztukę. Myślę, że Shoshana [obecna przy rozmowie Shoshana Bass to córka Erica Bassa, autorka choreografii do spektaklu - przyp. red.] również tak uważa. Odpowiadając na to pytanie, opowiem pewną anegdotę, bo oddaje to, co czuję. Kiedy przechadzam się po targu w Polsce i widzę pamiątki - jest nią np. Żyd "na szczęście" - to zastanawiam się, co musiałoby być jego odpowiednikiem w USA? Chyba figurka Indianina. Rzeczywiście, był taki czas w Ameryce, że kiedy miałeś sklep i sprzedawałeś w nim papierosy, to przed sklepem zawsze stał wielki Indianin. Ale dziś to się już nie zdarza. Bo dziś w Ameryce naprawdę dużo rozmawiamy o rasizmie. Bo coś dziwnego się dzieje, kiedy jakaś część populacji nagle znika i staje się wyłącznie mitem.

Shoshana Bass: "Czarne ptaki" stawiają nas na początku tej rozmowy. Zanim pójdzie się naprzód, trzeba czasami wykonać jeden krok wstecz. I ten spektakl właśnie daje nadzieję, że to się uda. Czuję to zarówno jako zwyczajna osoba, ale też współtwórca spektaklu. Dla mnie praca nad tym spektaklem - już w Białymstoku, bo po dwóch latach wróciłam do Polski, do ludzi, z którymi nad nim pracowaliśmy, przekłada się właśnie na budowanie historii i relacji.

Dlaczego ten temat w ogóle pana, Amerykanina, zainteresował?

E.B.: Moi dziadkowie pochodzą z Polski, babcia z Lublina, a dziadek z okolic Warszawy. Byli "polskimi Żydami". Ale co to właściwie znaczy? To taka nieporadność języka, bo mówimy o Polakach i Żydach tak jakby Żydzi nie byli Polakami. To problem językowy, który napędza z kolei problem rasowy. Nie wiem, jaki ten nowy język miałby być, ale tak długo, jak tylko czujemy się niewygodnie z językiem, więcej myślimy o tym, co mówimy i w jaki sposób. Właśnie problem rasizmu skłonił nas do rozmowy na temat języka, jakim się posługujemy. Chcemy znaleźć słowa, które nie są negatywnie nacechowane.

Rozmawiamy o treści, a ja chciałabym również zapytać o formę tego spektaklu. "Czarne ptaki" to propozycja lalkowa.

E.B.: Lalki są piękne. Zrobiła je Eva Farkašowá, scenografka ze Słowacji. Powstały w pracowni w Białymstoku. Wśród lalek będzie m.in. rabin z 1906 roku, kobieta z getta 1942 roku, druga spoza jego murów i dyrektor teatru lalek w Polsce z 1968 roku. Oprócz nich pojawią się także współczesne postaci grane w żywym planie: młody tancerz z Polski oraz tancerka z Ameryki, którzy szukają wspólnego języka, by móc razem dalej pracować.

Czy lalka rzeczywiście potrafi więcej? Wierzy pan w to?

E.B.: Lalka na pewno potrafi inaczej. Lalki robią rzeczy, których aktor nie potrafi. A aktorzy te, których nie potrafi lalka. I wszystko to, co wydarza się między aktorem a lalką, nie mogłoby zaistnieć pomiędzy dwiema lalkami albo dwójką aktorów. Kiedy lalka wchodzi w interakcję z człowiekiem, powstaje pewnego rodzaju most pomiędzy dwoma różnymi światami. I to też jest istotnym elementem spektaklu. Zwłaszcza teraz, w 2016 roku, podejmując dialog z historią, w pewnym sensie komunikujemy się z inną rzeczywistością.

Dziękuję za pomoc w tłumaczeniu Agacie Drwiędze.

***

Teatr Animacji

premiera: 12.05, g. 19

kolejne spektakle: 13.05, g. 17 oraz 15, 18 i 19.05, g. 19

bilety: 30 zł (n) i 25 zł (u)

spektakl dla młodzieży i dorosłych

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji