Artykuły

Ten wariat Płatonow Czechowa

U nas to się nazywało przybyszewszczyzną, w Rosji - arcybaszewszczyzną. Ale Arcybaszew napisał Sanino w 1907 ro­ku, Przybyszewski zaś swój wpływ na atmos­ferę artystyczną Młodej Polski wywierać zaczął na przełomie wieków XIX i XX, natomiast "Płatonow" powstał podobno już w latach 80-tych, gdy Czechow miał zaledwie 20 lat. Piszę podobno, gdyż ta komediodrama została odnaleziona w dwadzieścia lat po śmierci autora i za jego życia nie była gra na (jakoby zdyskwalifikował ją moskiewski Teatr Mały), i nie znalazła się w zbiorowych wy­daniach sztuk Czechowa.

UPŁYNĘŁO jeszcze 30 lat nim Jean Villar zdecydował się na wystawienie utworu, który dotąd nie miał nawet tytułu. Prapremiera w paryskim Theatre National Populair wywołała sporo szumu. Zaczęto grać "Płatonowa" w teatrach różnych krajów, zagrano go również w Moskwie, w Teatrze im. Wachtangowa. W Polsce w zeszłym roku wystawiono tę sztukę w Teatrze Dra­matycznym w Warszawie, teraz pokazano ją u nas, w zupełnie jednak innym opracowaniu. Z ogromnego tekstu, przełożonego przez Adama Tarna, Róża Ostrowska i Jerzy Goliński wy­kroili trzy i tak przydłu­gie akty, które stanowią tylko jedną trzecią tego co napisał młody Czechow. Wykreślili nawet ze sztuki całą rodzinę Trylickich, stanowiących zamknięty zespół ludzki. Nie tylko jednak to różni wybrzeżowego "Tego wariata Płatonowa" od warszawskiej adaptacji na­zwanej krócej "Płatonow". Niewiele zostawiono w przedstawieniu gdańskim z demaskatorskiego obrazu stosunków społeczno-obyczajowych schyłkowej Rosji. Także atmosfera katastrofy finansowej rodziny Wojnicewów dopiero nabrzmiewa w ostatnim akcie, nie jest specjalnie ponura, a wcale już nie groteskowa. Może dlatego generałowa, jej pasierb i Lonia są rmniej autentyczni? Najbardziej wielowymiarowymi postaciami są natomiast dwaj dekadenci - sam Płatonow i student Wengierowicz, syn żydowskiego potentata finansowego, zagubieni ale i cyniczni: bez­radni i słabi ale i perfidni: doktrynerscy i kabotyńscy, ale wyrastający ponad miarę oto cienia. Jest też chłop koniokrad Osip, morderca i filozof, o twardym, a zarazem ckli­wym sercu, przeżartym dekadenckim pesymizmem, sięgającym korzeniami do nie­wyżytego erotyzmu.

Tak napisał te postacie autor, a co z tego wyszło na scenie?

Po ogrodzie w majątku generałowej wokół chaty Płatonowa, który jakoby jest wiejskim nauczycielem, choć ani razu nie słyszy­my o szkole, wreszcie w dworskim salonie przewija się wiele jeszcze postaci. Nawet nie wszystkie stanowią tło. Są eż współtwórcami powikłań - zdawałoby się - głównych nurtów sztuki: równoczesnego romansowania Płatonowa z czterema kobietami, mis­trzowskiego zapijania się większości osób, anarchii i nihilistycznej negacji.

Sztukę wyreżyserował Jerzy Goliński. Jakie odbicie znalazła jego praca w aktorskich ujęciach postaci?

Stanisław Michalik stworzył sugestywną postać filozofują­cego ex-studenta, ex ziemiań­skiego synka, zmuszonego do niewdzięcznej roli nauczyciela wiejskiego. Sugestywny jest w swych dekadenckich wynurze­niach i niekonsekwencjach. Nie chce się jednak wierzyć, aby w nim tak bez pamięci kochać się mogły wszystkie występujące na scenie kobie­ty. Nie widzimy aby je uwo­dził, nie czaruje powierzchownością, nie błyszczy mądroś­cią, tyle, że wszystkim wymy­śla od durniów i idiotów, i pije bez wszelkiej miary. Cze­muż więc tak go kochają, czemuż gotowe są dla niego na wszystko? Autor każe nam na słowo wierzyć w donżuańską moc Płatanowa, zaś aktor jakoś tego nie uprawdopodobnia. Generałowa Wojnicewowa winna być nie tylko znudzoną i kapryśną damą, ale też kobietą pełną urody i czaru, temperamentu i cierpienia. Trudna, skomplikowana rola. Jadwiga Gibczyńska wyposażyła ją po trochu we wszystkie te wartości, ale wszystkie je wygrywała na półtonach, zbyt eni­gmatycznie. Czemu zrobiła się też na panią w balzakowskim wieku? Mogła i powinna chyba być młodziutką wdową.

Tym razem zupełnie bez wyrazu zagrała Sonię Jadwiga Polanowska. Dlatego też i kulminacyjna scena sztuki - zabójstwo Płatonowa nie ma właściwej siły dramatycznej. Natomiast wszystko co robił, o czym mówił Sergiusz jest oczywiste, wyraźne i jasne. Postać, którą stworzył Krzysztof Wieczorek nie ma niedomó­wień. Kapitalny był Stanisław Michalski - pijak, aż do upo­dlenia, bezmyślny rozrzutnik wyżebranych przed chwilą ru­belków, równocześnie jednak lekarz, pamiętający o obowiązkach swego zawodu. W chwilach pijaństwa był tak realistyczny, że wierzyć się nie chciało aby człowiek mógł tak zbydlęcieć.

Z pary Wengierowiczów bardziej mi się podobał syn. Tadeusz Borowski zagrał tego pozującego na dekadenta studenta, na tyle jednak rozsądnego, ażeby pamiętać o zastawionej złotej dewizce, z doskonałym wyczuciem proporcji między tym co trzeba, a co jest już przerysowaniem. Na pewno źle ustawiono postać Wengierowicza - Ojca (Antoni Biliczak). Przecież to musi być Żyd - potentat. Takiego tylko - bankiera lub wielkiego przemy­słowca wpuszczano wtedy do ziemiańskich salonów. Na pew­no w owych latach 80 nie ścierpiono by w "towarzystwie" chałaciarza nawet w sobolowej czapie.

Skoro mowa o kostiumach. Niedopatrzeniem nie do daro­wania jest rubaszka Płatono­wa. Trzeba wiedzieć, że koszu­lę taką zapina się na boku szyi i na ramieniu, a nie jak zwykłą koszulę. Fatalnie też ubrano Lecha Grzmocińskiego. Patrząc na niego zdawało się, że to Robinson Cruzoe, a nie ukraiński chłop.

Z drugiej pary ojciec - syn Głagoliewów również lepiej do mnie przemówił młody Cyryl Tadeusza Rosińskiego. Dosta­tecznie przekonywał, jakim jest cynicznym kłamcą i po­dłym intrygantem. Natomiast mniej się wierzyło w szlachet­ność wielemówiącego ojca (Leon Załuga). Jak na grottgerowskim obrazie, tak, pięknie i szlachetnie wyglądała Lucyna Legut. Zagrała też Saszę Płatonową z właściwym umiarem, nie pozbawiając jej jednocześnie liryzmu. Doskona­łą sylwetkę kupca Bugrowa stworzył zawsze niezawodny Tadeusz Gwiazdowski. Dobrzy też byli Kazimierz Iwor i Elżbieta Goetel.

Scenografia Jadwigi Pożakowskiej i Alego Bun­scha. Poza zastrzeżeniami kostiumowymi mam jeszcze pretensje do chaty, w któ­rej mieszkał Płatonow. Tylko rzeźbiona balustrada na werandzie była autentycz­nie rosyjska, reszta znów robiła na mnie wrażenie jakby rzecz działa się w podzwrotnikowej puszczy, a nie na południu Rosji.

I jeszcze jedna uwaga. Czemu w odróżnieniu od aktu I i III - w których obowiązuje jedność miejsca - akt drugi poszatkowano na kilka scen, odbywają­cych się zawsze przy cha­cie Płatonowa tyle, że od­wracającej się w coraz to inną stronę? Przerwy na zmianę położenia chaty tyl­ko przedłużają i tak już nie krótki (3-godzinny) spektakl.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji