Artykuły

Sposób życia najtrudniejszy

Gdy na dużej scenie Teatru Drama­tycznego Elektra walczy mieczem, krwią o prawdę i sprawiedliwość - w tym samym czasie na Sali Prób, w ka­meralnym otoczeniu spokojnej kance­larii adwokackiej, melancholijny, cichy Bartleby mówi tylko: nie, wolałbym nie. Ale konsekwencja tych słów jest ogromna.

Jerzy Zawieyski w 1963 roku napisał komedię "Protest", na motywach noweli Hermana Melville'a pt."Kancelista Bartleby". Sceniczne życie uzyskała ona dopiero dziesięć lat później, w końcu roku 1973, pod tytułem: "Bartleby". Akta bogatych amerykańskich klientów dokładnie ponumerowane, segregatory, kartoteki od podłogi aż do sufitu. Rządzi tu niepodzielnie mecenas Sebastian Kran, w otoczeniu dwóch, kancelistów, chłopca na posyłki. Harmonijna symbioza pryncypała z potaku­jącym mu skwapliwie chórem podwładnych. Atmosfera zasad, z lubością i satysfakcją podkreślanych przez szefa: "Najłatwiejszy sposób życia jest naj­lepszy". "Niepokój duszy szkodzi zdro­wiu". Optymizm, że świat jest doskona­le urządzony a idzie jeszcze ku wspa­nialszej przyszłości. Zaangażowano trzeciego pracownika: Bartleby zwany też dla wygody Bobkiem. I oto po paru miesiącach, bez widocznej przyczyny odmawia on wykonywania poleceń, nie, chce opuścić biura. Mówi tylko swoje: nie, wolałbym nie. Wstrząs dla obser­watorów, różne reakcje. Ubóstwo, osamotnienie, surowa rezerwa, milczenie, ustawiczne: nie - ryzykujące wszystko, nawet życie (bo z tego biernego, pry­watnego protestu robi się afera publiczna, aż do politycznej włącznie, z interwencją policji) - wywołuje zmianę ; świadomości innych. Najbardziej u pryncypała Krana. Zaczyna rozumieć konieczność akceptowania odrębnej osobowości budzi się w nim z uśpie­nia dawno stłamszone poczucie godności, zrzuca wreszcie maskę wiecznego optymisty i oportunisty. Zawieyski z wyczuciem artysty przypomniał; że są wartością odrębne, nietypowe, mające prawa bytu - nie tylko, co proste jasne, logiczne ponumerowane, zatwierdzone aktem prawa i paragrafu. Broni jednostek które są w opozycji wobec świata, zabłąkane, nie­pewne, zagubione. Ci nieudacznicy czują bowiem wiele, znacznie nieraz więcej od ludzi rozsądnych, silnych. Gną się wtedy pod ciężarem bólów i niedoli ludzkości. Jak Bartleby, który przeciwko temu mógł zaprotestować tylko sobą. Wbrew dewizom otoczenia wybrał "najtrudniejszy sposób życia". I okazało się,że ma to wielką wagę. Stało się zaczynem, fermentem nowego.

Piotr Fronczewski wygrał bardzo subtelnie milczącą wymowę desperackiego buntu. Jego Bartleby delikatny w obejściu, nieśmiały, blady, z dziwnie odległym, zapatrzonym w siebie spoj­rzeniem smutnych oczu - miał ogrom­ną koncentrację wewnętrzną, tym przy­kuwał uwagę widza. To wielką sztuka dla aktora; tak skromnymi, prostymi środkami tyle osiągnąć. Mieczysław Voit gospodarował w swoim gabinecie (zbudowanym znakomicie przez Jana Kosińskiego) swobodnie, naturalnie i z całą prawdą przeżywał kolejne stadia zdziwienia, oburzenia, zainteresowania, niepokoju, fascynacji, wreszcie serdecz­nego przywiązania i podziwu dla kło­potliwego współpracownika. Ciekawa rola. Tło w miarę komiczne, w miarę komiczne w miarę charakterystyczne tworzyli umiejętnie: Zbigniew Koczanowicz. Stanisław Wy­szyński, Maciej Damięcki. Starannie wyreżyserowane i grane, kameralne, skromne przedstawienie w Sali Prób może być i pożywką myślową, i dobrym spędzeniem wieczoru, i osobistym spot­kaniem z Jerzym Zawieyskim.

*

Na co się jeszcze chodzi w Warsza­wie z niedawnych nowości? W Teatrze Małym wreszcie - po kilku mniej fra­pujących spektaklach - świetna .Kar­toteka" Różewicza, w reżyserii T. Min­ca, z kapitalnym Siemionem. Zabawa i nutka czarnej refleksji w Teatrze Współczesnym na "Szczęśliwym wyda­rzeniu". Choć trochę grymasimy, wzdy­chając: "to nie ten najlepszy Miożek" - jeszcze znajdziemy coś dla siebie. W tekście, który farsowe a surowo ukazuje teraźniejszość i przyszłość świata: w grze aktorów. Szczególnie cieszy krea­cja W. Michnikowskiego (Przybysz). W Ateneum poetycki "Fantazy", spod reżyserskiej ręki M.Prusa. Starannie podane słowo, upiękniona scena w girlandach róż (odtrutka chyba na słomę i biegające po deskach kury - jak to już ze Słowackim w teatrze bywało) Sztu­czność, realność, pozowanie, prawda, komedia i serio - opalizuje tu lekko, płynnie. Kilka dobrych ról wśród nich: A. Śląska (Idalia), J. Kamas (Fantazy), J. Świderski (Rzecznicki).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji