Artykuły

Skoro Annuszka już rozlała olej, biegu zdarzeń nic nie zatrzyma

Mistrz i Małgorzata w reż. Wojciecha Kościelniaka z Teatru Muzycznego Capitol we Wrocławiu na XXIII Bydgoskim Festiwalu Operowym. Pisze Ewa Czarnowska-Woźniak w „Expressie Bydgoskim”.

„Kiedy zachodziło właśnie gorące wiosenne słońce, na Patriarszych Prudach zjawiło się dwu obywateli...” To pierwsze słowa genialnej powieści Michała Bułhakowa Mistrz i Małgorzata. Każdy maturzysta wie, że za chwilę obywatele ci, literaci Berlioz i Bezdomny, spoczną na ławeczce, a potem dołączy do nich tajemniczy obcokrajowiec. Szaleniec pewnie, bo twierdzi, że jadł śniadanie z Kantem i znał Jezusa. Z pewnością głupi, bo uważa, że literaci nie zjedzą kolacji w „Gribojedowie” przez jakąś Annuszkę, która rozlała właśnie olej na ulicy...

I wiedzą maturzyści, że nieznajomy, Szatan we własnej osobie (choć na użytek wizyty w Związku Radzieckim nazywany z obca Wolandem) miał rację. Berlioz przez plamę oleju znajdzie się pod tramwajem, który obetnie mu głowę. A Bezdomny trafi do szpitala wariatów, bo kto mu uwierzy, że ten cudzoziemiec, któremu towarzyszy gadający kot na dwóch nogach (!), wszystko to przewidział?...

Demonicznym Wolandem jest w przedstawieniu przywiezionym na XXIII Bydgoski Festiwal Operowy przez Teatr Capitol z Wrocławia Tomasz Wysocki (gościnna rola aktora Teatru im. Słowackiego w Krakowie). Wpędzonym w szaleństwo Bezdomnym — znany aktor serialowy — Mariusz Kiljan. Jego nadekspresyjna (stosownie do potrzeb) rola to też jedna z pereł w sznurku znakomitych interpretacji, od których lśni wrocławska adaptacja Mistrza i Małgorzaty. Bo trzeba od razu podkreślić, że kilkugodzinny spektakl jest i tak okrojeniem powieści. Przystosowanej do sceny, według mnie, bardzo sensownie. W oryginale, sceny moskiewskie są równoważone narracją historii Ha-Nocri, powieściowego dzieła życia tytułowego Mistrza, którym w czasie tworzenia opiekowała się muza i kochanka Małgorzata. I u Bułhakowa była to równie porywająca opowieść. Tu otrzymamy zaledwie kilka scen z udziałem Poncjusza Piłata — ale akurat tyle, by mieć kontrapunkt do zdarzeń moskiewskich. Przy całym piekle na ziemi, jakim była radziecka Moskwa, przy portretowaniu chciwych, rozpustnych, bezbożnych jej mieszkańców, niezachwiana dobroć Jeszui Ha-Nocri stanowić ma oparcie.

A przecież, w finale (o czym również świetnie wiedzą czytelnicy lektury obowiązkowej), Mistrz i jego towarzyszka nie zwrócą się w stronę światła. Osiągną po prostu wieczny spokój.

A tego spokoju nie doświadczą widzowie wrocławskiego musicalu. Na scenie bez przerwy jest szaleństwo tańca, śpiewu, bieganiny, kolorów, wystrzałów, efektów prawie magicznych (pamiętne ośmieszenie moskwiczan w Varietes). I dużo, dużo dobrego — także i przede wszystkim wokalnie — aktorstwa. Oprócz wyżej wspomnianych, na największe, moim zdaniem, brawa, zasługuje narratorka, Kobieta (Justyna Szafran). Widzowie nie mogli też oderwać oczu (nie tylko w scenie topless) od Helli (Ewelina Adamska-Porczyk). Zwinnością i śpiewem zachwycał kot Behemot (Mikołaj Woubishet), uwagę przykuwała ewoluująca na naszych oczach Małgorzata (Magdalena Wojnarowska). Autorem tekstów piosenek był grający Mistrza Rafał Dziwisz (również gość z Teatru Słowackiego), a świetną muzykę stworzył i grający na żywo (a jakże!) zespół poprowadził Piotr Dziubek.

Mistrz i Małgorzata z Capitolu? Brawo, brawo, brawo!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji