Artykuły

Mamalis na Manifę!

"Skarpety i papiloty" Julii Holewińskiej w reż. Roberta Drobniucha w Teatrze Maska w Rzeszowie. Pisze Izabela Szymańska, członkini Komisji Artystycznej XXII Ogólnopolskiego Konkursu na Wystawienie Polskiej Sztuki Współczesnej.

Otwierają się drzwi pokoju, wchodzi kobieta. W jednej ręce trzyma teczkę, a drugą ręką zasłania nos gdy kicha. - Alicjo, przepraszam że przeszkadzam, ale jednak muszę wziąć jeden dzień zwolnienia. Poradzisz sobie? - mówi. Kamera pokazuje osobę, do której się zwraca. Kilkuletnia dziewczynka w stroju królewny patrzy z niezrozumieniem i aż z wrażenia upuszcza różdżkę z ręki. A na ekranie pojawia się napis: Mamy nie biorą zwolnienia, mamy biorą - i tu pada nazwa leku na przeziębienie.

O tym ile złego robi ta reklama można napisać książkę. Przede wszystkim promuje wizerunek matki jako rzekomo jedynej istoty odpowiedzialnej za całą rzeczywistość dziecka. Nadto w świecie tu przedstawionym domowa rola kobiety jest gorsza niż w najbardziej nieludzkiej korporacji. To wynaturzona wersja zaangażowanego, współczesnego macierzyństwa: silnie umocowana w tradycji Matka Polka została przebrana w strój kobiety biznesu, i już, mamy receptę na nowoczesne publicity! Lek się sprzedaje, a kobiety zamęczają się na śmierć.

Przypomniała mi się ta reklama gdy oglądałam przedstawienie "Skarpety i papiloty". Powinno się je, żeby wyrównać szkody spowodowane trzydziestosekundowym spotem, puszczać codziennie w najlepszym czasie antenowym!

W spektaklu widzimy uroczą lisią rodzinę. Mieszkają w leśnej norze, ich twarze w kształcie serc przypominają poduszki na szpilki, jakie robiło się na ZPT. Na śniadanie jedzą omlety z dżdżownicy i pasztet z myszy. Tata pracuje w Zarządzie Głównym Lasów i Borów, dzieci chodzą do zwierzakoprzedszkola, a mama - jak to się mówi - "siedzi w domu". I od niezgody na niedostrzeganie jej pracy zaczyna się spektakl. Temat wyceny zajęć kobiet w domu, ułatwiania powrotu na rynek pracy, łączenia macierzyństwa z karierą był już oczywiście podejmowany i przez Manify, i akcje społeczne, i nawet artykuły w kolorowej prasie kobiecej. Julia Holewińska w sztuce i rzeszowski Teatr Maska w innym miejscu stawiają akcent. Twierdzą, że powrót matki do pracy nie jest wyłącznie sprawą matki, ani nawet sprawą rodziców. To sprawa całej rodziny z najmłodszymi dziećmi włącznie.

Dom lisów jest typowy. Mamalis jest adresatką pierwszych słów, które po przebudzeniu wypowiadają córka Natalis, syn Bobolis i mąż Tatalis. Musi natychmiast rozwiązać ich dramaty: zaginięcie krawata z liści kasztanowca, rychłą śmierć głodową wywołaną brakiem kleika z robaków, niechybny ostracyzm towarzyski spowodowany kokardkami upiętymi na głowie. Musi także nie dopuścić do wybuchu wojny domowej, w której zamiast granatów latają obelgi takie jak "matołku!". Mamalis ma dość i na melodię piosenki zespołu Lombard śpiewa własny protest-song zakończony słowami "Czemu losy świata leżą w moich rękach?".

Kiedy sytuacja się uspokaja siada nad gazetą i czyta ogłoszenia. Wszystkie mają absurdalne wymagania, więc wpada na pomysł, żeby założyć własną firmę. I tu udaje się Holewińskiej przemycić to co dziś jest chyba najbardziej rozsądnym trendem społecznym, czyli dowód, że macierzyństwo, budowa rodziny, nie jest utrapieniem, tylko wartością. Tatalis reaguje sceptycznie: boi się utraty reputacji, a przede wszystkim myśli, że to fanaberia, skoro on wystarczająco dobrze zarabia. Dzieciaki czują, że to trudny temat i zamiast rozmowy zaraz będzie draka, więc chcą dać drapaka. Ale Mamalis trzyma wszystkich przy stole. Decyduje, że będzie robiła to, czego nauczyła się właśnie dzięki byciu mamą, żoną, gospodynią: pomoże innym lisicom w prowadzeniu domu, a po niezbędnych porządkach i odnalezieniu wszystkich skarpet już dla czystej przyjemności będzie kręcić im papiloty.

Oczywiście początki są komiczno-tragiczne, bo świetnie dotąd zarządzane przedsiębiorstwo, jakim był lisi dom, z dnia na dzień wali się pod wodzą nowego prezesa, czyli Tatalisa. Załogą natychmiast zaczyna rządzić anarchia. Jednak po licznych perypetiach wszystko udaje się ułożyć. W końcu skoro każdy ma cztery zdrowe łapy, wystarczy, że będzie robił co potrafi najlepiej, a wtedy wszyscy znajdą czas na realizowanie marzeń, a przy okazji nauczą się troski o innych oraz odpowiedzialności za wspólne dobro.

Przedstawienie z rzeszowskiej Maski jest dowodem na to jak wiele dobrego dziecięcy teatr może zrobić dla zmiany relacji i ról społecznych. Podobnie jak popkultura teatr też buduje wymyślony świat, opowiada bajki. Na szczęście spektaklami takimi jak ten zapisuje dzieciom w głowach bardziej ludzkie modele życia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji