Artykuły

Komu dobrze na Rusi

Klata, Makbet i Złota Maska.

Rząd 8, miejsce nr 12. To najważniejszy fotel teatralny świata. Zasiadał w nim Konstanty Stanisławski, założyciel Moskiewskiego Teatru Artystycznego, zwanego w skrócie MChaT. Teatr od roku 1902 działa w Zaułku Kamergierskim tuż przy skrzyżowaniu z Bulwarem Twerskim, główną ulicą Moskwy. Stanisławski przeszedł do historii, jako twórca tzw. systemu Stanisławskiego, który uformował estetykę światowego aktorstwa XX w. Od tej metody zaczynają naukę zawodu zarówno adepci teatru, jak i gwiazdy Hollywoodu. MChaT stał się niedoścignionym wzorem artystycznego teatru repertuarowego ze stałym zespołem i repertuarem. Mimo upływu lat jego blask i magnetyczna siła nie gaśnie, o czym każdego wieczoru świadczy szczelnie wypełniona ponad 700-osobowa sala. Bilet kosztuje równowartość 130-160 zł. U starszych pań, które kręcą się przed wejściem szepcząc kusząco — bilety na dzisiaj, bilety na dzisiaj — kwota ta wzrasta do odpowiednika 300-400 zł. I chętnych nie brakuje.

Co najmniej tyle wydać trzeba będzie w maju, by obejrzeć oficjalną premierę Makbeta [na zdjęciu] Szekspira. Reżyserował Jan Klata, dyrektor Starego Teatru w Krakowie, pierwszy polski reżyser, który zasiadł w fotelu Stanisławskiego. Pokazy przedpremierowe odbyły się przed tygodniem i rozpaliły emocje. Dwugodzinny spektakl Klaty, jak na przyzwyczajenia moskiewskich teatromanów, uchodzi za krótki, więc to nie znużenie powodowało, że każdego wieczoru opuszczało salę kilkadziesiąt osób. Ci, którzy zostali do końca, a była ich znakomita większość reagowali entuzjastycznie, wstawali do oklasków, rzucali na scenę kwiaty. Euforia udzieliła się aktorom, dla których praca z Klatą, stała się spotkaniem z oryginalnym, nowoczesnym językiem teatru. Grający rolę tytułową gwiazdor rosyjskiego kina Aleksiej Krawczenko w wywiadzie dla „Izwiestii" mówił: ,,Jego wizja inscenizacyjna idzie na przekór tradycyjnemu teatrowi. Narusza dobre samopoczucie widowni''.

Styl Klaty w Polsce dobrze znamy, ale w Moskwie reżyser mógł ukazać go z nieosiągalnym u nas rozmachem. Scena MChaT-u jest niemal trzy razy większa niż w Krakowie, oprócz szekspirowskiej obsady zmieściła się na niej również grupa 21 słuchaczy studium aktorskiego, którzy pod kierunkiem choreografki Dominiki Knapik stworzyli zdyscyplinowane szkockie wojsko. To oni stali się tworzywem, z którego wyrzeźbione zostały najbardziej widowiskowe epizody. Wspomagała ich w tym Justyna Łagowska. Na początku scena wysypana jest ponad tysiącem zielonych baloników, pomiędzy którymi brodzą wiedźmy. Nagle jeden, drugi, trzeci i kolejne pękają, a spod nich niczym zombi wyłaniają się półnadzy kadeci. Trzask strzałów narasta, zamienia się w bitewny łoskot, rozświetlany militarnymi racami. Żołnierzyki w amoku niszczą balony, po których pozostają zielone strzępy, przypominające leśną ściółkę. Walać się tak będą do końca spektaklu, kiedy to Lasem birnamskim stanie się tyraliera rekrucików w kamuflażowych pelerynkach... Oni też odśpiewają wcześniej Makbetowi piosenkę Adele ze Skyfall: ,,To już jest koniec! Niech niebo spadnie...''. W opracowaniu muzycznym Roberta Piernikowskiego brzmi chyba nawet bardziej porywająco niż w oryginale.

Makbet w spektaklu Klaty nie jest żadnym neurastenikiem, przepełnionym poczuciem winy. To znużony żołnierz, biorący pełną odpowiedzialność za zło, którego musi się dopuścić, by historia toczyła się dalej. Bo przecież król Duncan w interpretacji Rozy Chajrulliny, drobniutkiej, siwiutkiej aktorki starszego pokolenia, ani książę Malcolm Aleksandra Sejczewa, infantylny wielki tłuścioch z siatką na motyle, nie są partnerami dla Losu. Równie bezradna jest Lady Makbet, grana zgodnie z elżbietańską tradycją przez mężczyznę — Igora Chripunowa. Najwięcej o tej postaci mówi scena, gdy dogorywa w przebraniu ćmy. Kręci się na podłodze do dźwięków kołysanki Rosemary's baby Komedy w wykonaniu Mike'a Pattona. Lady Makbet jako nocny motyl, rosyjski motyliok? A dlaczego nie? Przecież dworzanie mówią, że królowa nocami czuwa. Klata umie błyskotliwie wyciągać inscenizacyjne konsekwencje z niezauważalnych przez innych drobiazgów.

Pierwsze pokazy Makbeta odbyły się nazajutrz po zamknięciu festiwalu Złota Maska, podsumowania osiągnięć rosyjskiego teatru. 110 tytułów w trzy miesiące. O trzech arcydziełach trzeba tu wspomnieć.

Najpierw Komu na Rusi dobrze się dzieje w reż. Kiriła Sieriebriennikowa. To adaptacja XIX-wiecznego poematu Mikołaja Niekrasowa, z pasją atakującego rosyjskie pijaństwo, korupcję i niesprawiedliwość. Publiczność dostrzega aluzje — i doskonale się przy tym bawi, bo Sieriebriennikow daje monumentalne widowisko łączące stylistykę telewizyjnego talk-show, koncertu estradowego, pokazu mody, spektaklu tańca i olśniewającego aktorstwa. 45-letni Sieriebriennikow trzy lata temu został dyrektorem Teatru im. Gogola, który zamienił w Gogol Centrum. Budynek z lożami i balkonami został wybebeszony i zaaranżowany na nowo i radykalnie. To jest teatr, który nie zawaha się przed niczym.

Kolejna rzecz to Ucieczka w reż. Jurija Butusowa w Teatrze im. Wachtangowa. Ta sztuka Bułhakowa opowiada o ewakuacji białogwardzistów z sowieckiej Rosji przez Krym do Istambułu. Epicka panorama okrutnej historii, dziwacznych typów, frustracji i zagubienia. Styl Butusowa, uchodzącego dziśza pierwsze nazwisko rosyjskiej reżyserii, polega na łączeniu wielkiego planu z żywiołowym, ekstatycznym aktorstwem. I w końcu trzecia perła: Eugeniusz Oniegin swoimi słowami. Dmitrij Krymow opowiedział arcydzieło Puszkina z myślą o widzach małych i dużych przy użyciu lalek i przedmiotów. Niczego nie spłycił, wiele sensów wyostrzył, wydobył ironię, a przy okazji zbudował perfekcyjnie działającą budę teatralnych cudów.

Polacy ciągle się przeglądają w rosyjskim zwierciadle. Wobec ostatnich napięć politycznych porównania z odchodzącym od demokracji systemem Władimira Putina stały się nagminne. Z perspektywy człowieka teatru widać jednak inne rzeczy. W Polsce władza traktuje teatr jako wroga, nieustannie próbuje go marginalizować, pozbawić środków. W Warszawie zlikwidowano cztery profesjonalne sceny, w zamian oddając do użytku jedną, czyli otwarty niedawno Nowy Teatr Krzysztofa Warlikowskiego. Analogicznych centrów pracy, wybudowanych lub zmodernizowanych na użytek wybitnych reżyserów, jest w Moskwie kilkanaście. Jednego wieczoru można obejrzeć kilkaset spektakli, a publiczność nie szczędzi entuzjazmu ani niemałych kwot na bilety. W rezultacie na afiszach pojawiają się najważniejsze nazwiska. Bob Wilson, Heinrich Goebbels, Romeo Castelluci, Jan Klata, a wkrótce również Grzegorz Jarzyna, który rozpoczął próby gombrowiczowskiej Iwony w Teatrze Narodów.

O takim, jak w Moskwie, przypadkowym nocnym spotkaniu w klubie aktorów ekipy Jana Klaty z Grzegorzem Jarzyną, Warszawa może tylko pomarzyć.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji