Znakomita robota
GRANA obecnie w Teatrze Dramatycznym, w przekładzie Jarosława Iwaszkiewicza, reżyserii Kazimierza Dejmka i scenografii Jana Kosińskiego, "Elektra" Giraudoux uchodzi za jedno z bardziej skomplikowanych zadań inscenizacyjnych. Utwór, powstały w ostatnich latach przed II wojną światowa (prapremiera paryska w roku 1937) powstał w warunkach historycznych, dla których coraz trudniej znaleźć dzisiejsze odnośniki. Na przykład wyrażona w ostatnim słowie idea świtania (jak tłumaczy francuską "a u r o r e" Iwaszkiewicz możliwie najbliżej oryginału, choć nie całkiem adekwatnie, bo z synonimami różnie bywa) przez zagładę świata uwikłanego w zbrodnie, mogła odpowiadać świtającemu wówczas w niektórych umysłach szczególnie optymistycznemu katastrofizmowi. Miało to jednak inny rezonans w erze dynamitu i trotylu niż przy dzisiejszych perspektywach kompletnego wodorowego pożaru całej planety. Jeżeli musimy patrzeć na temat z całkiem innego już punktu odniesienia, dzieło przestaje być "współczesne", nie jest już nawet "retrospektywne", jakim zdawało się w roku 1946. gdy Wierciński reżyserował je w Teatrze Wojska Polskiego w Łodzi. Staje się już całkowitą "klasyką." Ponieważ zaś klasykę obowiązuje doskonałość, mamy więc czas szczególnej próby dla sztuk Giraudoux. Czy staną się tylko dokumentem osobliwym swojej epoki, czy przejdą do trwałego skarbca repertuarowego?
OBECNA inscenizacja Dejmka w Teatrze Dramatycznym jest mocnym argumentem na korzyść trwałości Giraudoux, już przez niektórych przecież kwestionowanej. Może właśnie dlatego, że nie wszystkim udaje się tak jak Dejmkowi przedstawić całą wielopłaszczyznowość dzieła. Jest ono skomplikowane jak wzory brabanckich koronek. Dodajmy, że reżyser nie był tu sam w zmaganiach z grożącym poślizgami tekstem, w którym zasadniczy zrąb tematyczny: ciążący jak pierworodny grzech, ale bez chrześcijańskiej formuły odkupienia, przekleństwo losu nad bratobójczym rodem Atrydów, obrosło filozoficznymi dysertacjami i szczegółową psychologiczną analizą. Dzielą z inscenizatorami (reżyserem i scenografem) triumf także aktorzy. Gustaw Holoubek w roli żebraka, obarczony dodatkowo wzbogacającą tę postać częścią tekstu kobiety Narses, stworzył kreację ogromnie sugestywną i bogatą w odcienie interpretacyjne, pełną ironicznej pasji godnej antycznych filozofów i wróżbitów. Zofia Rysiówna w rolę Klitemnestry wlała całą furię kobiety opętanej przez nienawiść, ambicję i tragizm uczuć macierzyńskich. Jest najwiarygodniejszą Klitenmestrą jaką sobie można wyobrazić. W roli Egista Andrzej Szczepkowski stanowi dla niej kontrapunkt władczego spokoju i konsekwencji w zmierzaniu do celów. Zbigniew Zapasiewicz gra tym razem prostego człowieka o czystym sercu. Wypowiada swoje kwestie w sposób tak przekonujący, że nie dziwimy się burzy braw po jego ostatniej tyradzie.
Wiodącą i tytułową rolę Elektry. Jadwiga Jankowska-Cieślak potraktowała w sposób, który pozwala widzom prawdziwie przejąć się losem tej postaci, mimo że sztuka daje więcej pola do rozumowania niż przeżywania. Tadeusz Bartosik i Małgorzata Niemirska w rolach dostojnika i jego małżonki każą wierzyć w takie, a nie inne postępowanie tych scenicznych osób. Marek Kondrat w filarowej dla utworu roli Orestesa. Halina Dobrowolska, Krystyna Miecikówna i Janina Traczykówna jako Eumenidy, oraz Jarosław Skulski, Bolesław Płotnicki i Ryszard Szczyciński w krótszych rolach oficera i sług również dołożyli wiele od siebie do tej znakomitej roboty inscenizacyjnej i aktorskiej.