Świetliki niczym Kołakowski dla dzieci
Szykuje się niezły spektakl dla małych i dużych. "Świetliki" to bowiem - jak twierdzą twórcy - rzecz z gatunku "Alicji w krainie czarów" czy "Kubusia Puchatka". Czyli coś, co dzieci czytają i oglądają z wypiekami na twarzy, a i starsi zerkną z zainteresowaniem.
Gorącą miłością zapałał Świetlik do Biedronki. I zaczęły się kłopoty... W powodzi światła, w dziwacznych perukach, brzęcząc skrzydłami, historię uczucia opowiedzą białostoccy lalkarze. Premiera "Świetlików" - w niedzielę.
Żelazną pozycję czeskiej literatury dziecięcej, a u nas właściwie nieznaną, autorstwa Jana Karafiáta (1846-1929), wziął na warsztat Robert Drobniuch, młody reżyser, absolwent białostockiej Akademii Teatralnej, który debiutuje w instytucjonalnym teatrze. Drobniuch o "Świetlikach" usłyszał od Jana Polivki, scenografa rodem z Pragi. Książka go zachwyciła, zdecydował się przenieść ją na scenę - przy pomocy zresztą Polivki, który przygotował do spektaklu scenografię. A wyczarował ją m.in. za pomocą światła, które razem z muzyką odgrywa ogromną rolę w przedstawieniu.
- Ono przenika wszystko, zmienia się jak w kalejdoskopie. Jest partnerem aktora - mówi Czech. Światłem i światem natury są też inspirowane kostiumy (Ilona Binarsch) i muzyka (Michał Górczyński).
- "Świetliki" to dość nietypowy spektakl, bo przygotowany na podstawie XIX-wiecznego tekstu dla dzieci. Ale ciągle aktualny: mówi o trudnych tematach, bo o niefortunnej miłości i przemijaniu - opowiada Drobniuch. - Długo zastanawialiśmy się, jak o tym rozmawiać z dziećmi. W tym mądrym tekście wszystko dotyka istoty człowieczeństwa, opowiada o odpowiedzialności, jest metaforą ludzkiego świata, choć schowanego pod kostiumem świetlika. Za pomocą baśniowych chwytów przedstawimy studium człowieka w różnych przełomowych momentach. Gdy zaczyna dojrzewać, odróżniać dobro od zła, upada i znów się podnosi, zakochuje się i wreszcie dojrzewa do śmierci.
Marek Waszkiel, szef BTL: - Kiedy pierwszy raz czytałem tekst Karafiáta, byłem zdumiony, że o historii narodzin i śmierci można mówić tak pięknym językiem, bez zbędnego patosu, napuszenia, lekko, jak przy kawie. To taki Kołakowski dla dzieci.
W roli głównej zobaczymy Pawła Mroza z IV roku Akademii Teatralnej. Świetlik dorasta pod okiem rodziców: Elizy Krasickiej i Adama Zielenieckiego oraz cioci Janinki (Sylwia Janowicz-Dobrowolska), duchowej mentorki. Kłopoty zaczną się, gdy któregoś dnia Świetlik zakocha się w Biedronce. Jak wiadomo, te dwa stworzonka nigdy nie będą mogły mieć ze sobą dzieci, a Świetlikom przecież bardzo zależy na zachowaniu gatunku...
W pozostałych rolach zobaczymy: Małgorzatę Płońską, Agnieszkę Sobolewską, Iwonę Szczęsną, Krzysztofa Pilata, Pawła S. Szymańskiego.
Premiera - w niedzielę o godz. 18.
***
Zapowiada się gorący teatralny tydzień. Prócz "Świetlików" szykują się bowiem jeszcze w naszym mieście trzy różne premiery.
Fama: Niewidzialni
W piątek o godz. 18 czwarty już w swoim dorobku spektakl pokaże Teatr K3. Trzy aktorki - Marta Rau, Sława Tarkowska i Ewa Mojsak, mistrzynie teatru animacyjnego - zaprezentują "Niewidzialnych" przygotowanych specjalnie z myślą o dzieciach niewidomych. Jak tytułowy niewidzialny - niezauważany, nieakceptowany, nieważny - czuje się bohater spektaklu - Maciek . I paradoksalnie pomaga mu odzyskać wiarę w siebie dopiero niewidzący chłopiec.
Akademia Teatralna: Wiśniowy sad
Za arcydzieło Czechowa zabrali się studenci IV roku białostockiej szkoły lalkarskiej, którzy w sobotę pokażą "Wiśniowy sad". To ich spektakl dyplomowy. Autorem adaptacji i reżyserem jest Oleg Żugżda. Początek sobotniego spektaklu - godz. 17. O tej samej porze młodzi zagrają też w niedzielę.
BTL: Komediant
Za tydzień, w następną sobotę, kolejną premierę pokażą lalkarze. Zobaczymy "Komedianta" Thomasa Bernharda w reż. Mariana Pecko. To historia aktora Bruscona, podróżującego po kraju ze swoim rodzinnym teatrem. W jego komedii ludzkości występują: Juliusz Cezar, Napoleon, Winston Churchill, Albert Einstein i Adolf Hitler.