Trójkąt według Strindberga
"Strindberg - nasz współczesny", pisze w programie do przedstawienia w Teatrze "Ateneum" Lech Sokół. Istotnie, w sztukach Strindberga, których ostatnio sporo gra się w warszawskich teatrach, znaleźć można sytuacje i bohaterów przeżywających w podobny sposób swe psychiczne rozterki, co ludzie dzisiejsi. Strindberg wyrastał ponad swą epokę. Nie tylko dlatego, że pisał po swojemu, okazując się w rezultacie prekursorem wielu kierunków; również dlatego, że posiadł - dzięki wybitnej wrażliwości i przeżywaniu szczególnie mocno własnych niepowodzeń życiowych - ogromną wiedzę o ludzkiej psychice. Równocześnie czy nawet wcześniej od Freuda opracował podobną do psychoanalizy koncepcję ludzkiej osobowości. A przy tym jego własne kompleksy, np. wynikająca z nieudanych małżeństw niechęć do kobiet, okazały się znakomitym materiałem artystycznym.
"Wierzyciele", sztuka wystawiona w "Ateneum", swoisty koncert aktorski na trzy osoby, doskonale obrazuje fobie i lęki dramatopisarza. Na dodatek zaś, ponieważ rzecz jest jakby wypreparowana z konkretnej rzeczywistości, sprowadzona do czystych sytuacji psychicznych i relacji międzyludzkich, daje się oglądać w każdej epoce i pod każdą szerokością geograficzną.
Mamy tu do czynienia z przedziwnym trójkątem. Ona, czyli Tekla, to starzejąca się pisarka, chcąca się jeszcze podobać mężczyznom, lubiąca uwodzić i czarować. Obok niej - dwaj mężczyźni. Pierwszy, Adolf, to aktualny jej mąż - malarz i rzeźbiarz, zakochany w żonie, pozwalający jej na wiele, ale też zazdrosny.
Naiwny przy tym życiowo i zakompleksiony. Gustaw zaś to postać dość tajemnicza. Kiedyś był mężem bohaterki. Potem rozeszli się i Gustaw zniknął na długo z jej życia. Obecnie zjawia się w modnym kurorcie, w którym bywał niegdyś z Teklą, a gdzie teraz ona spędza wakacje z aktualnym mężem. Na zimno i precyzyjnie próbuje zniszczyć małżeństwo Tekli.
Gustaw sprawia wrażenie postaci jakby nie z tego świata. Ma cechy szatańskie. Może też być projekcją wyobraźni któregoś z pozostałych bohaterów. Na pewno zaś jest instrumentem potrzebnym Strindbergowi do wiwisekcji, jakiej poddał małżeństwo Tekli i Adolfa. Dzięki ingerencji Gustawa w świat relacji łączących tych dwoje, zostaje obnażona - żeby tak rzec - podszewka pokazanego małżeństwa. Ukryte podejrzenia Adolfa i jego obawa, czy teraz, gdy - jak uważa - dał już wszystko z siebie żonie, ta go nie opuści.
Ale można też Gustawa potraktować jako swoistego psychoanalityka wdzierającego się bezceremonialnie w obręb cudzej jaźni i wywołującego u "pacjentów" dowolne reakcje.
"Wierzyciele" mają trochę charakter sadomasochistycznej gry, jaka toczy się między Teklą i Adolfem i do której miesza się - potęguje reakcje obojga - Gustaw. Takie odczytanie sztuki stawia ją obok dzieł współczesnych nam. Czyż na przykład głośny dramat amerykańskiego pisarza, Edwarda Albee, "Kto się boi Wirginii Woolf", nie jest odległym echem "Wierzycieli"?
Janusz Warmiński, reżyser przedstawienia, tak ukazał bohaterów sztuki, ubierając ich nawet w ponadczasowe, uniwersalne kostiumy, że nie zmieniając nic prawie, co najwyżej zastępując suknię Tekli strojem bardziej współczesnym, można całą trójkę przenieść do naszej rzeczywistości.
Również aktorzy zagrali ludzi współczesnych, dzisiejszych, oddając odmienne charaktery i motywy działań bohaterów. Jerzy Kamas (Adolf) pokazał człowieka impulsywnego, który mimo pozorów przystosowania do świata, gnębiony jest wewnętrzną niepewnością i niepokojem. Wszystkie pasje i wartości tego człowieka łatwo naruszyć; jego spokój bez trudności można zburzyć. Nie ma dlań rzeczy, w które uwierzyłby bez reszty i do końca. Sztuka, którą uprawia podszyta jest zwątpieniem, uczucie do żony wypełniające życie waha się między fascynacją a zazdrością, bywa niekiedy bliskie nienawiści. Kamas ukazał Adolfa jako człowieka nerwowego i podatnego na wpływy, któremu łatwo wmówić wszystko, nawet chorobę psychiczną. Adolf jest ruchliwy i często niepohamowany w swych odruchach.
Gustaw Mieczysława Voita stanowi jego przeciwieństwo. Jest człowiekiem zimnym i wyrachowanym, ze spokojem i pewnością przeprowadzającym swe plany. Jeśli tamten mógł być uosobieniem wrażliwego, choć i zakompleksionego artysty, ten ma być raczej przykładem technokraty. Chociaż zastanawia jego doskonała znajomość ludzkiej psychiki. Niezbyt jasne są motywacje postępowania Gustawa. Może bawi go manewrowanie ludźmi, czynienie z nich posłusznych jego chęciom kukiełek, a może kieruje nim zemsta i zazdrość.
Wreszcie kreacja Aleksandry Śląskiej. Jej Tekla to postać najbardziej bogata, zbudowana z wielu półcieni, subtelnych reakcji, drobnych elementów. Śląska zagłębia się w psychikę swej bohaterki, ukazuje jej niuanse, ale nie odkrywa do końca. Tekla jest postacią nie tyle może tajemniczą, co niejednoznaczną. Nie wiemy o niej, czy jest przebiegła i sprytna, czy tylko zbyt ulega swej kobiecej naturze. Czy kieruje się raczej intuicją, czy doświadczeniem. Czy kocha Adolfa, czy tylko udaje miłość? Świetność roli Śląskiej polega na tym, że aktorka nie dokonała wyboru, ale pokazała te wszystkie możliwości.
Śląska najbardziej chyba zbliżyła się do tego, co chciał - jak sądzę - przekazać w swej sztuce Strindberg. Otóż szwedzki dramatopisarz ukazał wieloznaczność ludzkiego postępowania i brak gotowych formuł, w które można wpisać każde zachowanie. Człowiek i jego psyche jest wielką niewiadomą czy nawet zbiorem różnych niewiadomych. I w tym rozumieniu ludzkiej osobowości Strindberg jest naszym współczesnym.