Miarka za miarkę
Ta znakomicie przemyślana i misternie skonstruowana przez Szekspira komedia traktuje o sprawiedliwości, łasce, uczciwości, przebaczeniu, cnocie i śmierci. Zupełna dowolność inscenizacyjna pozwala odczytać przesłanie autora na wiele sposobów. Koncepcja Tadeusza Bradeckiego z pewnością zaskoczy wielu tradycjonalistów, bowiem reżyser w intrygujący sposób miesza obfitość myśli religijnej z krzykliwym humorem brukowego żargonu.
Bradecki sytuuje akcję "Miarki za miarkę" w Wiedniu przed pierwszą wojną światową, w mieście rozbrzmiewającym echem operetek Lehara, Straussa, Kalmana, Offenbacha. W mieście, gdzie panienki z varietes wraz z kurtyzanami stanowią świat rozpusty, gdzie nawet klasztor nie jest schronieniem od przemocy władzy, a pijany skazaniec rozporządza katem.
Ta rozwiązłość obyczajów jest wynikiem łagodności rządów (sic!) księcia (wybitna rola Krzysztofa Globisza), który przekazawszy władzę hrabiemu Angelo (sprawny aktorsko Szymon Kuśmider), sam wędruje wśród swego ludu. Całość przestrzeni scenicznej zamyka ogromnych rozmiarów kopia obrazu "Śpiącej Venus" Giorgiona. Ale scenografia fascynuje widza jeszcze dwukrotnie. Zaskakującym rozwiązaniem jest pełna wzniosłości scena, kiedy nagość Venus zostaje zasłonięta olbrzymich rozmiarów szatą wyszywaną przez mniszki. I wreszcie scena finałowa z naturalnych rozmiarów białym słoniem unoszącym na grzbiecie księcia. Rewelacyjna w roli Isabelli jest Ewa Kaim, ciekawe kreacje stworzyły Beata Fudalej (Mariana) i Anna Radwan (Julia). W trudnej roli dziwaka Lucio sprawdził się Artur Dziurman, natomiast zachwycał i bawił rolą miejskiego pachołka Zbigniew W. Kaleta.
Nie istnieje prosta miarka, według której można określić trafność interpretacyjną twórczości scenicznej Szekspira, lecz zdecydowanie uznać należy, iż krakowska inscenizacja zasłużyła na sukces dużej miary.