Artykuły

Bodo Kox: Staliśmy się cipami, dlatego Europa jest w głębokiej dupie

"Rok 1984" miał być ostrzeżeniem, a nie instrukcją. Niestety, nie posłuchaliśmy Orwella - mówi Bodo Kox, reżyser, wyróżniony w ub. roku w Cannes za scenariusz do filmu "Człowiek z magicznym pudełkiem", do którego zdjęcia niebawem się rozpoczną.

Adam pozbawiony pamięci wprowadza się do opuszczonej kamienicy, dostaje pracę sprzątacza w biurowcu. Poznaje Gorię, dziewczynę z wyższej zony, w której się zakochuje. Kobieta trzyma go na dystans z powodu różnic klasowych.

Bohater znajduje w mieszkaniu stare, ale działające radio, dzięki któremu zaczyna przenosić się w czasie. Gdy podczas kolejnej sesji Adam utyka w 1952 roku, Goria postanawia go odnaleźć i sprowadzić z powrotem.

Tak w uproszczeniu przedstawia się fabuła najnowszego filmu wrocławianina Bodo Koxa "Człowiek z magicznym pudełkiem". Za zdjęcia do filmu będzie odpowiadać Arkadiusz Tomiak, scenografię wykona Wojciech Żogała, a kostiumy - Katarzyna Adamczyk.

Rozmowa z Bodo Koxem*

Dorota Oczak-Stach: Za scenariusz tego filmu otrzymałeś w ubiegłym roku wyróżnienie w konkursie ScriptTeast na festiwalu w Cannes. Zmieniałeś coś w nim?

- Tamta wersja była jeszcze niedopracowana, wciąż ją dopieszczałem. Może wygrałbym, gdybym pojechał do Cannes z aktualną wersją? To żarcik.

Kontestuję rzeczywistość. Prognoza przyszłości, która będzie w moim filmie, ma silne pokłady z naszej współczesności. Pokazuję wizję wydarzeń, wobec której istnieje duże prawdopodobieństwo, że się spełni. To nie jest film o sytuacji na świecie, ona stanowi tło dla opowieści o moich bohaterach. Akcja rozgrywa się w Warszawie w 2030 roku. Świat przeżył kolejną traumę. Są zamachy, nacjonalistyczne trendy, permanentna inwigilacja i indoktrynacja (oczywiście dla "naszego dobra"), liberalizm się zesrał.

Boisz się przyszłości?

- Obawiam się poważnego deficytu w różnych dziedzinach życia. Na przykład: możliwe, że kolejne wojny będą o wodę - za kilka pokoleń także w Europie. Przeraża mnie totalna komercjalizacja wszystkich stref życia i zanik prywatności. Zobacz, jak wchodzi się z butami w ludzkie życie. Jest dla nas normalne, że robi się zdjęcie aktorce w ciąży, leżąc na masce jej samochodu. Napędza to każde kliknięcie w internecie, sam też w tym niestety uczestniczę. Wchodzę na Pudelka, żeby wiedzieć, czy są tam aktorzy, którymi się interesuję. O sobie przeczytałem ostatnio, że robię film na podstawie "Dziadów" z Cezarym Pazurą w obsadzie. Było śmiesznie, dopóki nie zaczęli tego powtarzać w telewizji. Musiałem to zdementować - zrobiłem to na Facebooku.

Ludzie są w stanie przywyknąć do wszystkiego. Przeżyliśmy wiele i jeszcze wiele jesteśmy w stanie znieść. Cała nasza historia o tym mówi. Mieliśmy własnych niewolników, nazywali się chłopi. A teraz nazywają się elektorat. Mój nowy film czerpie wiele z orwellowskiej wizji. "Rok 1984" miał być ostrzeżeniem, a nie instrukcją. Niestety, nie posłuchaliśmy ostrzeżenia.

Chodzisz na marsze KOD-u?

- Nie jestem fanem dużych skupisk ludzkich, ale poszedłem raz, notabene w dobrym towarzystwie. Byłem ciekaw, na czym to polega. I było bardzo sympatycznie. Ale gdy widzę, jak na scenę wchodzą skompromitowani politycy, z odmalowaną gębą (np. Giertych), to nie mam ochoty z nimi maszerować. Rozumiem, że chcą z powrotem władzy, a Kijowski jest za słaby, aby zostać prawdziwym przywódcą. Niemniej jednak kibicuję temu ruchowi, bo potrzeba nam silnej opozycji.

Co ci się nie podoba?

- Żenuje mnie, że w telewizji zamiast zacząć zapraszać apolitycznych ekspertów, na przykład od geopolityki, pokazuje się gościa, który przebiera się za syrenę, czy kolejnego kucharza. Uważam, że należy uświadamiać, jakie są zależności na świecie, dlaczego tak się dzieje, kto jest za to odpowiedzialny i gdzie szukać rozwiązań.

Czyżbyś wierzył w spiskową teorię dziejów?

- Każdy myślący człowiek wie, że żyjemy w strategicznym miejscu Europy, na styku Zachodu ze Wschodem. Wspaniałe miejsce na czasy pokoju i przeklęte w czasie wojny. Jestem przekonany, że zawsze będą się tu spotykać interesy różnych wywiadów. Świat to dżungla, w której rządzą silniejsi. Patrząc na historię, teorie, które zdawały się spiskowe, często okazywały się prawdziwe. W obozy koncentracyjne też nikt nie wierzył. Stąd moja asekurancka postawa. Świat stoi nad przepaścią.

Nie przesadzasz?

- Spytaj mieszkańców Paryża, Brukseli czy Istambułu, jak im się ostatnio życie zmieniło. Albo znajdź Syrię na mapie. Daleki jestem od czarnowidztwa wbrew pozorom. Ale dawno nie było tylu konfliktów, które mogą być początkiem globalnego konfliktu. Powinniśmy zadać sobie pytania o powody tej sytuacji. Dlaczego nie możemy pomóc tym biednym ludziom, którzy stoją u naszych granic? Dlaczego inni chcą nas zabijać? Robiliśmy z Amerykanami burdel w Iraku, to może jesteśmy pośrednio za to odpowiedzialni, może nas to też dotyczy? To są trudne rzeczy, ale nie ma co ich odkładać.

Sądzę jednak, że ludzie nigdy nie będą znać całej prawdy. Są na to po prostu za głupi, wolą kolejną edycję tańczących celebrytów. Prawda by nas sparaliżowała, a rządzący mieliby za dużo roboty, żeby to ogarnąć. A przecież to są bardzo często prości ludzie z prowincji, nieprzygotowani do sprawowania władzy, robieni tak samo w trąbę, jak oni robią nas, tylko przez lepszych graczy.

To w jaką prawdę wierzysz?

- Żałuję, że opuszczałem na studiach zajęcia z filozofii, może teraz bym wiedział, czym jest prawda. Coś jest w przysłowiu o punkcie widzenia zależnym od miejsca siedzenia. Masz inny stosunek do władzy, gdy jesteś głodny, a inny, gdy siedzisz przy zastawionym stole i masz w kieszeni dietę poselską. Nie wierzę w prawdę objawioną. Chcę tylko, żeby ludzie byli szczerzy i uczciwi w podstawowych relacjach. Taka postawa jest w stanie wiele uprościć. Dziś widzę, że są dwie Polski i żadna nie jest moja. Jakbym musiał się opowiedzieć po którejś ze stron, zrobiłbym to, ale na zasadach małżeństwa z rozsądku, pozbawionego namiętności. Nie ufam nikomu, kto chce mnie uszczęśliwić po swojemu.

Jesteś nieszczęśliwy?

- Podobno tylko idioci są szczęśliwi. Jestem skołowany. Staram się szukać sam informacji, oglądam, czytam i prawicowe, i lewicowe media. Jedni i drudzy czasem mówią sensowne rzeczy. Ale wszystko zawsze polane jest ideologicznym sosem, co jest dla mnie ciężkostrawne. Żyjemy w świecie propagandy podziału i niezgody. Trzeba się deklarować po jednej lub drugiej stronie. Jak się opowiedziało za jednymi, to trzeba pluć na drugich. Wszyscy obrzucają się gównem, a jak się stoi pośrodku, to się oberwie najwięcej.

Ja chowam się od dawna, w swojej - już nie takiej radosnej jak kiedyś - twórczości. Jednak jestem przekonany, że życie to szwedzki stół i to ja decyduję o tym, co wybiorę, że tak polecę Schopenhauerem. Nie patrzę na to, jakie coś ma przyklejone metki, jeśli jest zgodne z moim sumieniem i pomoże mi osiągnąć cel. Mam też zawsze w pamięci wiersz Tuwima "Do prostego człowieka". Z nim bym się napił chętniej wódki niż zaangażowanym, rozpolitykowanym człowiekiem z Facebooka.

Przeczytałam o tobie w "Dużym Formacie" "twórca niegdyś offowy". Na dobre wyszedłeś z offu?

- Sprofesjonalizowałem się. Znaczy to tyle, że staram się pracować z profesjonalistami i mieć choć minimalne środki na produkcję. Kiedyś robiłem filmy za śmieszne kwoty albo zupełnie bez pieniędzy. Jeśli chodzi o stronę organizacyjną, realizacyjną, to na pewno nie jestem już w offie. Ale nic się nie zmieniło, jeśli chodzi o własne wizje i styl. Czasem robię rzeczy, które nie są moje, to użytkowa "sztuka". To też trzeba robić, aby żyć. Tak naprawdę nie wiem, jak się określić. Offowy, wrocławski, warszawski, postmodernistyczny... Mam gdzieś nazewnictwo, nie jest mi ono potrzebne.

Czyli nie wrócisz do Wrocławia?

- Chciałbym znów zrobić coś we Wrocławiu, jestem z nim przecież silnie związany. Jestem stąd! Wyjechałem w 2008 roku i za każdym razem, gdy przyjeżdżam, jak ostatnio na święta, jestem zaskoczony. Wydaje mi się, że Wrocław po moim wyjeździe bardzo się rozwinął. Ale musiałbym zapytać mieszkańców, moich rówieśników, czy faktycznie są zadowoleni, czy to tylko pozory. Pretekstem do powrotu tutaj mogłaby być praca w teatrze, dostałem zaproszenie do konkursu dramaturgicznego organizowanego przez Teatr Współczesny. Może wezmę w nim udział.

No bo co innego mogę robić we Wrocławiu? Dla filmowca nie ma tu wiele miejsca. Filmy robi się tam, gdzie się dostaje na nie pieniądze. We Wrocławiu są na to marne szanse.

Na jakim etapie jest praca nad nowym filmem?

- Robimy teraz castingi do głównych ról, producenci domykają budżet i negocjują z partnerami zagranicznymi. Film będzie koprodukcją, największym naszym partnerem jest producent z Wielkiej Brytanii. Chciałbym wystartować ze zdjęciami w drugiej połowie roku. Nie warto niczego odkładać w czasach, gdy nic nie jest stabilne.

Mam już wybranych aktorów drugiego planu, poszukuję głównych postaci - kobiety i mężczyzny. Czuję tych bohaterów bardzo silnie. Ona musi mieć coś w oczach. Nie szukam piękności, chodzi o osobowość, seksapil. Ma zwracać na siebie uwagę, gdyż w połowie filmu stanie się główną bohaterką.

Facet kojarzy mi się z pokoleniem Kolumbów. Dziś już takich nie ma. Kiedyś ludzie mieli zasady, dotrzymywali danego słowa. Żyli w systemie zero-jedynkowym, jak trzeba się było bić, to się bili. Dziś to podobno przestarzałe i niemodne. Staliśmy się "cipami". Możliwe, że właśnie ta nasza miękkość i liberalizm sprawiły, że Europa Zachodnia jest dziś w głębokiej dupie.

To komu chciałbyś przyłożyć? I za co?

- Ja w ogóle nie lubię i nie umiem się bić. Unikam metod siłowych. Mam taką osobowość i fizjonomię, że gdybym się bił, wyglądałoby to dość histerycznie. Nie podejmuję pochopnych decyzji. Zanim rzuciłbym się z pięściami lub karabinem na barykadę, musiałbym poznać ludzi, którzy już tam stoją. Czy to, co robią, robią w imię idei, wspólnego dobra, czy stoją za nimi grubsi cwaniacy. Sprawdza się rosyjskie przysłowie "tisze jedziesz, dalsze budziesz". W tych czasach lepiej iść w kierunku ciszy. Postawa nonkonformistyczna wymaga życia w jaskini, a w społeczeństwie trzeba iść na kompromisy. Trzeba znaleźć swoją przestrzeń. Niektórzy poruszają miliony, ja poruszam kilkadziesiąt osób na planie. I później te przed ekranami. Chciałbym robić rzeczy, które obchodzą ludzi. Mój film nie jest o polityce. Jest o człowieku. O miłości. I o pragnieniu bycia gdzie indziej. Bo zawsze nam się wydaje, że lepiej jest tam, gdzie nas nie ma, a to niekoniecznie jest prawdą.

* Bodo Kox - reżyser, aktor, scenarzysta; laureat nagrody WARTO, w 2014 roku zdobył Orła w kategorii "Odkrycie roku" za film "Dziewczyna z szafy"; w 2015 zdobył w konkursie ScriptTeast w Cannes specjalne wyróżnienie za scenariusz do filmu "Człowiek z magicznym pudełkiem".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji