Artykuły

Słodko-gorzki epizod

"Proca" Nikołaja Kolady w reż. André Hübnera-Ochodlo w Teatrze im. Mickiewicza w Częstochowie. Pisze Joanna Warońska w miesięczniku Śląsk.

Grudniowa premiera Teatru im. Adama Mickiewicza w Częstochowie była kolejną opowieścią André Hübnera-Ochodlo o współczesności. Wybór padł na Procę Nikołaja Kolady. Wcześniej reżyser zrealizował w naszym teatrze kilka spektakli m. in. Do dna na podstawie tekstów Ludmiły Pietruszewskiej, który z Procą łączy rosyjska rzeczywistość, gdy alkohol okazuje się najprostszym sposobem rozwiązywania problemów. Tym razem jednak świat nie jest tak jednorodnie beznadziejny, a biografia kaleki Ilji zdaje się powielać model powstawania z martwych, o czym zaświadcza nie tylko zmiana jego wyglądu/przede wszystkim koloru koszuli, ale także zachowania. Realizatorzy przekonują, że przesunięcia między dwoma biegunami: nieszczęście - szczęście, zależą przede wszystkim od relacji z innymi i samoakceptacji, choć dynamika tych zmian przypomina, jak krótkie i kruche są chwile radości. Bo szczęście to bliskość z drugim człowiekiem, bezgraniczne zaufanie, całkowite odsłonięcie mimo niebezpieczeństwa kompromitacji i śmieszności.

Proca w przekładzie Jerzego Czecha w częstochowskim teatrze to piękne przedstawienie, dopracowane scenograficznie oraz aktorsko, choć nie każdy widz utożsami się z pokazaną na scenie relacją. Inscenizacja zyskała akceptację Nikołaja Kolady, obecnego na jednej z prób (w tym czasie przygotowywał Ożenek Mikołaja Gogola w Teatrze Śląskim w Katowicach), który wyraził zdziwienie wyborem sztuki, w Rosji nadal uchodzącej za skandaliczną ze względu na temat i sposób pokazania rzeczywistości. W Polsce zrealizowano ją na Scenie Prezentacji w Warszawie (2008), potem prezentowano na IX Festiwalu Dramaturgii Współczesnej "Rzeczywistość przedstawiona" w Zabrzu. Kilka lat później sztukę zradiofonizował Paweł Szkotak (2012). Jeśli w Rosji dramat zachował siłę wywołania skandalu, to raczej trudno spodziewać się tego w Polsce, choć oczywiście reakcje mogą ujawniać społeczny poziom tolerancji. Jednak skandal nie jest celem realizatorów.

Częstochowska inscenizacja nie epatuje widza homoseksualną relacją, która wprawdzie tkwi u podstaw przedstawionego świata, ale na scenie ogranicza się niemal do podbarwionej erotycznie przyjaźni. W przypadku samotnego Ilji fascynacja Antonem jest do przewidzenia. Kaleka musi zachwycić się radością, żywotnością, ale również fizycznością studenta. Trudno jednak rozstrzygnąć, na ile jest to skutek orientacji seksualnej, a na ile uosobienie jego marzeń.

Krótki opis spektaklu - opowieść o homoseksualnej miłości, byłby więc ogromnym nadużyciem. To może nawet zaskakujący obu mężczyzn epizod, który po prostu się zdarza, wyznaczając punkt kulminacyjny ich znajomości. Widzowie obserwują narodziny ich obopólnej fascynacji i późniejsze próby oswojenia tego, co się stało. Anton, młody i przystojny student, pewnie bożyszcze kobiet, postanawia to odrzucić, Ilja natomiast przyjmuje jako cud bliskości drugiego człowieka.

Zarówno kaleka, poruszający się na wózku, jak i student Anton od początku mają kłopoty z seksualnością, ale przede wszystkim z budowaniem międzyludzkich relacji. Anton, piękny i jasny jak anioł, istnieje w życiu jak dobry sen, jak bożonarodzeniowa opowieść, zapowiadająca cud przemiany. Jest niejednoznaczny i niedookreślony pod względem społecznym i płciowym, wprowadza w życie Ilji światło, zaczyna go socjalizować, uczy innego sposobu mówienia i zachowania. Przywraca go życiu, nie tylko dosłownie, wyciągając pijanego spod nadjeżdżającej ciężarówki, ale przede wszystkim dostrzegając w nim człowieka. To on przekonuje Ilję, że jego ułomna cielesność może być intrygująca, zwłaszcza jego długie palce typowe dla pianistów czy oczy wyrażające niechęć wobec ludzi. Ilja nie mieści się bowiem w stereotypie kaleki-żebraka. Już możliwość bycia interesującym dla kogoś takiego jak Anton przesuwa Ilję w centrum życia, a może raczej pozwala dostrzec, że na marginesie również toczy się życie, a stawką jest szczęście.

Spektakl André Hübnera-Ochodlo niemal przekształca się w przypowieść także dzięki zastosowaniu dwóch odmiennych poetyk - realistycznej i onirycznej, a wszystko odbywa się w mieszkaniu Ilji wyposażonym w piękne drewniane meble, choć oklejone gazetami, futurystyczną choinkę (scenografię opracował reżyser we współpracy ze Stanisławem Kulczykiem). To pokoik, w którym przyjmuje się gości, z szafami, regałem, stolikiem i krzesłami. Jednocześnie widz może obserwować to, co dzieje się na korytarzu oraz w kuchni sąsiadów, gdzie mieszka Laryssa, kobieta niemal ograniczona do odruchów zwierzęcych. Poza sceną pozostaje sypialnia Ilji oraz kuchnia, z cieknącym kranem, a dźwięk ten wytrąca z równowagi Antona. Z tego powodu część wydarzeń odbywa się poza sceną, więc widz przekształca się wówczas w słuchacza. Na środku sceny między aktorami i widzami znajduje się tafla plastiku, która wzmaga sytuację podglądania i potęguje wrażenia świetlne, zwłaszcza gdy pokazywana jest rzeczywistość senna albo gdy aktorzy zastygają, by stworzyć nieruchomy obraz.

Podmiotem scen onirycznych pozostaje prawdopodobnie Ilja, widza obserwuje jego przemianę, a może raczej akceptację odmienności, gdy męskie fantazje na temat kobiety-kocicy zastępuje Anton. W tych scenach główną rolę odgrywa światło i projekcje, a także ciemność rozdzielająca poszczególne sekwencje. Ciemność coraz dłuższa i coraz bardziej niepokojąca, gdy z głośników rozbrzmiewa głos postaci i oczywiście muzyka skomponowana przez Adama Żuchowskiego, współpracownika Teatru Atelier im. A. Osieckiej w Sopocie.

Osobny fragment należy się aktorom i ich grze. Adam Hutyra stworzył postać środkami naturalistycznymi. Po pijanemu bełkoce z papierosem w ustach i w sali kameralnej odbywa się to na poziomie zrozumiałości. Zresztą, trzeba przyznać, że komplementowany przez reżysera aktor (w wydawanej przez teatr "Gazecie Teatralnej" nazwał go jednym z najlepszych aktorów pokolenia, doceniając przede wszystkim jego Klaudiusza w Hamlecie) gra naprawdę doskonale, przede wszystkim nie szarżuje, co czasami zdarza mu się w lżejszym repertuarze. Towarzyszy mu przejmujący Tomasz Włosok, który w tym roku ukończy PWST w Krakowie. W świecie scenicznym Anton jest postacią najważniejszą. To on stworzył ten świat, więc jego odejście skutkuje śmiercią Ilji. Włosok kreuje postać autsajdera, a jego inność potęgują jeszcze ataki choroby. On chce za wszelką cenę być normalny, dlatego trudno stwierdzić, czy szantaż kaleki odbywa się naprawdę czy może jest jedynie próbą zracjonalizowania jego relacji z Ilją. Ale Tomasz Włosok wyraźnie zmienia wówczas swój wyraz twarzy. Doskonała jest również Iwona Chołuj w epizodach, prezentując różne oblicza kobiecości.

Tytułowa proca to narzędzie walki Ilji ze szczęściem innych, z otaczającym ich domowym ciepłem, może nawet nie dość przez nich cenionym. Ta agresja jest przecież ostatnim etapem walki o siebie, to bunt wobec niesprawiedliwości, wobec losu, wobec tym, którym się udało, choć może nawet nie musieli się starać. Ilja uważa bowiem, że społeczeństwo powinno się nim zająć, a przy tym nie potrafi albo nie chce zaakceptować tego, co mu pozostało. Swoje zachowanie tłumaczy: "Żeby ludziom nie było za dobrze". Ale to na początku, po odejściu Antona już nie atakuje...

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji