Artykuły

Uchodźcy stoją u wrót Argos. Zamiast azylu dostaną broszurki

Elfriede Jelinek napisała Podopiecznych w 2014 r., w reakcji na wydarzenia przełomu 2012 i 2013 r., kiedy to uchodźcy na kilka tygodni zajęli wiedeński kościół Votivkirche, pragnąc zwrócić uwagę na niewydolność i niechęć urzędów rozpatrujących ich sprawy.
Podopieczni, jak często u Jelinek, nie są tradycyjnym dramatem — to kilkadziesiąt stron litego tekstu, bez wyodrębnionych postaci i dialogów. Wielogłosowy monolog, w którym skargi uchodźców splatają się z analizą polityki austriackiej (i europejskiej) i z odwołaniami do literatury, która stoi u podstaw naszej kultury (tak przynajmniej jeszcze się niektórym wydaje) — przede wszystkim do Błagalnic Ajschylosa. W Błagalnicach córki Danaosa proszą o azyl w Argos — i zostają przez miasto przyjęte. Współcześni uchodźcy nie mają tak dobrze: wciąż stoją u wrót Europy, na brzegu, zaopatrzeni w broszurki, które nijak się mają do ich sytuacji, ciepłą odzież i jedzenie.

Adaptując Podopiecznych, Miśkiewicz i Joanna Bednarczyk nie tyle wyodrębnili postaci, ile rozpisali tekst na głosy i nadali im twarze — twarze aktorów. Nadanie twarzy, wyodrębnienie jednostek z tłumu to zresztą jeden z tematów spektaklu. Łatwiej przecież podejmować decyzje wobec grupy niż wobec pojedynczych osób, które mają indywidualność, historię, poglądy — i nie zgadzają się, na przykład, na przypisywanie im „genetycznych skłonności" do przemocy. Czy też na wyższość cywilizacji europejskiej nad ich barbarzyństwem; jedna z „barbarzyńskich" dziewczyn streszcza krótko historię Edypa i Antygony jako ciąg morderstw — w czym tkwi więc ta nasza wyższość? Znaczące jest, że o wartościach europejskich i cierpieniu mówi, przy muzyce Bacha, siedzący na wózku inwalidzkim Krzysztof Globisz, zacinając się i szamocząc z tekstem.

Miśkiewicz nie uporządkował tekstu Jelinek, raczej wprowadził w niego kontrolowany chaos, również przez dodanie fragmentów swego spektaklu sprzed 12 lat — Niewiny wg Dei Loher, granej na tej samej scenie. Od sceny z Fadoulem i Elisio (Zbigniew W. Kaleta i Jan Peszek) z Niewiny rozpoczynają się Podopieczni. Bohaterami są nielegalni imigranci z Afryki, którzy ze strachu przed policją nie uratowali tonącej kobiety, więc temat jakoś się zgadza. Czy reżyser chciał - na co wskazuje przesada i autoironia aktorów — pokazać, jak kilkanaście lat temu podejmował ten temat i że teraz robi to inaczej? Ale ta dyskusja ze sobą nie bardzo się tłumaczy, poza tym Loher i Jelinek grają w innej literackiej lidze.

Chaos i polifonia, nie tylko głosów, ale i aktorskiej ekspresji, panują na scenie, płytkim basenie z wodą i metalowymi pomostami. Gdy z głębi sceny nadciąga powoli tratwa z uchodźcami, wrażenie jest duże; za moment zwarta grupa migocząca alarmowymi światełkami rozpadnie się na poszczególne postaci: tragiczne, agresywne, pełne bólu, ale też zabawne, groteskowe, szukające akceptacji widzów. Aktorzy nie tyle tworzą postaci, ile je pokazują czy opowiadają. A to, co mówią (choćby upominanie się o traktowanie uchodźców jako jednostki), można uznać za publicystyczną oczywistość, ale czy w dzisiejszych czasach powtarzanie takich oczywistości nie jest konieczne?
 

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji