Artykuły

Klasyka? Żywa!

Niektórzy, słysząc nazwę Konkursu na Inscenizacje Dawnych Dzieł Literatury Polskiej "Klasyka Żywa", uśmiechali się złośliwie i z niedowierzaniem pytali: czy to aby nie oksymoron? - pisze Wanda Świątkowska w Dialogu.

Czy "klasyka żywa" nie oznacza bezskutecznej reanimacji trupa, który już dawno został zepchnięty na listy lektur szkolnych, zgalwanizowany i wystawiony w zakurzonej muzealnej gablocie, a tym samym zapomniany? Finałowi "Konkursu projektów"1 towarzyszyły wypowiedzi członków Komisji Artystycznej, badaczy teatru i komentatorów życia teatralnego, które oprócz oczekiwań, zawierały też sporą dozę wątpliwości związanych z formułą konkursu2. Po zakończeniu pierwszej edycji można odetchnąć z ulgą, a nawet zawołać z tryumfem: udało się!

Od maja 2014 roku do końca października 2015 jury w składzie: Jacek Sieradzki (przewodniczący), Beata Guczalska, Tomasz Kubikowski, Artur Daniel Liskowacki, Małgorzata Sikorska-Miszczuk oraz niżej podpisana oglądało osiemdziesiąt trzy spektakle zgłoszone do "Konkursu inscenizacji". Ponieważ werdykt jest już znany i pierwsza edycja Konkursu została oficjalnie zakończona, można pokusić się o kilka uwag sumujących z perspektywy widza i jurora to niezwykłe półtoraroczne doświadczenie.

MAPA KLASYKI

Po pierwsze, imponuje skala i zasięg obecności polskiej klasyki, która przekłada się na liczbę zgłoszeń konkursowych. Do artystycznej rywalizacji stanęło pięćdziesiąt sześć instytucji (teatrów repertuarowych, fundacji, stowarzyszeń i grup artystycznych) z trzydziestu jeden miast z całej Polski. Zgłoszono osiemdziesiąt trzy spektakle, których premiery odbyły się pomiędzy 26 września 2013 a 31 sierpnia 2015 roku. Liczba premier poświadcza, że polska klasyka zajęła ważne miejsce w repertuarze teatrów od Szczecina po Rzeszów. Celem Konkursu, który został powołany dla uczczenia jubileuszu dwustupięćdziesięciolecia teatru publicznego w Polsce, była promocja polskich dzieł, zachęcenie twórców do poszukiwania polskich tekstów, mobilizacja dyrektorów teatrów. Sięgnięcie po polskie utwory oznaczało włączenie się w obchody i wiele teatrów obecnością klasyki w repertuarze zdecydowało się uczcić święto polskiego teatru. Na przykład Teatr Muzyczny im. Baduszkowej w Gdyni już w 2013 roku premierą "Chłopów" Władysława Reymonta zainaugurował "sezon polski". Dzięki takiej polityce repertuarowej gdyński teatr zgłosił do Konkursu największą liczbę premier - aż sześć muzycznych przedstawień: trzy dla dorosłych ("Klub kawalerów", "Tuwim dla dorosłych", "Zły") i trzy dla publiczności dziecięcej ("Przygody Sindbada Żeglarza", "Tuwim dla dzieci", "O straszliwym smoku, dzielnym szewczyku, prześlicznej królewnie i królu Gwoździku"). Jurorzy najczęściej jeździli do Trójmiasta, gdyż - pod względem liczby zgłoszeń - zaraz za Gdynią uplasował się Teatr Wybrzeże w Gdańsku z czterema premierami ("Murzyn warszawski", "Faraon", "Przedwiośnie", "Tresowane dusze"). Do Trójmiasta zapraszały na inscenizacje polskich dzieł także: Teatr Miejski im. Gombrowicza w Gdyni ("Jeszcze bardziej Zielona Gęś", "Ożenić się nie mogę") i Miejski Teatr Miniatura w Gdańsku (Remus).

Drugim ważnym punktem na mapie teatralnej Polski był Wrocław - reprezentowany sześcioma premierami, sprawiedliwie rozdzielonymi pomiędzy dwie sceny dramatyczne. Teatr Polski stanął w szranki, proponując monumentalny dyptyk: "Dziady część I, II, IV" oraz wiersz "Upiór" i "Dziadów część III" oraz "Termopile polskie"; zaś Wrocławski Teatr Współczesny im. Wiercińskiego sięgnął po "Bramy Raju", "Paternoster" i "Niewidzialnego chłopca". Klasykę można było oglądać w Rzeszowie (Teatr im. Siemaszkowej miał w repertuarze trzy zgłoszone pozycje: "Balladynę", "Sąsiadów" i "Stara kobieta wysiaduje"), w Bydgoszczy (Teatr Polski im. Konieczki zaproponował "Wesele", "Plastusiowy pamiętnik" i "Samuela Zborowskiego"), w Poznaniu (Teatr Nowy dał "Dziady", Teatr Polski - "Granicę", Teatr Animacji - "Szewców"), w Łodzi (Teatr im. Jaracza wystawił "Ich czworo' oraz "Iwonę, księżniczkę Burgunda", Teatr Nowy im. Dejmka "Vatzlava"; Teatr Pinokio spektakl "Gdzie jest Lailonia?"), w Szczecinie (po dwie propozycje z Teatru Współczesnego: "Świadkowie albo nasza mała stabilizacja" i "Akropolis" oraz z Teatru Lalek Pleciuga: "Bajki samograjki" i "Przygody Sindbada Żeglarza"). W Warszawie można było obejrzeć trzynaście spektakli konkursowych, co przy liczbie scen w stolicy nie dziwi, i były to propozycje od jedenastu teatrów i grup: po dwie z Teatru Powszechnego ("Fantazy", "Lilia Weneda") i Teatru Rampa ("Kto z Was chciałby rozweselić pechowego Nosorożca", "O dwóch takich, co ukradli księżyc") oraz pojedyncze zgłoszenia z: Teatru Polskiego ("Odprawa posłów greckich"), Teatru Ateneum ("Niech no tylko zakwitną jabłonie"), Teatru Polonia ("Ich czworo"), Teatru Syrena ("Kariera Nikodema Dyzmy"), Nowego Teatru ("Elementarz"), Teatru Baj ("Plastusiowy pamiętnik"), Unii Teatr Niemożliwy ("M'IRONIA. Sonata sceniczna z codą do radości"), Grupy Artystycznej Teraz Poliż ("Kochanek Sybilli Thompson"), Fundacji "HI ART!" ("Rodzina"). Honor Krakowa ratowały: Teatr Ludowy ("Wychowanka"), Teatr Figur Kraków Fundacja Działań Twórczych ("Król Maciuś Pierwszy") i Stowarzyszenie Teatr Mumerus ("Głupia męka wariatów") - zaskakuje brak udziału w Konkursie Teatru im. Słowackiego, tak niegdyś zasłużonego dla polskiego repertuaru.

Pięknie zaprezentował się za to Tarnów (Teatr im. Solskiego dał premiery "Króla" - według "Króla-Ducha" i Mickiewiczowskiej "Grażyny"), po dwa spektakle konkursowe można było zobaczyć w: Wałbrzychu ("Sachem. Wódz Czarnych Węży" oraz "Balladyna. Kwiaty ciebie nie obronią"), w Elblągu ("Balladyna", "Koziołek Matołek"), Jeleniej Górze ("Pierścień wielkiej damy", "Nadobnisie i koczkodany"), Radomiu ("Wesele", "Niepodobnym obyczajem"), Kielcach ("Kordian", "Dzieje grzechu"), Białymstoku ("Czy Pan istnieje, Mr. Johnes?" oraz "Moral insanity. Tragedia ludzi głupich"), Lublinie ("Baśń o zaklętym kaczorze", "Bieguny"). Marszruta teatralna szlakiem Klasyki Żywej wiodła dalej przez: Cieszyn, Katowice, Częstochowę, Bielsko-Białą, Toruń, Olsztyn, Legnicę, Kalisz, Tarnowskie Góry, Gorzów Wielkopolski, Opole i Zakopane. Rozrzut i obfitość propozycji poświadcza liczba kilometrów nabita przez każdego z jurorów.

Ten "geograficzny" przegląd pokazuje, że za klasyką można jeździć po całej Polsce i właściwie każde miasto, dysponujące stałą sceną, proponowało pozycje z polskiego repertuaru. Oczywiście, "natężenie" konkursowych premier nie rozłożyło się na mapie Polski równomiernie. Ogniska największej koncentracji (Pomorze, Dolny Śląsk) wcale nie były uwarunkowane liczbą teatrów ani liczbą mieszkańców danej aglomeracji. Decydował raczej dalekosiężny plan repertuarowy dyrekcji.

Teatry w mniejszych ośrodkach miały szansę zaistnieć wartościowymi spektaklami, wypromować się, przyciągnąć na premiery krytyków i widzów z całej Polski. Konkurs stał się zarazem narzędziem promocji, pokazania, że na krańcach Polski dzieją się rzeczy warte zauważenia, nagrodzenia, pokazania szerszej publiczności na ogólnopolskich festiwalach. Co ważne, i niewielkie, i duże miasta gromadziły na tych spektaklach widzów. Niekiedy były to przedpołudniowe pokazy, na których dominowała młodzież szkolna czy zorganizowane wycieczki, gdzie indziej znów widzów sadzano na dostawkach, a bilety były wyprzedane kilka miesięcy wcześniej.

Podsumowując szkicowanie mapy Klasyki Żywej, nie sposób nie wspomnieć o dwóch nagrodach specjalnych przyznanych decyzją jury. Kaszubska epopeja "Remus" Aleksandra Majkowskiego wystawiona przez Teatr Miniatura w Gdańsku oraz "Powsinogi beskidzkie" Emila Zegadłowicza przygotowane w koprodukcji Sceny Polskiej Teatru w Czeskim Cieszynie z Zamkiem Cieszyn zostały docenione za propagowanie wartości kultur lokalnych, podtrzymywanie tożsamości kulturowej regionu i walory integracyjne dla społeczności Kaszub i śląska Cieszyńskiego.

TEKSTY DLA TEATRU

Drugim, niezwykle cennym a zarazem interesującym aspektem zaproponowanego polskiego repertuaru była jego różnorodność. Celem pomysłodawców Konkursu nie było ograniczanie i zawężanie możliwości wyboru z polskiej literatury dawnej, lecz otwarcie i maksymalne rozszerzenie formuły Konkursu oraz tego, co kryje się pod pojęciem "klasyka". Właściwie jedynym ograniczającym warunkiem była data powstania utworu - jako graniczną przyjęto datę śmierci Witolda Gombrowicza, czyli rok 1969. Wśród zgłoszeń konkursowych znalazły się inscenizacje dramatów, powieści, opowiadań, poematów, krótkich form lirycznych oraz literatury dziecięcej. Pojawiały się również przedstawienia kompilujące różne gatunki czy dzieła różnych autorów. Teksty adaptowano, opracowywano dramaturgicznie, włączając na przykład fragmenty korespondencji, komentarzy, dodając wypowiedzi publicystyczne, uwspółcześniając język. Nie da się wskazać jednej zasady postępowania. Dramaturdzy i adaptatorzy proponowali w każdym właściwie przypadku odmienne podejście do klasyki, niekiedy traktując ją jako materiał wyjściowy, to znów próbując zachować jak najwięcej z oryginału. Pojawiały się więc dyskusje z klasyką jako pewnym kanonem, wzorcem, to znów próby niemal "rekonstrukcyjne" (sięgające do dawnych konwencji scenicznych) lub - przeciwnie - uwspółcześniające, aktualizujące dawne teksty poprzez zabiegi dramaturgiczne i środki inscenizacyjne. Różne strategie zaowocowały rozmaitymi formami scenicznymi - spektakl muzyczny, monodram, przedstawienie lalkowe, teatr cieni czy - jak w przypadku przedstawień dziecięcych - spektakle bazujące na improwizacji i interakcji z młodą publicznością.

Wartym dostrzeżenia zjawiskiem było szczególne zainteresowanie twórców polską prozą - zwłaszcza wielkimi narracjami z czasów pozytywizmu i międzywojnia. Wśród zgłoszonych tytułów znalazły się: dwie powieści Bolesława Prusa - "Faraon" (reżyseria Adam Nalepa, Teatr Wybrzeże w Gdańsku) i "Lalka" (rei. Aneta Groszyńska, Teatr Polski w Bielsku-Białej), dwie - Stefana Żeromskiego: "Dzieje grzechu" (reż. Michał Kotański, Teatr im. Żeromskiego w Kielcach) i "Przedwiośnie" (rei. Natalia Korczakowska, Teatr Wybrzeże w Gdańsku), a także "Granica" Zofii Nałkowskiej (reż. Szymon Kaczmarek, Teatr Polski w Poznaniu), "Kariera Nikodema Dyzmy" Tadeusza Dołęgi-Mostowicza (reż. Wojciech Kościelniak, Teatr Syrena w Warszawie), z literatury dla dzieci i młodzieży: "Król Maciuś Pierwszy" Janusza Korczaka (reż. Dagmara Żabska, Fundacja Teatr Figur Kraków), "O dwóch takich, co ukradli księżyc" Kornela Makuszyńskiego (reż. Cezary Domagała, Teatr Rampa w Warszawie), "Plastusiowy pamiętnik" Marii Kownackiej (aż dwie realizacje - w reż. Leny Frankiewicz z Teatru Polskiego w Bydgoszczy i Lecha Chojnackiego z Teatru Baj w Warszawie). Prozę powojenną reprezentowały tytuły: "Zły" Leopolda Tyrmanda (reż. Wojciech Kościelniak, Teatr Muzyczny w Gdyni), "Bramy raju" Jerzego Andrzejewskiego (reż. Paweł Passini, Wrocławski Teatr Współczesny), "Piękni dwudziestoletni" Marka Hłaski (reż. Piotr Ratajczak, Teatr Śląski im. Wyspiańskiego w Katowicach).

Z opowiadań niezmienną popularnością cieszy się proza Brunona Schulza (dwie realizacje w Konkursie: "Sklepy cynamonowe" - reż. Robert Drobniuch, Teatr Lalki i Aktora "Kubuś" oraz "Głupia mąka wariatów" - reż. Wiesław Hołdys, Teatr Mumerus w Krakowie), ciekawostką było pojawienie się opowiadania Henryka Sienkiewicza, "Sachem. Król Czarnych Węży" (reż. Martyna Majewska, Teatr Lalki i Aktora w Wałbrzychu) i opowiadania Stanisława Lema, "Czy Pan istnieje, Mr. Johnes?" (reż. Krzysztof Rau, Białostocki Teatr Lalek), znanego dotąd z Teatru Telewizji czy z filmowej wersji Andrzeja Wajdy z Bogumiłem Kobiela (Przekładaniec, 1968).

Silna reprezentacja polskiej prozy w Konkursie poświadcza obecny w polskim teatrze kierunek poszukiwań - nowych, innych, nieoczywistych tekstów dla teatru (właśnie niekoniecznie dramatycznych). Popularność formy powieściowej w teatrze może oznaczać tęsknotę za opowiadaniem historii - monumentalną, wielowątkową fabułą, która umie wciągnąć widza w wykreowane sceniczne światy. Zainteresowanie tego typu spektaklami ze strony publiczności może też świadczyć o przesycie eksperymentalnymi formami teatru postdramatycznego, okraszonymi najnowszymi dyskursami filozoficznymi, antropologicznymi, które są popisem oczytania dramaturga i reżysera, ale szwankują na poziomie spójności wizji, konstrukcji akcji, prowadzenia narracji. I wcale nie oznacza to, że zgłoszone do Konkursu adaptacje powieści były opowiedzianymi "po bożemu" fabułami, streszczeniami od A do Z dla leniwych uczniów (choć przeważały w tej grupie pozycje z listy lektur). Właśnie duży materiał literacki dawał możliwości wyboru wątków, gry z formą, z mechanizmami narracyjnymi, przepisań i strategii recyklingowych. Jednak twórcy nie tracili z oczu logiki wydarzeń, sposobów budowania napięcia i celu - tworzenia konsekwentnej, spójnej opowieści, która w większej mierze niż w przypadku inscenizacji dramatu zależała od pracy dramaturga i pomysłu na opracowanie tekstu.

Proza inspirowała zwłaszcza twórców teatru formy i teatru plastycznego. W teatrze cieni przygotowano dwie niezwykłe i bardzo odmienne w pomyśle plastycznym inscenizacje: Dagmara Żabska wyreżyserowała urzekającego precyzją i kunsztem animatorów "Króla Maciusia Pierwszego", Robert Drobniuch zaproponował o wiele bardziej niesforne, mniej zdyscyplinowane, ale przez to dające namiastkę sennych wizji, kameralne "Sklepy cynamonowe", które łączyły plan cieni z planem aktorskim. Gra światła i cienia umożliwiła w obu inscenizacjach wydobycie pewnej niedosłowności, oniryzmu i poetyckości drzemiącej w tak różnych tekstach. Lalki i maski pojawiały się nie tylko w spektaklach przeznaczonych dla dzieci (oryginalny pomysł wystawienia "Elementarza" Mariana Falskiego z udziałem i dla najmłodszych), ale też w adaptacjach Lema, Sienkiewicza czy Kołakowskiego (Gdzie jest Lailonia? -reż. Konrad Dworakowski, Teatr Pinokio w Łodzi).

Proste formy plastyczne i lalki wykorzystał też wyróżniony nagrodą specjalną spektakl "Remus", oparty na kaszubskiej epopei "Żece i przigóde Remusa" Aleksandra Majkowskiego z 1938 roku (reż. Remigiusz Brzyk, Teatr Miniatura w Gdańsku). Był to jedyny tekst w konkursie, który powstał w języku innym niż polski (po kaszubsku). Ten fakt jest znaczący i poświadcza, w jakim stopniu polską tożsamość i kulturę budują tradycje lokalnych społeczności i regionów. Tematem epopei jest podróż w poszukiwaniu własnych korzeni, tożsamości, języka. Przedstawienie wydobyło moralitetowy charakter przypowieści, a zarazem pełne było goryczy i smutnej prawdy o zanikaniu kultury kaszubskiej i jej zaprzepaszczeniu przez samych Kaszubów. Statyczna, minimalistyczna forma spektaklu, skupiona na prowadzeniu opowieści nadała gdańskiemu Remusowi siłę manifestu. Udział tego przedstawienia w Konkursie na Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury Polskiej jest ważnym głosem w sprawie eksponowania lokalnej tożsamości i pielęgnowania regionalnej odrębności.

Oprócz adaptacji prozy znaczącym nurtem były inscenizacje poematów, wierszy, krótkich form epickich. Teatr Muzyczny z Gdyni zaproponował dyptyk: "Tuwim dla dorosłych" (reż. Jerzy Jan Połoński) oraz "Tuwim dla dzieci" (reż. Bernard Szyc). Najmłodszym zaprezentował klasykę poezji dziecięcej (Lokomotywa, Zosia Samosia, Abecadło, Rzepka, Dyzio Marzyciel, Ptasie radio, Spóźniony słowik, Okulary), która fenomenalnie wciągnęła dzieci do zabawy i współudziału w przedstawieniu; starszym zaś - dorobek kabaretowy Tuwima (głównie z tomu "W oparach absurdu") wyśpiewany z werwą, humorem i odrobiną pieprzu w klimacie nocnej rewii i szemranego tingel-tangla. O tym, że warto sięgać do świetnych tekściarzy dwudziestolecia, świadczy też "Jeszcze bardziej Zielona Gęś" (reż. Jarosław Kilian) pokazywana przez Teatr Miejski im. Gombrowicza na Letniej Scenie w Orłowie. Skecze najmniejszego teatrzyku świata zostały zestawione z lirykami Gałczyńskiego, zaśpiewanymi do muzyki Grzegorza Turnaua. Uroku całości dodawał naturalny prospekt otwierający się na szarzejące morze. Rymowana forma piosenek, ballad, wierszy sprzyjała formie muzycznej. Z jednej strony pojawił się, jak widać klasyczny już, musical z tekstami Agnieszki Osieckiej - "Niech no tylko zakwitną jabłonie" (reż. Wojciech Kościelniak, Teatr Ateneum w Warszawie), z drugiej - forma muzyczna wspomogła przekaz wierszy... Jana Kochanowskiego w spektaklu "Niepodobnym obyczajem" (reż. Andrzej Sadowski, Teatr Powszechny im. Kochanowskiego w Radomiu). Melodie ludowe i stylizacje folklorystyczne uruchomił Bogdan Kokotek, tworząc unikatowy, wzruszający świat "Powsinóg beskidzkich" (Scena Polska Teatru w Czeskim Cieszynie). Cykl ballad Emila Zegadłowicza (rzadko obecny w teatrze, niemal zapomniany w obiegu czytelniczym) został pokazany w dość prostej, niekiedy stylizowanej na prymitywną, formie. Profesje powsinóg, takie jak: jałowcarz, kamieniotłuk, świątkarz, piecarz, druciarz czy zabawkarz to dziś relikty historycznego, nieistniejącego świata.

Oryginalnym i docenionym przez jury wyborem była inscenizacja "Grażyny", niescenicznej, mogłoby się wydawać, powieści poetyckiej Adama Mickiewicza (reż. Radosław Rychcik, Teatr im. Solskiego w Tarnowie). Koncept reżysera, by bitwę litewsko-krzyżacką rozegrać jako mecz koszykówki, relacjonowany przez nadgorliwego prowincjonalnego dziennikarza, okazał się pomysłem radykalnym, bezczelnym, ale zadziwiająco skutecznym. Chór gospel pod kierownictwem Anny Podkościelnej-Cyz pięknie śpiewał partie opisowe, tworząc niezwykły kontrapunkt dla uruchomionych przez Rychcika popkulturowych klisz. Był to jeden z zakończonych sukcesem przekładów tekstu klasycznego na współczesną estetykę i środki wyrazu. Zrobiony bez pompy, patosu, za to błyskotliwie, z ironią i humorem.

Już powyższe tytuły tekstów nie-dramatycznych pokazują, że wybory realizatorów były nieoczywiste, daleko wykraczające poza kanon, poszukujące wyzwań, sięgające do tekstów zapomnianych, rzadko bądź wcale niewystawianych.

Regulamin Konkursu zachęcał do poszukiwań tekstów oryginalnych i od dłuższego czasu niefunkcjonujących w teatrach. Celem "Klasyki Żywej" jest bowiem nie tyle ustanowienie kanonu, ile popularyzacja dawnych dzieł literatury polskiej, wzbogacenie oferty repertuarowej teatrów, wydobycie z niebytu "dzieł przeszłości, zasługujących na istotne miejsce w zbiorowej pamięci"-*. Z tego powodu została powołana nagroda specjalna imienia Stanisława Hebanowskiego, reżysera, kierownika literackiego teatrów, tłumacza i niestrudzonego promotora polskiej dramaturgii, szczególnie tej nieznanej, zapomnianej, nie wy stawianej. Nagroda za najciekawsze odkrycie repertuarowe przypadła w pierwszej edycji Konkursu dramatowi "Car samozwaniec, czyli polskie na Moskwie gody" Adolfa Nowaczyńskiego w reżyserii Jacka Głomba w Teatrze im. Modrzejewskiej w Legnicy.

KLASYKA DRAMATU

Jak zatem zaprezentował się w Konkursie polski dorobek dramatyczny sprzed 1969 roku?

Intrygująco wygląda zestawienie autorów konkursowych dramatów. Niekwestionowanym zwycięzcą okazała się dramaturgia romantyczna. Konkurs i przyznanie Nagrody Głównej im. Wojciecha Bogusławskiego Teatrowi Polskiemu we Wrocławiu za spektakl "Dziady część I, II, IV" oraz wiersz "Upiór" oraz za "Dziadów część III" potwierdziły fenomen dramatu Mickiewicza, który w ostatnim pięcioleciu powracał z uporem na scenę w coraz to nowych odsłonach i interpretacjach, przecząc przedwczesnej tezie o "zmierzchu paradygmatu romantycznego". Nie miejsce tu, by analizować przyczyny powrotu upiora, wystarczy odnotować, że w Konkursie znalazło się pięć premier "Dziadów" - oprócz zwycięskich przedstawień Michała Zadary, także "Dziady" w reżyserii Radosława Rychcika (Teatr Polski w Poznaniu), "Dziady" Lecha Raczka (Fundacja Orbis Tertius) i [,dz.adi] Pawła Passiniego (Opolski Teatr Lalki i Aktora im. Alojzego Smolki), a miały być jeszcze jedne...

Ponieważ zgodnie z tradycją z Mickiewiczem zawsze konkuruje Słowacki, podkreślić należy niewiarygodną wręcz liczbę zgłoszonych do konkursu utworów Juliusza Słowackiego. Wśród osiemdziesięciu trzech spektakli konkursowych znalazło się aż jedenaście inscenizacji dzieł Słowackiego lub wykorzystujących ich fragmenty. To zjawisko chyba nie tak łatwo wytłumaczyć. Dramaturgia Słowackiego, uchodząca za trudną, niezrozumiałą, nigdy nie była w teatrach szczególnie popularna. Nawet jubileuszowy Rok Juliusza Słowackiego (2009) nie przyniósł głośnych, znaczących premier. Zainteresowanie "drugim wieszczem" miał pobudzić cykl czytań "Słowacki. Dramaty wszystkie", zorganizowany w 2009 roku przez Instytut Teatralny im. Zbigniewa Raszewskiego. Ciesząca się zainteresowaniem i komentowana w prasie branżowej akcja nie była jednak, nie oszukujmy się, przedsięwzięciem popularyzatorskim na masową skalę. Rozległy się głosy sceptyków, że skoro wieszcz nikogo nie obchodzi, to może go po prostu nie grać, zdjąć gruźlika z cokołu (Paweł Goźliński), zostawić trupa nielicznym dziwakom, którzy się go jeszcze czepiają (Dariusz Kosiński), przyznać rację Gałkiewiczom, że nie zachwyca (Jacek Sieradzki) i uznać w końcu, że jak na "polskiego Szekspira", jest zbyt hermetyczny (Marek Troszyński)4. Nie były to jednak głosy krytyków, a zawiedzionych wielbicieli i entuzjastów jego twórczości, w których pobrzmiewały gorycz i żal, że nie dorośliśmy do dramaturgii Słowackiego, że jeszcze jesteśmy na nią za mali, za głupi.

Ewa Nawrocka, tłumacząc zjawisko (nie)obecności dramatów Słowackiego w teatrze, pisała proroczo w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku: "Nie jest tak, że to Słowacki zachowuje dla nas świeżość, czytelność, aktualność jako jeszcze kontaktująca z naszymi horyzontami intelektualnymi i nawykami poznawczymi propozycja literacko-teatralna, ale to my dorastamy do zmierzenia się z jego dziełem i w miarę naszego dorastania miejsca ciemne i obce rozjaśniają się stopniowo i powoli. [...] forma dramatów mistycznych Słowackiego jest cieniem tej mającej dopiero nastąpić w wieku XX rzeczywistości dramatyczno-teatralnej"5.

Czyżby w końcu, A.D. 2015, nadszedł jego czas? Bezsprzecznie Słowacki był w Konkursie najczęściej wystawianym autorem. Przyglądając się jedenastu inscenizacjom jego tekstów, można zaryzykować stwierdzenie, że Słowacki (także mistyczny) już nie paraliżuje - raczej prowokuje, rzuca wyzwania, jego dramaty stają się wymagającym i istotnym materiałem, z którym warto się mierzyć.

Wśród tytułów pojawiły się dramaty "lekturowe", które wymogiem programów szkolnych zostały ustanowione "kanonicznymi". Były zatem cztery realizacje "Balladyny", zgłoszone przez: Olsztyński Teatr Lalek (reż. Oleg Żiugżda), Teatr Dramatyczny im. Szaniawskiego z Wałbrzycha (reż. Wojciech Faruga), Teatr im. Siemaszkowej z Rzeszowa (reż. Radosław Rychcik) i Teatr im. Sewruka w Elblągu (reż. Janusz Wiśniewski); był również "Kordian", ostatnie dzieło Piotra Szczerskiego (Teatr im. Żeromskiego w Kielcach). Ale już nie tak oczywiste są w tym zestawie dwie premiery "Fantazego" - w reżyserii Michała Zadary (Teatr Powszechny im. Hubnera w Warszawie) i Macieja Podstawnego (Teatr im. Bogusławskiego w Kaliszu), inscenizacja "Lilii Wenedy", sporadycznie obecnej w teatrach w ostatnich dwóch dekadach, a jeszcze w latach sześćdziesiątych wręcz obowiązkowej (reż. Michał Zadara, Teatr Powszechny w Warszawie), premiera - uchodzącego za najtrudniejszy i najbardziej zagadkowy dramat - "Samuela Zborowskiego", przypomnianego (po latach!) głośną Sprawą Jerzego Jarockiego (reż. Paweł Wodziński, Teatr Polski w Bydgoszczy), czy premiera, goszczącego zaledwie kilkakrotnie na scenach - bo zdawałoby się, gwarantowanego samobója - "Króla-Ducha" (pod tytułem Król, reż. Małgorzata Warsicka, Teatr im. Ludwika Solskiego w Tarnowie). Fragmenty Kordiana posłużyły także Pawłowi Passiniemu do stworzenia modelowej biografii romantycznego outsidera, "Zwichniętego Geniusza" w Biegunach (pozostałe teksty wykorzystane w scenariuszu to: Nie-Boska komedia, Wyzwolenie i listy Cypriana Kamila Norwida).

Dla mnie poprzedni sezon był spóźnionym "świętem Słowackiego", którego nie doczekał się on w swoim jubileuszowym roku. Udane inscenizacje jego dramaturgii pokazały, że Słowackim można mówić nie tylko o naszej współczesności, Polsce, historii czy pamięci, ale też o samym Słowackim -formie jego tekstów, specyfice pisania, obrazowania i języka. Reżyserzy ujawnili meta-Słowackiego - w wielu inscenizacjach to właśnie forma jego dramatów stała się tematem przedstawienia. Taki był na przykład "Fantazy" Zadary, jawnie obnażający konwencję dramatu dworkowego, z którą grał w tekście sam autor, i wystawiający "teatralność" świata Respektów i Rzecznickich, strategie iluzji, kłamstwa i udania, którymi posługują się wszyscy bohaterowie tej dziwnej antykomedii6. Jednak najbardziej płodne pod tym względem okazały się inscenizacje dwóch tekstów mistycznych Słowackiego. Tarnowski "Król" w wykonaniu Matyldy Baczyńskiej - rozpisany na zwielokrotnione elektronicznie głosy, echa, metaliczne dźwięki, wibracje strun - odsłonił muzyczność i zawarty w warstwie brzmieniowej potencjał poematu. W pełni wybrzmiała rapsodyczność "Króla-Ducha", a sam spektakl stał się niezwykłą, przejmującą oraturą, dowodem oddziaływania żywego słowa. Cała fonosfera przedstawienia budowała nie nastrój, ale właśnie sensy utworu. Bowiem to warstwa foniczna pozwala dotrzeć do znaczeń mowy mistycznej7. Baczyńskiej udało się wcielić mistyczne słowo "Króla-Ducha", a kompozytorowi, Karolowi Nepelskiemu, stworzyć dialogującą z mową aktorki muzykę.

Z kolei bydgoski "Samuel Zborowski" dekonstruował poskładany przez edytorów tekst dramatu. Spektakl, demonstrujący szwy, momenty stwarzania i wchodzenia w postaci, wymienność podmiotów, wariantywność zdarzeń, traktował tekst Słowackiego jako partyturę, ujawniał amorficzność i proce-sualność dramatu, jego performatywny wymiar. Rozbicie formy dramatycznej przełożyło się na rozbicie powołanego przez nią świata scenicznego. Wodziński obnażył w swym spektaklu nie tylko przemocowe zabiegi dokonywane na tekście, "terror lektury pozytywistycznej"8, który zaciążył nad tym i wieloma innymi dramatami Słowackiego, ale pokazał, że w otwartości dzieła, jego niespójności, braku ostatecznych rozstrzygnięć i niemożliwych do pogodzenia wariantów tkwi jego siła.

Czy zatem, jak pokazują dwa powyższe przykłady inscenizacji, "Słowacki przyszłości", którego zapowiadała Nawrocka, to Słowacki autotematyczny, ukierunkowany na siebie i własne dzieło? - wystawiający proces pisania, operowania słowem, tworzenia inscenizacji, przekraczania ról, konwencji i norm dramatycznych? Na razie faktem jest, że Słowacki okazał się najbliższy współczesnej wrażliwości, inspirujący dla twórców, dający pole do eksperymentów formalnych i zdolny przyciągnąć do teatru publiczność.

Poza dziełami Słowackiego i Mickiewicza literatura romantyczna była reprezentowana przez nieco skromniejszą liczbę tytułów. Wśród zgłoszeń pojawił się jeden dramat Norwida - "Pierścień wielkiej damy" w reżyserii Piotra Jędrzejasa (Teatr im. Norwida w Jeleniej Górze). Spośród komedii Aleksandra Fredry zgłoszono realizacje: "Zemsty" (reż. Tomasz Grochoczyński, Bałtycki Teatr Dramatyczny), "Wychowanki" (reż. Mikołaj Grabowski, Teatr Ludowy w Krakowie) i "Ożenić się nie mogę" (reż. Grzegorz Kempinsky, Teatr Miejski im. Gombrowicza w Gdyni). Żadna z nich nie była szczególnie udana, choć cieszy tu pojawienie się rzadko grywanej "Wychowanki", gorzkiej komedii starego Fredry. Brak wśród inscenizacji konkursowych dramatów Zygmunta Krasińskiego, powracającego - mimo wszystko - dość regularnie w teatrze współczesnym. Fragmenty "Nie-Boskiej" zostały wykorzystane tylko w montażu scenariusza "Biegunów".

Dramat sprzed dziewiętnastego wieku miał tylko jednego reprezentanta - Jana Kochanowskiego. Dwukrotnie zrealizowano "Odprawę posłów greckich": w Teatrze Polskim w Warszawie (reż. Ryszard Peryt) i w Teatrze im. Osterwy w Gorzowie Wielkopolskim (reż. Bartłomiej Wyszomirski). Kochanowski obecny był także poprzez inscenizację wierszy (wspomniane już wyżej "Niepodobnym obyczajem" z Radomia). W kontekście obchodów roku jubileuszowego może dziwić brak dramatopisarzy osiemnastowiecznych: Franciszka Zabłockiego, Wojciecha Bogusławskiego, Franciszka Bohomolca, Adama Kazimierza Czartoryskiego, Juliana Ursyna Niemcewicza, Ignacego Krasickiego. Ani dramat klasycystyczny, ani preromantyczna drama, ani "staruszka komedia" (jak ją pieszczotliwie nazywał Osterwa, sam nieco zdziwiony sukcesem "Fircyka w zalotach" nie cieszyły się zainteresowaniem realizatorów. A szkoda, bo wyrafinowany wiersz Zabłockiego mógłby zachwycić i dziś.

Wybory z dramaturgii późniejszych okresów przynoszą kilka niespodzianek, warto również odnotować znaczące "nieobecności". Ciekawie robi się przy komedii mieszczańskiej, dramacie modernistycznym i dramacie realistycznym z końca dziewiętnastego wieku. Rekordzistką okazała się Gabriela Zapolska, wystawiona aż pięciokrotnie (i która, mówiąc żartobliwie, zajęła drugą lokatę, zaraz za Słowackim, a ex aequo z "Dziadami"). Największym zainteresowaniem spośród jej dramatów cieszyło się "Ich czworo" - wystawione w gwiazdorskiej obsadzie w Teatrze Polonia w Warszawie (reż. Jerzy Stuhr), w doskonałej realizacji Małgorzaty Bogajewskiej w Teatrze Jaracza w Łodzi (ze świetnymi kreacjami Gabrieli Muskały i Sambora Czarnoty) oraz młodymi siłami absolwentów Wydziału Sztuki Lalkarskiej Akademii Teatralnej jako "Moral insanity. Tragedia ludzi głupich" (Teatr Papahema). Udaną "Moralność pani Dulskiej" wyreżyserowała Ewelina Pietrowiak w Teatrze im. Mickiewicza w Częstochowie, stanowczo mniej udane "Tresowane dusze" pokazał Adam Orzechowski w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Dwukrotnie pojawił się Michał Bałucki: rozśpiewany i roztańczony "Klub kawalerów" to premiera Teatru Muzycznego w Gdyni (reż. Justyna Celeda), natomiast Teatr im. Siemaszkowej w Rzeszowie pokusił się o bardzo rzadko wystawianą i raczej mało znaną komedię "Sąsiedzi" (reż. Waldemar Śmigasiewicz).

Może dziwić całkowity brak wśród zgłoszeń dramatów modernistów: Jana Augusta Kisielewskiego, Włodzimierza Perzyńskiego, Lucjana Rydla, Jerzego Żuławskiego, Tadeusza Rittnera czy Stanisława Przybyszewskiego. Nikt też nie chciał przetestować na scenie piece bien faite, pozytywistycznego dramatu historycznego, sztuk z tezą czy fars. Zygmunt Sarnecki, Kazimierz Zalewski, Józef Narzymski, Edward Lubowski, Jan Aleksander Fredro, Władysław Ludwik Anczyc, Aleksander Świętochowski, Józef Bliziński - jak byli, tak są zapomniani. Z drugiej strony, nie pociągał też realizatorów dramat poetycki ani symbolistyczny z przełomu wieków. Zaskakuje mizerna obecność Stanisława Wyspiańskiego. Właściwie pokazano tylko dwa jego dramaty: "Wesele" (reż. Marcin Liber, Teatr Polski w Bydgoszczy) i "Akropolis" (reż. Anna Augustynowicz, Teatr Współczesny w Szczecinie). Fragmenty "Wyzwolenia" wplótł Passini w "Bieguny", a Tadeusz Nyczek i Mikołaj Grabowski w "Miny polskie" (Teatr im. Horzycy w Toruniu). Repertuarowym odkryciem było przypomnienie rzadko wystawianych "Termopil polskich" Tadeusza Micińskiego (reż. Jan Klata, Teatr Polski we Wrocławiu). Zaskakujący jest fakt, że z tak płodnego dramatycznie i teatralnie fin de siecle'u stosunkowo niewiele, jak widać, utworów ma coś do zaoferowania współczesnemu widzowi (a może tylko współczesnemu reżyserowi?). Od kiedy zachwycał teatralny, a później filmowy, serial Andrzeja Wajdy "Z biegiem lat, z biegiem dni..." minęło już przecież ponad trzydzieści lat.

Spośród dramatopisarzy międzywojnia najczęściej wystawiany był Witkacy. Teatr jego imienia z Zakopanego przypomniał "Onych" (pod tytułem HaSio(R) czyli Nie drażnić kota, reż. Andrzej Dziuk), Teatr Animacji w Poznaniu pokazał "Szewców" (reż. Anna Rozmianiec), a Teatr im. Norwida w Jeleniej Górze - "Nadobnisie i koczkodany" (reż. Pia Partum). Z twórczości Gombrowicza pojawiła się "Iwona, księżniczka Burgunda" - w dwóch realizacjach: Agaty Dudy-Gracz (Teatr im. Jaracza w Łodzi) i Ewy Wyskoczył (Tarnowskie Centrum Kultury) oraz fragmenty "Dzienników", "Ferdydurke", "Operetki" i "Ślubu" w scenariuszu Nyczka i Grabowskiego do toruńskich "Min polskich". Równie popularny okazał się Antoni Słonimski: w Warszawie pokazano jego "Rodzinę" (reż. Agata Dyczko, Fundacja "HI ART!"), a w Sopocie Murzyna warszawskiego (reż. Adam Orzechowski, Teatr Wybrzeże). Natomiast Stefan Żeromski pojawił się w Konkursie tylko jako powieściopisarz (Przedwiośnie, Dzieje grzechu), zaś z dramatopisarek tego okresu zaistniała jedynie Maria Pawlikowska-Jasnorzewska jako autorka "Kochanka Sybilli Thompson" wystawionego w reżyserii Uli Kijak przez Grupę Artystyczną Teraz Poliż.

Nie było w ogóle premier dramatów popularnego niegdyś Jerzego Szaniawskiego, Jarosława Iwaszkiewicza, Ludwika Hieronima Morstina, Leopolda Staffa, Antoniego Cwojdzińskiego czy Karola Huberta Rostworowskiego. Te "braki" są równie znaczące jak "obecność" i pokazują, że wciąż jest z czego wybierać. Konkurs zachęca do poszukiwań repertuarowych, pogrzebania w archiwach, pierwodrukach czy nawet egzemplarzach teatralnych. Może tam kryją się jeszcze jakieś zapomniane przez Boga i ludzi perełki?

Uhonorowany nagrodą specjalną im. Stanisława Hebanowskiego "Car Samozwaniec, czyli polskie na Moskwie gody" Adolfa Nowaczyńskiego doskonale pokazuje, że długi, anachroniczny, przegadany dramat historyczny, do tego pisany archaizowanym i zruszczonym językiem, z którym - wydawałoby się - nie da się nic zrobić, może ożyć w pomysłowej, atrakcyjnej inscenizacji i świetnym opracowaniu dramaturgicznym tekstu. Niegrany od krakowskiej prapremiery w 1908 roku, został przywrócony między żywych przez dramaturga Roberta Urbańskiego i reżysera Jacka Głomba (Teatr im. Modrzejewskiej w Legnicy). Rosyjsko-polska "gra o tron" stała się w wykonaniu legnickiego zespołu wciągającym, dynamicznym i efektownym widowiskiem. Krwawy sztafaż, rzeźnickie akcesoria, brutalność gry, psychodeliczny akompaniament Kormoranów podkręcały temperaturę walki o władzę, a owacyjna reakcja publiczności ewidentnie dowodziła "żywości" tematu.

Niespodzianek nie zabrakło także w wyborach z dramaturgii powojennej. Wrocławski Teatr Współczesny im. Edmunda Wiercińskiego pokazał prapremierę "Niewidzialnego chłopca" Tymoteusza Karpowicza (reż. Weronika Szczawińska) i przypomniał rzadko grany "Paternoster" Helmuta Kajzara (reż. Marek Fiedor). Tadeusz Różewicz, choć był dość skromnie reprezentowany przez dwa tytuły, to skutecznie zainspirował bardzo młodych reżyserów do eksperymentów formalnych i zaakcentowania wizualnej strony przedstawienia. "Stara kobieta wysiaduje", zrealizowana w teatrze rzeszowskim przez Jakuba Fałkowskiego, to odwołujący się do eksperymentów awangardy i rozpełzający się po całym teatrze multimedialny performance art. "Świadkowie albo nasza mała stabilizacja" w reżyserii Katarzyny Szyngiery (Teatr Współczesny w Szczecinie) zostali osadzeni w wytapetowanym świecie, który niweluje jakiekolwiek ludzkie odruchy i emocje. Takiego szczęścia do reżysera nie miał Sławomir Mrożek. Dzięki kuriozalnej inscenizacji "Vatzlava" (reż. Michał Kmiecik, Teatr Nowy im. Kazimierza Dejmka w Łodzi) okazało się, że zestarzał się szybciej niż Bałucki.

Cztery nazwiska to w sumie nie za dużo jak na reprezentację dramatu powojennego. Z pewnością ograniczeniem była data powstania utworów - przed 1969 rokiem. By rozszerzyć ramy czasowe, jako granicę w kolejnych edycjach przyjęto trzydzieści pięć lat wstecz od daty ogłoszenia konkursu. Dzięki temu w następnej edycji będzie mogła znaleźć się literatura powstała przed 1980 rokiem.

ŻYWA, CZYLI...?

Co daje spojrzenie na mapę, gatunki, autorów i tytuły? Jaka klasyka ujawniła się w pierwszej edycji Konkursu?

Trudno byłoby na podstawie zaprezentowanych w roku jubileuszowym inscenizacji literatury polskiej uformować kanon czy choćby zestaw najpopularniejszych utworów. Z jednej strony brak jest pozycji "obowiązkowych" - czy to cieszących się trwałym uznaniem, czy po prostu wartościowych artystycznie, a z drugiej - mocno zaistniały teksty unikatowe, nieobecne w teatrach, zapomniane od dnia premiery. Ich dostrzeżenie i popularyzacja była jednym z ważnych celów Konkursu.

Co zatem kryje się pod nazwą "Klasyka Żywa"?

Według mnie, najprościej mówiąc, "żywa" znaczy obecna - wystawiana, dyskutowana, oglądana, recenzowana, pobudzająca do polemik i dialogu. Stawiająca twórcze wyzwania artystom, zachęcająca widzów do reakcji, domagająca się dopełnienia i wysiłku, by ją zrozumieć. Niech boli, niech egzorcyzmuje, uwiera - jak chciał Goźliński od Słowackiego - bo wtedy będzie znaczyło, że żyje i wierzga, domagając się zdjęcia z półek bibliotecznych, wygrzebania z archiwów i ściągnięcia z internetu. Osiemdziesiąt trzy spektakle pokazane w Konkursie na Inscenizację Dawnych Dzieł Literatury Polskiej zaświadczają, że wciąż jest potrzebna. Dlatego uważam, że pierwsza edycja "Klasyki Żywej" zakończyła się pełnym sukcesem. O tym, że wypełniła swoją misję, świadczy fakt, że konkurs staje się wydarzeniem cyklicznym.

Począwszy od drugiej edycji, zostaje on połączony z Ogólnopolskimi Konfrontacjami Teatralnymi "Klasyka Polska" w Opolu. Zachowano dwuetapowy charakter konkursu - w pierwszym etapie Komisja Artystyczna będzie przyznawać refundacje wybranym inscenizacjom dramatów (te niegrane od dziesięciu lat mają ją zagwarantowaną) i typować finalistów do festiwalu opolskiego. Jury konfrontacji "Klasyki Polskiej" będzie zarazem Jury Konkursu i w jego gestii będzie leżało przyznawanie nagród, w tym Nagrody Głównej im. Wojciecha Bogusławskiego9. Oznacza to, że inicjatywa powołana z okazji dwustupięćdziesięciolecia teatru publicznego wpisuje się na stałe w polskie życie teatralne i kalendarz wydarzeń kulturalnych. Jest to dobra motywacja, by dyrektorzy teatrów uwzględniali w repertuarach przedstawienia polskiej klasyki. Pozostaje mieć nadzieję, że imponujące pokłosie zakończonego Konkursu nie było jednorazowym boomem, a klasyka będzie obecna w polskich teatrach nie tylko od święta.

***

WANDA ŚWIĄTKOWSKA

Autorka pracuje w Katedrze Performatyki Wydziału Polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Opublikowała rozprawę doktorska jako książkę Książę. Hamlet Juliusza Osterwy (2009), współredagowała monografie zbiorowe: Performans, performatywność, Performer. Próby definicji i analizy krytyczne (2013), Słowacki/Grotowski. Rekontekstualizacje (2010) oraz dwujęzyczne wydanie Polska. Kultura. Ukraina: wykłady o teatrze (2010). Zajmuje się spuścizną rękopiśmienną Juliusza Osterwy.

_________________________________________________________________

1 Pierwsza edycja Konkursu na Inscenizacje Dawnych Dzieł Literatury Polskiej "Klasyka Żywa" składała się z dwóch etapów: "Konkursu projektów", w którym Komisja Artystyczna wyłoniła 22 projekty, którym zostało przyznane dofinansowanie, oraz "Konkursu inscenizacji". Dofinansowane premiery automatycznie znalazły sie w gronie ocenianych przedstawień.

2 Zob. wypowiedzi Zenona Butkiewicza, Ewy Czaplińskiej, Dariusza Kosińskiego, Piotra Olkusza, Marii Prussak, Haliny Waszkiel, dostępne na stronie Konkursu http:// klasykazywa.pl/aktualnosci/ (dostęp 6 listopada 2015).

3 Zob. Regulamin Konkursu dostępny: http://klasykazywa. pl/edycja-i/regulamin/ (dostęp 12 listopada 2015).

4 Zob. Pawet Goźliński Pytaj, czy boli. Po co każą gruźlikowi marznąć na cokole?, "Gazeta Wyborcza" z 24 września 2009; tegoż Słowacki musi boleć, http:// www.e-teatr.pl/pl/artykuly/79238.html; Dariusz Kosiński Lampa tak ciemno się pali, "Teatr" nr 3/2010, tegoż Słowacki (nie)wspólaesny, http://www.e-teatr.pl/pl/ artykuly/75318.html; tegoż Nie będę z nimi, "Dialog" nr 3/2011; Jacek Sieradzki Nie ma Słowackiego, "Przekrój" nr 51-52/2009; Marek Troszyński Słowacki - polski Szekspir?, "Gazeta Wyborcza" z 25 września 2009.

5 Ewa Nawrocka Dramaty mistyczne Juliusza Słowackiego, w: Dramat i teatr romantyczny, pod redakcja. Dobrochny Ratajczak, Wiedza o Kulturze, Wrocław 1992, s. 78-79.

6 0 ironicznym przezwyciężeniu wzorca komediowego i demaskacji konwencji gatunkowych w Fantazym pisała Ewa Łubieniewska, zob. tejże "Fantazy" Juliusza Słowackiego, czyli komedia na opak wywrócona, Ossolineum, Wrocław 1985.

7 Zob. Nawrocka, op.cit., s. 82-84.

8 Tamże, s. 74.

9 Regulamin drugiej edycji dostępny jest na stronie Konkursu: http://klasykazywa.pl/edycja-ii/regulamin/.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji