Chwalę teatr Aliny Obidniak
I znów zawitał do nas teatr z Jeleniej Góry. Stanowi on dla mnie jeden z niezbitych dowodów na sytuację gdy brzydkie słowo "prowincja" traci swój tradycyjny sens, zaś upór i inwencja twórców przezwycięża splot niekorzystnych zaszłości. Teatrem w Jeleniej Górze już niemal 5 lat kieruje dyr. Alina Obidniak; umiała związać współpracą ze swą małą sceną zarówno twórców tak wybitnych jak Adam Hanuszkiewicz i Henryk Tomaszewski, jak zdolną młodzież reżyserską (Grzegorz Mrówczyński), umiała wykorzystać kapitał sił własnego zespołu aktorskiego, którego ozdobę stanowi sędziwa artystka Zuzanna Łozińska.
Teatr jeleniogórski zjechał tym razem do Warszawy bez swoich nestorów, przywożąc spektakl niemal młodzieżowy. Tak go przynajmniej zobaczył reżyser, autor sztuki umieszczał ją raczej gdzieś na pobrzeżu ludzkiego samounicestwienia, tam gdzie starość ociera się o śmierć. Autor sławny, choć zapomniany: Maurycy Maeterlinck. Nie wiem, czy ktoś czytuje jeszcze słynne ongi rozprawy-eseje, "Życie pszczół" i "Życie mrówek", co przyniosły flamandzkiemu pisarzowi nagrodę Nobla. Teatr Maeterlincka jeszcze bardziej popadł w niepamięć, w ostatnim 30-leciu zaledwie raz - i to dawno - grano tego autora w Warszawie, a i to utwór niezbyt dlań reprezentatywny: "Cud Świętego Antoniego" reżyserował w Teatrach Miejskich (!) Jerzy Kreczmar. Samych "Ślepców" grano w Polsce Ludowej bodajże raz, w Grudziądzu, w inscenizacji Marii Wachowiak.
Teatr współczesny (bo podobna sytuacja jest nie tylko w Polsce) jawną zatem niewdzięcznością płaci twórcy, któremu tak wiele zawdzięcza. Rugując ze swych dramatów dogmat fabuły, a ze swych dialogów dogmat naturalistycznej gładkości słów, kładł autor "Peleasa i Melisandy" podwaliny pod teatr poetyckiego symbolu, teatr groteski i absurdu. U Maeterlincka sama gra nastrojów miała oddawać tragizm ludzkiej egzystencji, bohater jego utworów w ciszy i wewnętrznym skupieniu toczy swój niekończący się nigdy dyskurs z losem i śmiercią. Losem zdeterminowany, na śmierć skazany ma przed sobą nieskończoność wieczności - w takiej perspektywie każdy ruch staje się miałki, stąd swoista statyczność dramatów Maeterlincka. Mogą one stwarzać czasem wrażenie monotonnych; w zamyśle ich autora intensywność samych nastrojów miała tu starczać za mechaniczną żywość odgrywanych perypetii.
Istotę dramaturgii Maeterlincka dobrze pojął Lech Terpiłowski, publicysta i krytyk muzyczny, który właśnie tymi "Ślepcami" zadebiutował jako reżyser teatralny. Terpiłowski przekazał w swym widowisku wszystkie wyróżniki stylistyczne pisarza: statyczność, nastrojowość, grę symboli, zaś odmładzając ludzką gromadę, co pełza po scenie, wzmógł jeszcze tragizm sytuacji: zagubienie się człowieka w czasie i przestrzeni.
Sam sposób scenicznego przekazu oparł Terpiłowski na pomyśle tyleż nośnym, co odkrywczym: na dramatyzmie dźwięku stricte muzycznego, który wzmacnia tu i wyolbrzymia dźwięk słów mówionych. Dialog w tym przedstawieniu przechodzi co moment z rozmowy w lamentacyjny zaśpiew, wokalna doskonałość młodych aktorów jeleniogórskich sprawia, iż wszystkie te interwencje muzyczne mają precyzję filharmoniczną. Mają też siłę wyrazu dramatycznego, znaczą. I tak snuje się tragiczna przypowieść o samotności ludzkiej, o ślepocie jednostek, która przemnaża się przez ślepotę zbiorowości. Przypowieść Maeterlincka jest pełna piołunnej goryczy, choć oderwana od realistycznego tła. Może dlatego raziły mnie drobne naddatki tekstowe, jakimi pstrzył Terpiłowski dialog oryginalny, zbędnie pointując poetyckie wielosłowie Maeterlincka. Jedyne to właściwie zastrzeżenie, jakie żywię wobec tego ciekawego przedstawienia, które scenograf zlokalizował w nierealnej pustyni z błękitów, a które sugestywnie odegrali młodzi artyści.
Pragnąłbym spośród nich wyróżnić Aleksandrę Hofman z wielką siłą wyrazu oddającą wewnętrzny dramat Obłąkanej. Wiesława Sławika (z umiarem i spokojem prowadził emfatyczną rolę Przodownika), a także Teresę Pawłowicz i Krystynę Wiśniewską, opracowanie muzyczne, które było dziełem Bogdana Dominika, przyczyniało się w znacznym stopniu do nastroju całego widowiska.