Artykuły

Całe "Dziady"

Ponieważ obejrzenie całej wrocławskiej inscenizacji "Dziadów" trwającej z przerwami aż czternaście godzin byłoby dla mnie zbyt trudne do zniesienia, 20 lutego wybrałem się tylko o 21.00 na fragmenty, dodane do wcześniej zrealizowanych, czyli Ustęp części III, Objaśnienia poety oraz wiersz "Do przyjaciół Moskali". I tak wypełniły one ponad trzy godziny - felieton Rafała Węgrzyniaka o wrocławskich "Dziadach" w reż. Michała Zadary w tygodniku wSieci.

Pierwszą osobą, jaką ujrzałem, wchodząc do Teatru Polskiego, był Sławomir Sierakowski, redaktor "Krytyki Politycznej". Gdy po północy wychodziłem z teatru, minąłem zaś autora "Polskiego teatru przemiany" [Dariusza Kosińskiego], który dwie godziny później zawyrokował w wypowiedzi udzielonej PAP, iż obejrzał "spektakl, który już wszedł do klasyki". Ów profesor performatyki zamknął też usta malkontentom, stwierdzając, iż "głosy krytyczne" o tej inscenizacji będą wypowiadać wyłącznie ci, którzy "są zaślepieni swoimi własnymi ideologiami" oraz "nie widzą" ani "nie słyszą" tego, "co naprawdę dzieje się na scenie".

Reżyser [Michał Zadara] był bardziej wyrozumiały dla widzów negatywnie oceniających spektakl. Ponieważ Kancelaria Prezydenta odmówiła objęcia go patronatem, na łamach "Gazety Wyborczej" namawiał on Andrzeja Dudę, aby mimo wszystko obejrzał inscenizację, której "nie ma powodu się obawiać", bo jakoby ma charakter "bardzo zachowawczy". Przy tym utrzymywał, iż "jedyny obrazoburczy element polega na tym, że nasz

Konrad sika w celi. Ale co ma robić? Jest człowiekiem, to sika". Dość, że prezydent Duda nie przybył do Teatru Polskiego, aby uczestniczyć w premierze, która, jak zapewniała jego dyrekcja, niewątpliwie przejdzie do historii.

Na tę sytuację twórcy spektaklu byli jednak przygotowani. Sierakowski w "14 godzinach z Mickiewiczem" ujawnił, że w Salonie warszawskim odtwórca Kamerjunkra wygłaszał "improwizowaną francuszczyzną komentarz na temat désintéressement ministra kultury i prezydenta, którzy nie chcieli objąć spektaklu patronatem". W tym momencie oczywiście "publiczność pękła ze śmiechu" i nagrodziła dopisaną kwestię "burzą oklasków". Dzięki owej drobnej manipulacji minister Piotr Gliński i prezydent Duda stali się zaś reprezentantami warszawskiego salonu.

Pozostałych widzów reżyser przekonywał, że "wszyscy powinni spać podczas premiery" i bynajmniej "nie trzeba też czuć się zobowiązanym, żeby wszystko zrozumieć", gdyż "na tym polega ten utwór, że zawiera pewną przesadę i pewne przegięcie, jeśli chodzi o ilość informacji". Dlatego wystawiając Ustęp w konwencji próby współczesnego koncertu, zakłóconej przemówieniem lub wykładem, reżyser sugestywnie pokazał aktorów zasypiających w trakcie recytowania z akompaniamentem muzyki czy nawet śpiewania utworu Adama Mickiewicza albo wręcz schodzących ze sceny, bo nie będących w stanie go dalej słuchać. Aktorka wygłaszająca Objaśnienia poety wydobyła ich niedorzeczność. A ponieważ z powodu pomyłki i technicznej awarii, która zmusiła siedzącego na widowni reżysera, aby udał się za kulisy, przypis pierwszy o czynownikach w Rosji trzeba było po dłuższej przerwie powtórzyć, już do końca owego fragmentu spektaklu publiczność rechotała. Uspokoiła się dopiero, gdy aktorka ta wygłaszała "Do przyjaciół Moskali". Sierakowski mógł potem stwierdzić, że również "przypisy publiczność przyjęła entuzjastycznie", generalnie zaś "na Dziadach można się zsikać ze śmiechu". Autor "Roku katastrofy" [Dariusz Kosiński], zaznaczył jednak, że reżyser "zrobił ten spektakl bardzo poważnie". Tylko "zdjął z Dziadów patos", bo "nie znalazł go w tekście", a przez to "niektórzy krytykują spektakl jako prześmiewczą inscenizację".

Sporym zaskoczeniem było dla mnie przesunięcie na koniec przedstawienia części IV "Dziadów". Przez dwa lata była ona grana po części II i "Upiorze". Obecnie "Upiór" - dla odmiany zgodnie z dyspozycją Mickiewicza - odgrywany jest przed obrzędem. Za to wizyta Gustawa w domu Księdza zamyka inscenizację. Sierakowski skonstatował, iż dzięki temu zabiegowi "sztuka zaczyna się i kończy nieszczęśliwą miłością", zamiast motywu politycznego na plan pierwszy wysuwa się erotyczny. Ale wątek przemiany Gustawa w Konrada staje się jeszcze bardziej zagmatwany.

Wprawdzie reżyser powołuje się na nadaną przez Mickiewicza numerację części. Lecz powinien wiedzieć, że na ogół respektowaną w wydaniach i inscenizacjach kolejność części narzucił poeta w ostatniej za jego życia edycji "Dziadów". Tylko autor "Źródeł teatru" [Mirosław Kocur] - nie orientując się w dziejach utworu i jego recepcji - w recenzji utrzymywał, iż "Dziady" w Polskim zostały odegrane "w kolejności zamierzonej przez poetę", w tym Ustęp "we Wrocławiu po raz pierwszy", jakby w 1978 r. nie zamykał on powstałej we Współczesnym Kazimierza Brauna inscenizacji całego utworu, którą widziałem i pamiętam.

***

Od redakcji tygodnika wSieci:

Na prośbę autora drukujemy felieton niedopuszczony do druku przez redakcję miesięcznika "Teatr".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji