Artykuły

Rozśmieszacz

ROMAN KŁOSOWSKI, który w lutym kończy 77 lat ciągle podkreślał, że najlepiej czuje się w rolach wielobarwnych, pełnokrwistych postaci, jak Colas Breugnon, Szwejk czy Szekspirowski Ryszard III.

Według numerologów siódemka to liczba doskonała, magiczna i szczęśliwa. A dwie siódemki?

To chyba podwójne szczęście?

Roman Kłosowski, popularny Maliniak, technik budowlany z serialu telewizyjnego "Czterdziestolatek", właśnie kończy 77 lat. Czy zalicza siebie do ludzi szczęśliwych?

- W jakimś sensie na pewno - kwituje krótko aktor.

Jacuś matołek

- Pochodzę z Białej Podlaskiej, gdzie byłem uczniem gimnazjum, które miało niezwykłych wprost pedagogów, takich jak Karolina Beylin. Napisała ona sztukę "Wtorek 16 grudnia" o problemach młodzieży szkolnej. Główny bohater, żeby zarobić na życie, udziela korepetycji niezbyt rozgarniętemu koledze. Z obsadzeniem głównej postaci nie było problemu, nie udawało się natomiast znaleźć kogoś, kto wcieliłby się w rolę ucznia o niezbyt wydarzonej, nawet matołkowatej osobowości. I padło na mnie... Spróbowałem, zagrałem i odniosłem sukces.

Kłosowski marzył o karierze boksera, lotnika, ale zachęcony sukcesami w szkolnym przedstawieniu, zdecydował się złożyć dokumenty do wyższej szkoły teatralnej.

- Wybierając się do tej szkoły - zwierza się - spodziewałem się entuzjastycznego przyjęcia, a spotkało mnie rozczarowanie. Snując się przed egzaminem po gmachu przyszłej uczelni, dołączyłem do grupki kolegów dyskutujących z Zelwerowiczem. I w pewnym momencie wtrąciłem coś do rozmowy.

"Kto to powiedział?" zapytał Zelwer.

Wszyscy się rozsunęli i zostałem sam na sam z profesorem.

- Ja to powiedziałem - odrzekłem. Popatrzył na mnie spoza okularów, skrzywił się i wykrztusił: "Głos dobry, ale nic poza tym..."

Curduple jamnikowaty

Zelwerowicz sadzał studentów na scenie i reszcie kazał oceniać kolegów. Gdy przyszła kolej na Romana Kłosowskiego, pogroził studentom: Ale tylko mi tu szczerze, bez picu...

Koledzy, jak koledzy, mówili, że sympatyczny, ładnie się uśmiecha, głos ma dobry... No, dobrze, nalegał Zelwer, a co ze wzrostem p. Romana?

- Może trochę przyniski - odpowiadali. Na co profesor zwrócił się do Kłosowskiego: Panie Romanie, pan jest z francuska mówiąc, żeby pana nie urazić: curduple! Ale nie zwyczajny curduple, jak Koliński, który jest proporcjonalny, tylko pan jest, znów z grubej rury strzelając: curduple jamnikowaty!

Ta metoda pozbawiła Kłosowskiego kompleksów. - Ale gdy przyszło mi grać z Janem Kobuszewskim, to z zażenowaniem śledziłem jego autentyczne kalectwo...

Kup pan cegłę

Kłosowski wydział aktorski ukończył w 1953 roku i w tym samym roku zadebiutował na scenie teatralnej i przed kamerą (w "Celulozie").

- Myślę, że mieliśmy szczęście zaczynając swoje życie zawodowe tuż przed rokiem 56 - wspomina Klosowski tamte czasy. - Trafiliśmy na moment "rozsunięcia firanek", na niepowtarzalny ferment intelektualny i artystyczny. Objawiła się nam nowa literatura, filozofia, nowy teatr. Poznawaliśmy Millera, Brechta, Dűrrenmatta, Camusa, Sartre'a. Czytaliśmy Hłaskę, grywaliśmy u Munka i Kawalerowicza. Były to naprawdę wspaniałe czasy, mieliśmy nie tylko pracować, ale i bawić się. Proszę pamiętać, że należeliśmy do pokolenia "Bim-Bomu", STS-u, że wśród nas rozwijał się talent Kobieli i Gruzy.

Dziś Kłosowski też jest poważniejszy niż na to wygląda. Choć jako aktor charakterystyczny kojarzy się często ludziom ze śmiechem. - Ale to delikatna różnica - mówi - czy ludzie śmieją się do mnie, czy ze mnie. Śmieszności nikt nie lubi. Krytyka faktycznie zakwalifikowała mnie do kategorii rozśmieszaczy, ale muszę powiedzieć, że każdy rozśmieszacz ma tęsknoty do innych ról.

Nie położył Ryszarda

Każdy aktor marzy o tym, żeby zagrać Hamleta. Kłosowski nie miał takich marzeń. Nie zgadza się natomiast z pewnym zaszufladkowaniem swojej osoby, z tym, że może tylko bawić i śmieszyć. Trochę go to irytowało, więc skwapliwie skorzystał w 1976 roku z propozycji objęcia dyrektorskiego fotela w Teatrze Powszechnym w Łodzi. Tu wystawił "Ryszarda III" Szekspira, kreując tytułową postać. I choć z całej Polski spieszyli co bardziej "życzliwi" do Łodzi, żeby zobaczyć, jak Maliniak kładzie Ryszarda III, to pokazał, że sprawdza się i w takim, dramatycznym repertuarze. Wystawiał "Turonia" Żeromskiego, "Kamienny świat" Borowskiego i "Czarną różę" Stryjkowskiego.

A sam aktor ciągle podkreślał, że najlepiej czuje się w rolach wielobarwnych, pełnokrwistych postaci, jak Colas Breugnon, Szwejk czy właśnie Szekspirowski Ryszard III.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji