Artykuły

Scena i Studium

Było to na kolejnym, wysprzedanym do ostatniego miej­sca spektaklu kalmanowskiej "Księżniczki czardasza" w poznańskim Teatrze Muzycznym. Kiedy w II akcie pojawiła się księżna Lippert - Warlesheym - rozległy się spontaniczne oklaski. To publiczność witała występującą gościnnie w tej roli Irenę Szulc-Kruk. Artystkę związaną z Teatrem przy ul. Niezłomnych od początku jego istnienia. To zna­czy: od inaugurującej jego dzia­łalność premiery "Wiktorii i jej huzara" Pawła Abrahama, w którym tytułową bohaterką była właśnie Irena Szulc-Kruk.

Potem była księżniczką Lizą w leharowskiej "Krainie uśmiechu", Krysią Leśniczanką, Gabriellą z "Życia paryskiego"' Jakuba Offenbacha, ("objawiła bardzo wysoki poziom wykonawczy tak w dzie­dzinie czysto muzycznej jak i aktorskiej" pisał krytyk Marian Wallek-Walewski), "Cnotliwą Zuzanną", Sylwą w "Księżniczce czardasza". Wymieniam tylko niektóre, najważniejsze role, ale było ich dużo, dużo więcej. I zaw­sze krytycy podnosili umiejętność aktorskiego ich wygrania, połą­czenia wszystkich części składo­wych operetkowego kunsztu - śpiewu, aktorstwa, tańca ("naj­bardziej zaimponowała mi Irena Szulc-Kruk, która szczególnie w kankanie dała upust swemu tem­peramentowi" napisał krytyk po obejrzeniu "Wesołej wdówki" Lehara). Nic tego dziwnego, że go­ścinne pojawienie się znów na deskach Teatru Muzycznego przyj­mowano tak gorąco, obdarowując po finale artystkę naręczem kwiatów.

Kiedy nie widzieliśmy jej na scenie artystka przez cały czas występowała - tyle że gdzie in­dziej i w innej konwencji. W Wiedniu i Berlinie Zachodnim, w Osnabrueck i w Bułgaria a także na Węgrzech. W kraju - na koncer­tach Towarzystwa Przyjaźni Polsko - Węgierskiej i Polsko Fran­cuskiej. I co trzeba podkreślić: na swych recitalach, zawsze prezen­tuje muzykę polską, zawsze włą­cza do programów dzieła naszych kompozytorów od romantyków do współczesnych, także poznań­skich - Zenona Schuberta, Hen­ryka Czyża, Feliksa Nowowiej­skiego. Najlepiej czuje się w re­pertuarze który daje jej możli­wość interpretacji również aktorskiej. To zbliża utwory widzowi nie znającemu języka oryginału... W Berlinie Zachodnim młodzież ze szkoły muzycznej prosiła po koncercie o pomoc w wystawie­niu jednoaktowej polskiej opery.

Irena Szulc-Kruk dzieli się swym scenicznym doświadcze­niem jako pedagog Policealnego Studium Piosenkarskiego. Cieszy się z sukcesów swych uczennic, już absolwentek zaangażowanych przez "Estradę" czy Zespół Wojsk Lotniczych "Eskadra" - Barba­ry Maciąg czy Haliny Bednarz, zresztą laureatek konkursów za wykonanie piosenki polskiej i radzieckiej. Uczy emisji głosu i in­terpretacji, wzbogacając nieustannie swoje kwalifikacje pedagogi­czne poprzez konsultacje z zagranicznymi specjalistami wokalistyki jak Krystal Ludwig w Wied­niu czy prof. Schwarz-Mangold w Berlinie Zachodnim. A przecież to nie wszystko, jest przecież także autorką scenariuszy i reżyse­rem koncertów...

Sięgam raz jeszcze do głosów krytyki. Czytam: "bardzo dobra aktorsko", "chwalę Irenę Szulc-Kruk za jej nerw sceniczny", "szczerze ubawiła mnie jej parodystyczna interpretacja ekscentrycznej divy operetkowej", "uz­nanie za aktorską indywidual­ność", "w pełni udana rola plus miękkość i temperatura głosu". To wszystko artystka przekazuje adeptom Studium. Można im tyl­ko życzyć aby i o nich tak kie­dyś pisano.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji