Artykuły

Wołodyjowski w Sosnowcu na wielbłądzie

Remigiusz Brzyk | Teatr musi wywoływać dyskusję, podejmować tematy wypierane przez oficjalny obieg — mówi Jackowi Cieślakowi reżyser Siódemki, najnowszej premiery w sosnowieckim Teatrze Zagłębia.

„Rz".: Można powiedzieć, że od czasu premiery Korzeńca, nomen omen zakorzenił się pan w sosnowieckim teatrze. Siódemka będzie pana trzecim spektaklem po Koniu, kobiecie i kanarku.

Remigiusz Brzyk: Od czasu, kiedy dyrektor artystyczną sosnowieckiej sceny została Dorota Ignatjew, zawarliśmy umowę, że będę co drugi sezon dawał premierę w Teatrze Zagłębia.

Pana obecność w Sosnowcu przełożyła się na obecność teatru na najważniejszych festiwalach — w tym na Boskiej Komedii w Krakowie i Warszawskich Spotkaniach Teatralnych, a także na nagrody. Koń wygrał Laur Konrada w Katowicach, pokonując krajową czołówkę.

Tak się szczęśliwie stało, że nasza praca łączy się zarówno z zaproszeniami, jak i nagrodami.

Poczuł się pan w Sosnowcu mężem opatrznościowym?

Bez przesady. Myślę, że sosnowiecki teatr przez ostatnie sezony dostał szwungu i ma bardzo dobry czas, zespół jest w bardzo dobrej kondycji. Przyznam się szczerze, że zanim rozpocząłem pracę nad Korzeńcem, nie wiedziałem o teatrze nic. Nie byłem tam nawet jako widz. Przyjechałem na zaproszenie Doroty. Jechałem trochę, jak to „siódemką", w nicość, we mgle. Zaczęliśmy się zastanawiać, jakby tu zacząć rozmowę z widzami, jak oddać teatr widzowi. Dlatego zdecydowaliśmy się na Korzeńca, który opowiadał o przeszłości Sosnowca w przystępny sposób. Po pięciu latach można zaryzykować zderzenie widza Teatru Zagłębia z Siódemką. Tak sądzę.

Myślę, że ważne jest tworzenie przez pana spektakli nie tylko dotykających lokalnych tematów, ale i atrakcyjnych wizualnie. Może to banał, ale widz lubi mieć na czym oko zawiesić.

Duża w tym zasługa Igi Słupskiej i Szymona Szewczyka. Kiedy pracowałem nad Korzeńcem, sam robiłem scenografię. Pomagali mi wtedy jako studenci. Od tego momentu działamy razem. Kolejne ich pomysły, kolejne światy, które budują na scenie, są coraz lepsze.

Siódemka to powieść Ziemowita Szczerka, laureata Paszportu Polityki. Wystawiał pan jego Przyjdzie Mordor i nas zje w adaptacji Michała Kmiecika. Teraz wasze trio autorskie firmuje Siódemkę, czyli rzecz o drodze krajowej Kraków — Warszawa. O czym będzie ten spektakl?

Teatr musi wywoływać dyskusje, podejmować tematy wypierane przez oficjalny obieg, zwłaszcza dziś. Siódemka Ziemowita w adaptacji Michała wbija się w Polskę nieoficjalną, Polskę B, porzuconą przez polityków w czasie transformacji. To jest przestrzeń naszego kraju, o której pisze na przykład w swojej autobiografii Karol Modzelewski. Tak już jest, że porzucone światy dziczeją, a w sferze brzydoty dosłownej — architektonicznej, rodzą się w głowach zwykłych ludzi demony. To sprawia, że coraz bardziej popularne stają się poglądy ekstremalne.

Wprowadziłem jedną zmianę. Miałem ochotę powalczyć z mitem wiedźmińskim, bo jak wiadomo, bohater zamienia się w Wiedźmina, dlatego zmieniłem oryginalnego bohatera Pawła w dziewczynę, którą gra Edyta Ostojak. Używając wiedźmińskich mocy, będzie się zmagać z koszmarami w różnych postaciach, spotykanymi w barach, hotelach i na stacjach benzynowych. Siódemka jest trochę jak rozmowa Konrada z Maskami w Wyzwoleniu w przestrzeni gier komputerowych z Wiedźminem na czele.

Bohater przebija się do Warszawy, mając nasłuch o napaści wojsk rosyjskich na Polskę, tymczasem... „game is over" na długo przed Warszawą!

Jest coś takiego, że na peryferiach i poboczach drogi, która w komunikacji krajowej ustąpiła autostradzie, skumulowały się zapomniane przez polityków rządzących przez 26 lat wolności siły tej Polski, która wygrała ostatnie wybory.

O tym jest Siódemka, o zapomnianych przez Warszawę i polityków Wodzisławiach, Jędrzejowach oraz bywalcach barów Smakosz. I to jest realna Polska. Właśnie ona, jak pisze Szczerek, powinna być na pocztówkach zamiast Wilanowa. Wypieramy ją albo się jej wstydzimy, a tak naprawdę to jest nasz kościec. Partia, która rządziła jeszcze niedawno, mocno abstrahowała od tej rzeczywistości i od zwykłych ludzi. A już od Polaków żyjących przy „siódemce" na pewno. Dlatego PiS doszedł do władzy. Prosta sprawa: jest akcja, jest reakcja. Teraz już można całkiem oficjalnie roić o Polsce jako imperium. Wróciła mocarstwość! Jeden z bohaterów mówi gdzieś w barze, że Polska musi mieć bombę atomową. Teraz takie mocne zdania mogą być już oficjalnie puszczane w eter w Ministerstwie Obrony.

A czy będzie pojedynek z pocztem królów polskich, Chrobrym i Wazą?

Oczywiście. Tak jak mit sarmacki. W pewnym momencie przez scenę przejedzie pułkownik Wołodyjowski na wielbłądzie.

***
Remigiusz Brzyk (1972) należy do grona najważniejszych reżyserów swojego pokolenia. Uczeń Krystiana Lupy, asystował mu przy Rodzeństwie w Starym Teatrze. Jest dwukrotnym laureatem Lauru Konrada na Ogólnopolskim Festiwalu Sztuki Reżyserskiej „Interpretacje" w Katowicach — za Czarownice z Salem w Teatrze im. Jaracza w Łodzi (2001, również nagroda publiczności za reżyserię przedstawienia) oraz za spektakl Koń, kobieta i kanarek z Teatru Zagłębia (2014).
 

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji