Artykuły

"Ariodante" po raz pierwszy

"Ariodante" Georga Friedricha Haendela w reż. Krzysztofa Cicheńskiego w Warszawskiej Operze Kameralnej. Pisze Jacek Hawryluk w Gazecie Wyborczej.

Warszawska Opera Kameralna pokazuje pierwsze w Polsce sceniczne wystawienie "Ariodante" Händla. Trzeba obejrzeć - śpiewanie jest w nim na najwyższym światowym poziomie.

Opera "Ariodante" miała premierę 8 stycznia 1735 r. w Covent Garden w Londynie. Po 11 spektaklach i wznowieniu w 1736 r. dzieło, jak wiele innych oper tego kompozytora, popadło w niepamięć. Wskrzeszono je w 1928 r. w Stuttgarcie, ale kluczowe znaczenie dla przywrócenia tytułu scenom i fonografii miało nagranie pod batutą Marka Minkowskiego (z udziałem Ewy Podleś w partii Polinessa; CD Archiv, 1997).

"Ariodante" to jedno z najlepszych dzieł Händla, dające głosom i orkiestrze ogromne pole do popisu. O czym jest ta opera? To historia Ginewry, córki króla Szkocji, kochającej z wzajemnością rycerza Ariodantego. W idylli stara się im przeszkodzić zazdrosny książę Polinesso.

W inscenizacji przygotowanej przez Krzysztofa Cicheńskiego (reżyseria, dramaturgia, scenografia) i Julię Kosek (kostiumy, scenografia) cały spektakl odbywa się właściwie w jednej przestrzeni. Scenografia - minimalistyczna, "czysta". Ważną rolę odgrywają światła - rzucane na białe ściany "powiększają" niewielką scenę WOK-u. Dwie klatki ustawione po bokach przenoszą akcję w stronę publiczności. Stroje współczesne, choć tak naprawdę zwyczajne, nijakie, podkreślają, że akcja spektaklu odbywa się tu i teraz (zły Polinesso chodzi w czarnym dresie). Pod względem inscenizacyjnym niewiele się dzieje, choć zdecydowanie wolę "Ariodantego" od nieudanego "Orlanda" wystawionego w Łazienkach Królewskich w roku ubiegłym.

Oszczędna scenografia i reżyseria służą jednak muzyce, która doskonale wpisuje się w przestrzeń teatru. Gwiazda wieczoru to Olga Pasiecznik. Śpiewaczka stworzyła jedną ze swych najlepszych ról - jej Ginewra jest postacią prawdziwie dramatyczną, poruszającą aktorsko, wspaniałą wokalnie. Partneruje jej doskonały młody Kacper Szelążek, który - choć nie zawsze precyzyjny - tworzy niezwykle wyrazistego rycerza Ariodantego. Z obsady warto zwrócić uwagę na Dagmarę Barnę (śpiewającą Dalindę) i Wojciecha Parchema (w roli Lurcania). Tych czworo buduje spektakl, tworzy prawdziwy teatr.

Tempa narzucone przez prowadzącego Zespół Instrumentów Dawnych WOK-u "Musicae Antiquae Collegium Varsoviense" Władysława Kłosiewicza są momentami zbyt szybkie i forsowne, co źle znoszą śpiewacy, a jeszcze gorzej muzycy (zwłaszcza instrumenty dęte). Odrobina wytchnienia, a spektakl byłby mniej chaotyczny. Kto nie zdąży do WOK-u na przedstawienie 17 marca, będzie mógł posłuchać wersji koncertowej tej opery w Studiu im. Lutosławskiego (20 marca). W strojach czy bez, poznać trzeba.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji