Artykuły

Krakowska premiera

23 razy została już wykonana przez solistów i orkiestrę Teatru Wielkiego w Pozna­niu pod dyrekcją Mieczysława Dondajewskiego opera Krzysz­tofa Pendereckiego "Czarna mas­ka". Po premierze w październi­ku 1987 roku na scenie macierzys­tej, dwukrotnie prezentowano ją w Moskwie i tyleż razy w Lenin­gradzie oraz w Wiesbaden. Potem były dwa wykonania szczególne - już nie sceniczne (w reżyserii Ryszarda Peryta i scenografii Ewy Starowieyskiej) - lecz est­radowe. Połączone z nagraniem radiowym w Berlinie Zachodnim i w Norymberdze. Tak się złożyło, że Krzysztof Penderecki dyrygu­jąc w Monachium nie mógł wy­słuchać takiej wersji swego dzie­ła. Stąd - między innymi - zna­czenie prezentacji estradowej po­lskiej premiery "Czarnej maski" w Filharmonii Krakowskiej, któ­rej - notabene - Krzysztof Pen­derecki jest dyrektorem artysty­cznym.

Do Krakowa pojechało piętnaścioro solistów oraz or­kiestra; ze względów oszczędnościowych zespół wyko­nawców uzupełnił chór Filharmo­nii Krakowskiej. Prasa a także ra­dio już kilka dni naprzód awizowa­ły artystyczne wydarzenie; wszyst­kie bilety na oba koncerty zostały wysprzedane.

Na konferencji prasowej w stylo­wej (w Krakowie wszystko jest sty­lowe!) siedzibie Stowarzyszenia Polskich Artystów Muzyków po obligatoryjnych niejako kwestiach "historycznych" dotyczących po­przednich wystawień (przypomnij­my: prapremiera światowa w Salz­burgu powtórzona w Wiedniu, po­tem Poznań, dalej Santa Fe w Sta­nach Zjednoczonych i w Operze Warszawskiej) przybyli zaczęli drą­żyć pytaniami dotyczącymi proble­mów realizacji. Oto co m. in. usłyszeli:

Po Salzburgu dały się słyszeć opinie wątpiące czy znajdą się u nas w kraju głosy na miarę dzieła. Po prostu: współcześni kompozytorzy, także więc Krzysztof Penderecki, pisząc muzykę nie zawsze biorą pod uwagę możliwości wykonania tego co proponują przez śpiewaka. (Tak samo kiedyś coś takiego moż­na było usłyszeć o muzyce Karola Szymanowskiego...). Inna sprawa, że nasze szkoły muzyczne nie przy­gotowują studentów do wykony­wania muzyki współczesnej. Teatr Wielki w Poznaniu niejako "pod­prowadzał" do "Czarnej maski" wystawieniem oper Honeggera, Brittena, Prokofiewa.

Nie ulega wątpliwości, że dzie­ło Krzysztofa Pendereckiego sta­wia bardzo wysokie wymagania, stwarza ogromny stopień trudności zarówno przed solistami jak i or­kiestrą. Artystyczny, ale i... fizycz­ny. Godzina i czterdzieści minut gry bez przerwy, wymagają nie by­le jakiej kondycji. No i oczywiś­cie świetnego przygotowania. Dodatkowym utrudnieniem był ję­zyk niemiecki, ponieważ artyści poznańscy wykonywali operę w jej oryginalnej wersji. W niekończą­cych się, wielu próbach wypraco­wywano kształt dzieła, także - ko­ordynując każdy ruch i gest z ryt­mem muzyki.

Wszyscy soliści dali z siebie maximum. Właściwie należałoby przepisać cały afisz. Niewątpliwie najtrudniejszą partię wykonuje Ewa Werka, idealna wręcz odtwór­czyni Benigny, tak wokalnie jak aktorsko. Potwierdzeniem opinii o wykonawcach jest każdorazowo gorące, owacyjne przyjęcie. A tak­że - zainteresowanie zagranicz­nych impresariów. Warto dodać, że dyr. Dondajewski zjechał do Kra­kowa prosto z RFN gdzie w kilku miastach wspólnie z dyr. Salzmanem z "Pagartu" omawiali dalsze eksportowe kontrakty.

Wszystko to dotyczyło wyko­nań scenicznych. A Kraków miał być miejscem polskiej pre­miery estradowej. Na pewno ta wersja nie jest "łatwiejsza" dla wy­konawców: prawda, że mogą wspierać się nutami i tekstem, ale zarazem pozbawieni są kostiumu, ruchu scenicznego, kontaktu z par­tnerami. No i istnieje też pogląd, że "to nie to". Ktoś nawet wyraził się, że wersja sceniczna - to jak foto­grafia barwna, podczas gdy wersja estradowa - to odbitka czarno-bia­ła...

Zrozumiałe więc było napięcie i oczekiwanie. Orkiestra i soliści dwa razy dziennie odbywali próby w stylowej (a jakże) sali Filharmo­nii. Dziś można już mówić o auten­tycznym sukcesie.

Wszyscy wykonawcy, tak soliści jak orkiestra znów dali z siebie maximum. Orkiestra wyraźnie "ro­zegrana" na dwudziestu kilku wy­konaniach była idealnym instru­mentem pod ręką dyr. Mieczysława Dondajewskiego, w sposób niezwy­kle wrażliwy wyakcentowując dra­matyczne zawęźlenia akcji, zestro­jona harmonijnie z solistami.

Ci z kolei pozbawieni elementu gry scenicznej i kostiumu potrafili przekazać nastrój, napięcie czy na­wet grozę akcji odcieniami interp­retacyjnymi, kunsztem wokalnym wspartym oszczędnym lecz wyrazi­stym gestem. Głosowo wykonanie było na najwyższym poziomie: naj­większy aplauz zdobyła Ewa Wer­ka, ale równie gorąco dziękowano za występ Józefowi Kolesińskiemu wybornemu jako burmistrz Schuller, Aleksandrowi Burandtowi (Jedidja), Radosławowi Żukowskiemu (Lowel Perl), Urszuli Jankowiak (Rosa), Joannie Kubaszewskiej (Arabella) jak i pozostałym z piętnastki solistów.

Na estradzie dziękował dyr. Mie­czysławowi Dondajewskiemu, solistom i orkiestrze Krzysztof Pende­recki, który następnie powtórzył swe wyrazy uznania na spotkaniu popremierowym. Wyraził się na­wet (cytuję z pamięci), że każdora­zowo słucha swoich "Masek" jak nowych utworów, czasem utworów obcych. Jednak poznańskie wyko­nanie jest bodaj najwierniejsze jego wyobrażeniu. A na moje pytanie o losy tworzonej przez niego opery "Król Ubu" wg Jarry'ego - nie wykluczył, że polska jej premierą odbędzie się także na scenie naszego Teatru Wielkiego.

Publiczność krakowska była, co dało się dostrzec wyraźnie, zaskoczona dziełem. Stąd część wyraźnie zawiedzionych czy nawet zdegustowanych. Było ich jednak kilka procent. Znakomita więk­szość długo oklaskiwała na stojąco twórcę, dyrygenta i wykonawców zmuszając solistów do kilkakrotne­go powrotu na estradę.

Ci wszyscy, którzy mieli okazję widzieć i słyszeć "Czarną maskę", na scenie, mogli tym razem skon­centrować się na jej muzyce. Dopiero bowiem w tej wersji można było, moim zdaniem, docenić jej walor, jej dramatyzm, jej nowoczesność, która wszakże nie stwarza herme­tycznej bariery wobec odbiorcy, co często jest atrybutem utworów wy­konywanych - na przykład - podczas Poznańskiej Wiosny Muzycznej. W wersji estradowej można było także bardziej docenić kunszt wokalny naszych solistów, ich zna­komite frazowanie, no i - nie w końcu - opanowanie obcego języ­kowo tekstu.

Zaprezentowana w Krakowie wersja pojedzie niebawem, jak sły­chać, do Wrocławia. Już w wersji scenicznej zobaczą ją i usłyszą jako polski wkład, goście Praskiej Wios­ny Muzycznej. Ale to są plany na najbliższą jedynie przyszłość.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji