Sarmacka zabawa
O Aleksandrze Fredrze, można pisać i dyskutować w nieskończoność, podziwiać styl, język, dowcip, którymi bawił tyle już pokoleń. Jego "Zemsta" stała się nie tylko lekturą obowiązkową w szkołach, ale także "murowaną", kasową (co ciągle najważniejsze dla teatrów) sztuką w polskich teatrach tak w okresie międzywojennym, jak i po wojnie. Trzeba przypomnieć, że pierwsza rocznica wyzwolenia na Ziemiach Odzyskanych, 22 lipca 1945 r. była uczczono we Wrocławiu właśnie wystawieniem "Zemsty" przez Teatr Jeleniogórski. Prawie wszystkie teatry powojenne rozpoczynały swój pierwszy sezon od "Zemsty".
W ciągu ostatniego ćwierćwiecza komedia była grana i powtarzana we wszystkich teatrach w kraju, doczekała się ekranizacji i wielu adaptacji radiowych. Pracowali przy niej najwięksi reżyserzy, scenografowie, a czołowi aktorzy kreowali role Cześnika i Rejenta. Skąd takie powodzenie tej na wskroś sarmackiej historii o dwóch zwaśnionych sąsiadach, co to nie widząc świata poza swoim zaściankiem wadzili się o mur "graniczny", pełni nieuzasadnionej nienawiści, stosując wszystkie dozwolone i niedozwolone chwyty w tej wojence, nie gardząc także podstępem, kłamstwem i intrygą. Może w pięknej polszczyźnie, jaką pisze Fredro? W poezji, cudnych wierszach, które płyną z ust aktorów lekko, zwiewnie, tak wspaniale napisanych, że nie dają się recytować, tylko płyną same muzyką słów? Może w przedziwnie prawdziwym ukazaniu galerii typów ludzkich, charakterów? W komediowym stylu, który jest arcydziełem teatralnym? Ile razy ogląda się nową inscenizację "Zemsty" w którymkolwiek z teatrów, ogląda się ją od nowa, na nowo, za każdym razem inaczej ją słysząc i widząc, inaczej rozumiejąc. Może właśnie na tym polega jej wielkość i "nieśmiertelność". Tym razem Teatr Dramatyczny w Warszawie wystawił "Zemstę" Aleksandra Fredry w reżyserii Gustawa Holoubka, ze scenografią Andrzeja Cybulskiego, z obsadą, która pozwoliła komedii zabłysnąć jeszcze raz niezapomnianym blaskiem. Przede wszystkim Jan Świderski w roli Cześnika i Gustaw Holoubek w roli Rejenta. Wiesław Gołas jako Papkin, Czesław Kalinowski jako Dyndalski, Małgorzata Niemirska w roli Klary i Olgierd Łukaszewicz jako Wacław, Katarzyna Łaniewska w roli Podstoliny, a poza nimi, kreującymi główne role jeszcze Stanisław Gawlik, Janusz Ziejewski, Jarosław Skulski i Maciej Damięcki. Prawdziwy popis gry aktorskiej. Gustaw Holoubek zmienił dotychczasową koncepcję postaci Rejenta, chytrego, zakłamanego pobożnisia. Rejent - Holoubek jest także Sarmatą, nie innym niż sam Cześnik, ale różniącym się od tego ostatniego temperamentem Zamiast chytrego skąpca i dziwaka Holoubek pokazał nam człowieka opanowanego, działającego z premedytacją nad sposobem "zniszczenia" Cześnika, człowieka w pewnym stopniu nawet okrutnego, wyrafinowanego w działaniu, którego pobożność jest trochę przerażająca, inkwizytorska. Jan Świderski w roli Cześnika jest jowialny, buńczuczny, chętnie chwytający za rękojeść karabeli, przy tym ograniczony umysłowo, co Świderski pokazał ze znakomitym humorem w scenach z listem i rozważaniach o małżeństwie z Podstoliną.
Inny zupełnie Papkin, którego rolę znakomicie zagrał Wiesław Gołas, inny, bo pełen humoru, zadowolenia z siebie, życia, nawet w chwilach niepowodzenia. Papkin, którego naturalne zachowanie, świetne posługiwanie się strofami wierszy ukazało nie fanfarona, ale człowieka epoki, familianta, trzymającego się klamki pańskiej, marzyciela, uciekającego w świat fantazji od życia w podupadłym zamku. Para zakochanych: Klara i Wacław, podobnie jak i Podstolina nie wyszli dalej poza przyjęte zasady kreowania tych ról, chociaż sama Klara była pełna uroku zwłaszcza w scenach z Wacławem, który grał nieco sztywno, jak na zakochanego młodzieńca. Interesującą scenografię zaprojektował Andrzej Cybulski, umieszczając zamek na scenie obrotowej, pokazując kolejno pokoje Cześnika i Rejenta, chociaż ruch sceny trochę przeszkadza, przerywa sztucznie ciągłość komedii. Reżyser głównym wątkiem sztuki uczynił miłość Klary i Wacława, od sceny schadzki dwojga zakochanych rozpoczyna komedię, chociaż siłą rzeczy zejdą oni później na plan drugi, zepchnięci przez główny wątek komedii: wojenkę Cześnika z Rejentem. To odstąpienie od treści komedii i od pierwszej sceny wprowadzającej od razu w nastrój komedii (śniadanie Cześnika) zepsuło trochę pierwszy efekt komediowy. Nic to wobec samej gry aktorów, nic to wobec, języka który się słyszy ze sceny, z radości, jaką się przeżywa, z zabawy, ze śmiechu, którym wybucha eis raz po raz, chociaż tyle już razy oglądało się "Zemstę" Aleksandra Fredry.