Mówienie obrazem i do obrazu...
Studio Gama, pozbawione twego asa atutowego A. Zaorskiego, grało bez atu, ale jak na Drozd(ż)ach. I wygrało dzięki prostym a dowcipnym monologom, kreskówkom M. Friedmana, parodiom z życia (telewizyjnego?) i benefisowi Sienkiewiczowskiemu. W wydaniu Krystyny Sienkiewicz. Wszystko bowiem przypominało obraz kabaretu Olgi Lipińskiej, zwłaszcza, że coraz więcej wykonawców z tamtego zespołu powiększa gamę Gamy (P. Fronczewski, J. Gajos, K. Sienkiewicz) a coraz mniej tu dawnych tonów utożsamiających rozrywkę wyłącznie z hałaśliwą muzyką. Nie bardzo jednak rozumiem, dlaczego Z. Sośnicka dzień po dniu (piątek - sobota) śpiewa dokładnie to samo i w Gamie i Studio-2.
Mimo tego, można wybaczyć Studiu-2 ową powtórkę, bo zachęca ono do dokumentacji "wspólnego myślenia" - na razie wprawdzie w obrębie gospodarstw domowych - lecz należy się spodziewać, że ten myślowy wysiłek obejmie inne gospodarskie dziedziny. Byle nie kończyło się na telefonach do studia oraz na wymianie poglądów rzucanych w eter, co pozostawałoby w sferze przysłowiowego mówienia do obrazu.
Skoro mowa o obrazach, to osobiście wolałbym więcej obrazów teatralnych w stylu "Eryka XIV" Strindberga, świetnie przeniesionych do współczesnego odbioru TV przez reż. J. Gruzę, aniżeli mętno-sztucznych obrazków historycznych z Jagiełłą w tle, które poniosły reż. G. Królikiewicza w meandry pseudo-współczesnego naciągania dziejów pod natrętną symbolikę (czego?)...
Spektakl "Eryka XIV" był popisem sprawności reżysera - stopniującego narastanie napięcia dramatycznego. Co wynikło z obrazów pogłębiających psychologię postaci w ich obłędnej pogoni za władzą (M. Walczewski, J. Nowicki) oraz w tragedii izolowania się tej władzy od interesu rządzonych, czy racji stanu. Aktorzy pokazali ten proces przekonywująco, a umożliwił im to reżyser poprzez czystą do perfekcji metodę zbliżenia luster (kamery) ku odbiorcy. Bez uproszczeń i dziwaczenia - też kamerą - jak w przypadku "Idei i miecza" Jagiellonowego - krzyżackiego u G. Królikiewicza, z wyjątkiem jednego, czystego obrazu, wyrzeczenia się ślubów (z Wilhelmem) Jadwigi. I tu właśnie widać, jak na dłoni, co znaczy umiejętność budowania obrazu, by ten nabrał cech symbolu - a co traci na wyrazie artystycznym niejasny symbol, ubierany na siłę w obrazek-ilustrację.
Reszta jest milczeniem, o czym słusznie donosił Szekspir nie tylko po obejrzeniu przez nas niedzielnych "komedii omyłek" - gdy "Romea i Julię" pokazuje się we współczesnym M-1. I to nie ze względu na scenerię, która ma drugorzędne znaczenie, ale w efekcie komedii pomyłek czyli niezrozumienia klimatu i zmian interpretacji tekstu tragedii. Może ona bowiem dziać się zawsze i wszędzie, byle z zachowaniem wewnętrznych napięć i uczuć którym nie trzeba podpory z barw epoki i kostiumu. Idzie przecież o istotę rzeczy, nie zaś o jej powierzchowną ilustrację...