Artykuły

Jubileuszowa "Zemsta"

Gdy kurtyna idzie w górę, odsłania dziedziniec przedzielony murem, i dzi­waczne zamczysko, po jednej stronie zwieńczone attyką. Ten wystrój, ta pałacowa attyka polska świadczą, że jesteśmy w podupadłej rezydencji szlachec­kiej, której dziedzicom starczy jednak na dość liczną służbę, pieczeniarzy i pańskie fanabe­rie. A więc jest tak, jak chciał Fredro. Dwoje młodych czule grucha, omalże Romeo i Julia. Ale stop, złudzenie prędko pryska. Tu jest Polska szlachecka i panna posłuszna, przeciw opiekunowi zbuntować się nie odważy. Śmiały zamysł "kochanka", że­by się dała porwać (i poślubić) trafia na zdecydowany opór: byłoby to "niesławą" (?). Zresz­tą i amant, jak się okaże, jest posłusznym synem i bunt prze­ciw woli ojcowskiej przejawi raczej biernym oporem i obmy­ślaniem forteli jakby tu ojca podejść. To jest także tak jak chciał Fredro, który komedio­wym uśmiechem złocił w "Zem­ście" sarmacki obyczaj, społeczne zacofanie, relikty saskie na zapadłej wsi. Scena się obraca i widzimy pokój w zamożnej siedzibie pana domu, Cześnika. a w części drugiej skromniejszą lecz rów­nież dostatnią izbę na poddaszu w domu Rejenta. Do tego czasu już zdążyliśmy się przekonać i ostatecznie uwierzyć, że mamy do czynienia nie z mozolnym socjologizowaniem czy z pomysłowością reżysera, chcącego koniecznie "pogłębić" i prze­chytrzyć Fredrę, lecz z Fredrą najprawdziwszym, niezafałszo­wanym za to przekazanym w całym blasku jego arcypolskiego stylu, z całą świetnością wy­konawstwa aktorskiego. Nareszcie!

Od bardzo długiego czasu nie widzieliśmy tak znakomitej "Zemsty" w polskim teatrze, jak owa którą na 15-lecie swej działalności zaprezentował obec­nie Warszawie Teatr Dramatyczny. Przyjeżdżajcie z całej Polski na to przedstawienie ("cała Warszawa" będzie się na nim niewątpliwie tłoczyć) - przekonacie się jak można grać Fredrę, i jak go należy grać. Wierność klasykowi. Od dłuższego czasu nie mieliśmy w Warszawie okazji stwierdzić, że ta wierność prowadzi do najlepszych artystycznie wyników Gustaw Holoubek jako reżyser zaufał Fredrze, prawie nic nie zmienił, do drobiazgów był mu wierny. Skutek? Ta jego skromna reżysersko "Zemsta" wchodzi zwycięsko do pocztu najlepszych percepcji Fredry we współczesnym teatrze polskim. Triumf Fredry, a przez niego triumf całego teatru, reżysera, scenografa (Andrzeja Cybulskiego) i aktorów. Ach jaki to jest aktorski popis i wirtuozeria w tej "Zem­ście", jak cudownie brzmi tym razem wiersz Fredry, jak wspa­niale dochodzi do głosu komizm sytuacji, dowcip i żart Fredry, ale również psychiczne cechy jego tak typowych w swoich za­letach i wadach bohaterów! Przedstawienie jest niebywale śmieszne, a przy tym ani trochę błazeńskie, choć w scenach z Papkinem dopuszczalnie farso­we. Wiadomo, że dowcip zna­ny i wielekroć powtarzany ma­ło bawi. Pół "Zemsty" starsi miłośnicy teatru znają na pa­mięć, z samego słyszenia. A jednak i oni śmieją się mocno i oklaskują co weselsze sceny, po­dobnie jak ci młodzi, którzy jeszcze nie oswoili się z "Zemstą", a może ją dopiero pierwszy raz słyszą i widzą w teatrze. Takie sceny jak pisanie listu czy dialog z mularzami wzbudzają żywiołową wesołość nie mówiąc już o scenach z "rębaczem diablim", kto wie czy nie najzabawniejszym Papkinem na polskiej scenie ostatniego półwiecza. Oto tryumf aktorskiego teatru! Poloneza czas zacząć. W pierwszej parze ruszają Cześ­nik i Rejent, Jan Świderski i Gustaw Holoubek. Triumf sztu­ki aktorskiej - zupełny. Szko­da, że nie mam miejsca na szczegółowy opis. Pisma spec­jalistyczne poddadzą niewątpli­wie grę Świderskiego i Holoub­ka dokładnej analizie, tak samo jak omówią uważnie sposoby, którymi Wiesław Gołas odsło­nił tak wiele komizmu w roli Papkina. Trochę przyćmione wypadły w zestawieniu z tym trio role Katarzyny Łaniewskiej (Podstolina) i Małgorzaty Niemirskiej (Klara). Ale nie zawiódł nikt, a w osobie Olgierda Łukaszewicza (Wacław) uzyskał polski teatr nareszcie no­wego amanta z prawdziwego zdarzenia w romantycznym stylu. Klejnocik roboty aktorskiej dał Czesław Kalinowski w roli Dyndalskiego, a Jarosław Skulski i Maciej Damięcki byli roz­brajająco zabawnymi Mularza­mi. Zespołu dopełniają Stani­sław Gawlik (Perełka) i Janusz Ziejewski (Śmigalski).

W pożytecznie zrobionym programie teatralnym przykro uderza mylnie po­dany cytat z "Dziadów", który w ory­ginale Mickiewicza brzmi: "Tak i zemsta, zemsta, zemsta na wroga - z Bogiem i choćby mimo Boga". Jeżeli nawet uczeni w piśmie mylą się i cytują Mickiewicza, niedokładnie, niepoetycko - jakże dziwić się szaraczkom, gdy zdarza im się popełnić podobne gafy. To jednak szczególik uboczny. Na scenie nic nie mąci sukcesu Teatru Dramatycznego. Piękny jubileusz.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji