Artykuły

Trąby jerychońskie (fragm.)

Mój drogi!

Chciałbym Ci dzisiaj napisać o dwóch wy­darzeniach z ostatnich tygodni: - o "Jesieni Warszawskiej" i o wyjeździe do Lwowa zespo­łu Teatru Kalambur z programem lwowskich piosenek.

Zacznijmy od Warszawy:

Tegoroczny - już trzydziesty pierwszy - Międzynarodowy Festiwal Muzyki Współczes­nej w Warszawie był chyba jedną z najciekaw­szych "Warszawskich Jesieni" w ostatnich la­tach. Komisja repertuarowa, której w tym roku przewodniczył Olgierd Pisarenko, skonstruowa­ła różnobarwny program-mozaikę, w którym znalazło się sporo interesujących nowości w bar­dzo dobrym wykonaniu, wiele dzieł już klasycz­nych, przypominających nam, jaką drogę przeby­ła muzyka w ubiegłych pięćdziesięciu, ba, sie­demdziesięciu latach - ("Orchestral Set. No.2" Charlesa lvesa z lat 1909-1915. "Les Heures Persanes" Charlesa Koechlina z lat 1913 - 1919), kilkanaście dzieł niezwykle atrakcyj­nych, umiejętnie rozłożonych w programie, tak, iż każdego dnia mieliśmy jakąś kulminację, która na długo pozostaje w pamięci, wieczory poświęcone w całości twórczości "wielkich": - Pierre Bouleza, Gyórgy Ligetiego, Luigi No­no, wreszcie wspaniały koncert Witolda Luto­sławskiego, dwie inscenizacje "Czarnej Maski" Krzysztofa Pendereckiego...

Zacznę od końca - od finałowego koncertu, w którym orkiestra Filharmonii Narodowej i Krystian Zimerman wykonali pod batutą Wi­tolda Lutosławskiego jego Koncert Fortepia­nowy oraz III symfonię. Dawno nie pamiętam takiego zainteresowania koncertem współczes­nej muzyki! Już na długo przed inauguracją tegorocznej "Warszawskiej Jesieni" mówiło się o sensacyjnym przyjęciu Koncertu Forte­pianowego na Festiwalu w Salzburgu, o walo­rach tego dzieła i fenomenalnym wykonaniu przez Krystiana Zimermana. Biletów na ten wieczór zabrakło już w kilka godzin po otwarciu

kas festiwalowych, młodzież (i nie tylko) wypeł­niła wszystkie zakamarki nadające się na miejs­ca stojące w sali Filharmonii Narodowej, wszy­stkie miejsca "siedzące" na... podłodze w przej­ściach między rzędami foteli... Zimerman po tylu latach w Polsce w nowym dziele Witolda Lutosławskiego, dedykowanym temu znako­mitemu pianiście!

Lutosławski - sam przecież pianista - od przeszło 40 lat, bodajże od "Wariacji na temat Paganiniego" - nie zajmował się muzyką fortepianową. Wreszcie wrócił do swego in­strumentu, tworząc dzieło niesłychanie piani­styczne, wirtuozowskie, a zarazem jakże piękne i szlachetne w wyrazie, pełne twórczych po­mysłów, trzymające słuchacza w pełnym ra­dosnego uniesienia napięciu. Zimerman, opra­cowując wykonanie partii fortepianowej, wielo­krotnie konsultował się z kompozytorem i po­wstało wykonanie niezwykle spójne, nierozdzielna całość: dyrygent-pianista-orkiestra, podleg­ła jednej myśli twórczej. Późnym wieczorem, na spotkaniu kończącym tradycyjnie "War­szawską Jesień" w foyer Filharmonii Naro­dowej - jako przewodniczący jury "Orfeu­sza", nagrody krytyków i publicystów muzycz­nych Stowarzyszenia Polskich Artystów Muzy­ków za wybitne wykonanie polskiego dzieła mogłem ogłosić, że w tym roku przyznaliśmy dwie nagrody "Orfeusza": - Zimermanowi i Lutosławskiemu! Piękne statuetki dłuta wro­cławskiego rzeźbiarza Jacka Dworskiego wrę­czył laureatom nowy prezes Zarządu Główne­go SPAM-u, Tadeusz Strugała.

"Czarna Maska"! Nie wiem, czy zdarzyło się na jakimkolwiek festiwalu w świecie, aby w programie festiwalowym wykonano jedno wielkie dzieło operowe w dwóch insceniza­cjach? Ujrzeliśmy "Czarną Maskę" z Teatru Wielkiego w Poznaniu - w oryginalnej wer­sji niemieckiej i Teatru Wielkiego w Warsza­wie po polsku, w tłumaczeniu Antoniego Li­bery i Janusza Szpotańskiego. Dwie zupełnie różne inscenizacje, dwie różne interpretacje muzyki, różne traktowanie materiału dramatycz­nego przez reżyserów obu spektakli... Każde mówiło o czym innym. Zobaczenie obu spektakli w odstępie kilkudziesięciu godzin, porów­nanie koncepcji muzycznych i inscenizacyj­nych, pozwoliło przekonać się, jak niezwykle bogatym w treści muzyczne, dramatyczne i filozoficzne jest to dzieło Krzysztofa Penderec­kiego. Realizatorzy, przystosowując insceniza­cję do warunków teatru poznańskiego, skameralizowali operę Pendereckiego, Mieczysław Dondajewski, stosując stosunkowo niewielki aparat orkiestralny, wydobył liryczne subtel­ności, stopniując napięcie aż do końcowego dramatycznego "tańca śmierci", ukazując przy tym finezyjną rolę poszczególnych grup instru­mentów. Ryszard Peryt, mając w zespole tak znakomitą śpiewaczkę i aktorkę jak Ewa Werka, stworzył psychologiczny dramat, w którym cała akcja konsekwentnie rozwija się, zwią­zana z przeżyciami i tokiem myśli zaplątanej w niesamowite koleje losu kobiety.

W warszawskim Teatrze Wielkim "Czarna Maska" to wielkie widowisko, w którym belgij­ski inscenizator, Albert Andre Lheureux, wraz ze scenografem Andrzejem Majewskim wyko­rzystali możliwości techniczne kolosalnej sce­ny. Od pierwszych taktów muzyki, od pierwsze­go spojrzenia na scenę jesteśmy w kręgu tańca śmierci, koszmaru, który narastając musi do­prowadzić do ogólnej katastrofy, do powszechnej zagłady. To klimat dramatu Hauptmanowskiego z ostatniego okresu twórczości wiel­kiego pisarza niemieckiego, na którego dziele oparł Penderecki z Harrym Kupferem libretto swej opery. Robert Satanowski prowadził mu­zykę, wydobywając dramatyczne kontrasty, nagłe kulminacje, epizody przerażające zgrzytliwymi dysonansami. Muzyka otacza słucha­czy, orkiestra i chóry rozlokowane wokół wi­downi osaczają dźwiękiem słuchaczy. Reżyser i scenograf ukazują świat zrodzony w nie­szczęsnym, zmąconym przerażeniem umyśle bohaterki (Elżbieta Hoff), zapędzonej przez prze­śladującego ją, znienawidzonego, ale ciągle jeszcze pożądanego kochanka. Nieszczęśliwa nie ma siły, aby przeciwstawić się przekleńs­twu podwójnego życia, bezsilna żyje w świecie koszmaru, imaginacji i ten świat jej zmąconego umysłu ukazują inscenizatorzy.

Komnata, w której rozgrywa się dramat zmienia kształty, wypacza się w przerażające zaułki, zamienia w pustkowie zawirowane śnie­życą, w przepastne czeluście, skąd wypełzają poczwarne kształty zjaw - obrazy wizji sza­lonego umysłu. Przerażające zjawy, morder­stwa, oszukańcza gra współbiesiadników w tym korowodzie śmierci, czarna zaraza, taniec potwornych bezkształtnych cieni - to wszystko projekcja myśli zmąconej szaleństwem, prowadząca do nieuniknionego końca: znisz­czenia świata w tańcu śmierci.

Nikt nie zostanie żywym w tym karnawale zniszczenia i tylko psy wydobywają trupy z ruin nieszczęsnego miasteczka, zdruzgotanego w wirze śmiertelnej agonii. Zostaje żywym jedynie Żyd Wieczny tułacz, pośrednik między złem i dobrem, bezsilny posłannik świata, którego nie potrafi uratować (Jerzy Artysz).

Spektakl kolosalny - przez jednych wy­chwalany jako niesłychanie ciekawe odczytanie zamysłu twórcy, przez innych odsądzany od czci i wiary - jako nie mająca wiele wspólne­go z dziełem ilustracja Apokalipsy... W każdym razie spektakl, o którym będzie się długo i z emocją rozprawiać.

Gdy mówimy już o spektaklach operowych tegorocznej "Warszawskiej Jesieni", nie spo­sób ominąć sukcesu wrocławskiego kameral­nego przedstawienia "Nowego Wyzwolenia" Krzysztofa Baculewskiego według sztuki Wit­kacego, w reżyserii Jerzego Bielunasa, pod muzycznym kierownictwem Mieczysława Gawrońskiego, z kapitalną Olgą Szwajgier i Piotrem Kusiewiczem, spektaklu uznanego za jedno z najlepszych operowych wcieleń sztuki Witkacego (wrocławskie "Nowe Wyzwolenie" pojechało na festiwal do Sofii - jestem prze­konany, że wrócą "z tarczą"!), a także o zainte­resowaniu wystawionym jako impreza towa­rzysząca dramacie muzycznym Joanny Bruzdowicz "Bramy Raju" według opowiadania Je­rzego Andrzejewskiego, w inscenizacji Marka Grzesińskiego, pod muzycznym kierownictwem Agnieszki Kreiner...

Jaki wniosek po wysłuchaniu 123 utworów 106 kompozytorów z całego świata na 26 kon­certach, 7 spektaklach operowych? Komisja repertuarowa tak ułożyła program, że widocz­ne było "tajanie" owego "morza lodowego" między twórcami i odbiorcami nowej muzyki. Tłumnie chodzono na koncerty, w których wy­stępowali wybitni wykonawcy... Bez znako­mitego wykonania współczesna muzyka niko­go nie interesuje... a tych świetnych wykonaw­ców, znakomitych zespołów, solistów, dyry­gentów było tego roku w Warszawie wielu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji