Artykuły

Błogie dni - jak nie pielęgnować goryczy samotności!

"Błogie dni" Deirdre Kinahan w reż. Wojciecha Urbańskiego w Teatrze Ateneum w Warszawie. Pisze Włodzimierz Neubart (Sakis) na blogu Chochlik Kulturalny.

Dwoje wybitnych aktorów, po latach mniej lub bardziej udanych artystycznych wyborów, pokazuje się w "Błogich dniach" Deirdre Kinahan w Teatrze Ateneum. Efekt: półtorej godziny niezapomnianych emocji i publiczność, która długo po zakończeniu spektaklu stoi i bije brawo. Wzruszeni są artyści, emocje wirują na widowni, magia teatru porywa...

"Błogie dni" w znakomitym przekładzie Joanny Crawley (plastycznym, oszczędnym w formie i pełnym szlachetnej językowej harmonii) są nietypowym przykładem współczesnej dramaturgii irlandzkiej. Sztuka podejmuje w piękny sposób problematykę radzenia sobie z mijającym czasem. Oto na głębokiej prowincji, w domu - nazwijmy to umownie - pogodnej jesieni (cóż za kłamliwa nazwa!), spotykają się: samotna starsza pani i równie zaawansowany wiekiem pan. Oboje z bagażem doświadczeń, oboje nieuleczalnie chorzy. Co z tego wyniknie?

Kiedy widzowie wchodzą na salę, oświetlona, ascetycznie biało-szara scena nie jest pusta. Na jej środku stoi wózek inwalidzki, a na nim siedzi zgarbiony mężczyzna. Ktoś powie - nie pierwsza sztuka, która tak się rozpoczyna, że aktorzy czekają już na scenie. Zgoda, może i tak, tyle że grający Seana Jan Peszek przez kilka minut patrzy w przestrzeń tak bezdennie pustym wzrokiem, kryjącym nieopisany smutek, że widzowie zaczynają czuć się nieswojo. Wibruje w powietrzu dramat człowieka, który złamany życiem, po prostu nie jest szczęśliwy. Po chwili na scenę dziarskim krokiem wkracza Patricia (Jadwiga Jankowska-Cieślak) i wszystko się zaczyna.

Kto jest bardziej samotny? Sean czy Patricia? Kto ma jeszcze nadzieję na to, że coś się w jego życiu zmieni? Kto podejmie walkę o to, by wyrwać towarzysza niedoli z marazmu? Tego oczywiście nie powiem, musicie wybrać się do teatru. Zdradzę tylko, że walka trwa. Walka o siebie, o oswojenie samotności, uczynienie życia przyjemniejszym. Gdy jedno się poddaje, drugie nie pozwala zapomnieć, że za murami ośrodka jest fascynujące życie, do którego zawsze można wrócić. Poddać się jest najłatwiej, tylko wtedy można już jedynie czekać na śmierć. A przecież przed nami jeszcze kawał życia!

Czy łatwiej jest zaklinać rzeczywistość i wmawiać sobie, że jeszcze przyjdą błogie dni? A może odnaleźć szczęście tu i teraz? Tylko jak to zrobić, gdy okazuje się, że nasz "przeciwnik", zamknięty w sobie były aktor, nie radzi sobie z codziennością? Wie, że już wszystko minęło... Może partia szachów? Może pyszne eklerki? (Przy okazji, jak to cudownie się ogląda, gdy aktorzy nie markują jedzenia, tylko zwyczajnie delektują się prawdziwymi ciastkami, pełnymi prawdziwej bitej śmietany, błyszczącymi od czekoladowej polewy! Ślinka cieknie, gdy Jan Peszek oblizuje palce, wiemy bowiem, że w pudełku zostało jeszcze kilka łakoci, ach, żeby tak ktoś pozwolił się do nich dobrać!).

Patricia dwoi się i troi na scenie, robi wszystko, by wyrwać Seana z odrętwienia. Momentami wydaje się, że już jest prawie dobrze, ale po chwili naprzeciw niej siedzi już tylko zamknięty w sobie, błądzący myślami w pustce ludzki strzęp.

Samotność człowieka, który w obliczu starości i choroby pozbawiony jest troski innych, poraża. Doświadczają jej codziennie miliony osób na całym świecie. Uniwersalność podjętego w sztuce tematu jest tak ogromna, że nie sposób nie widzieć w bohaterach odniesień do nas samych, naszych rodzin, znajomych. Takie historie, choć często nienazwane, znamy z własnego otoczenia. Znamy, a jednak patrząc na nie w teatrze, rozumiemy, że dotąd niewiele nas one obchodziły. Dramatem ludzi samotnych jest właśnie to, że są dla nas niczym powietrze. Cokolwiek chcieliby zrobić, by zostać zauważonymi, pozostają w ukryciu, bo nie widzimy ich zajęci swoimi sprawami.

Tak właśnie czuje się Sean, a z czasem i Patricia. W tej swojej samotności mogą się jednak odnaleźć, jeśli tylko będą chcieli. Udowadniając sobie, że może nic nie jest jeszcze do końca stracone, bohaterowie próbują odnaleźć drogę porozumienia. Patricia odbiera to jednoznacznie - może to szansa na miłość? Jakże zawiedzie się, gdy pocałunek, jakim obdarzy Seana (z języczkiem!) wywoła u niego obrzydzenie, którego nikt się nie spodziewał! Komizm sytuacji połączony z mistrzowską grą obojga aktorów daje naprawdę znakomity rezultat. Publiczność zwija się ze śmiechu, gdy Sean tłumaczy oniemiałej Patricii, że - po pierwsze - ona jest stara, dlaczego więc całuje z języczkiem, a po drugie: to jest obrzydliwe, bo przecież on jest... gejem! I wszystko jasne, powoli Patricia dowiaduje się, że Sean był wziętym aktorem (pięknie recytuje jej fragmenty "Henryka V"), że miał młodszego partnera, który go jednak zostawił, gdy ten zachorował. Tak oto smętnie dożywa swych dni w zapomnianym ośrodku pomocy, gdy jego ukochany bawi się daleko, mając do dyspozycji jego mieszkanie. Smutne, prawda? Sean nosi w sobie nieutulony żal z powodu skończonej już aktorskiej historii. Wydaje się jednak, że to tylko poza, że drzemią w nim gdzieś pokłady sił. Wciąż przecież gra, choć w mniejszym już teatrze życia, udaje przed Patricią, udaje przed samym sobą. Jego wyznanie, że jest gejem, tak trudne do zrealizowania, zagrane zostało przez Jana Peszka z wielkim wyczuciem. Ta przejmująca, dramatyczna chwila, gdy aktor grający aktora opowiada o swoim partnerze, który go zostawił, widząc, co z jego ciałem robi choroba, uruchamia w widzach zwyczajne, ludzkie współczucie. Naprawdę nieważne tu jest to, że chodzi o homoseksualizm, ale raczej o fakt, iż cierpi samotny człowiek. Jego nieudane życie, kończące się stanem, w którym umysł i ciało odmawiać zaczynają posłuszeństwa, jest dla nas obrazem nie do zniesienia. Ta wiwisekcja boli samego Seana, ale i widzów, nienawykłych do słuchania o tak wielkim cierpieniu.

Pożegnanie na zawsze? Nic z tych rzeczy, kolejne sceny ukazują, jak bardzo pragnienie życia może sprzyjać zmianie postaw. Trzeba tylko chcieć zawalczyć o siebie... i kogoś jeszcze! Sean i Patricia zawalczą, ale w jak przewrotny sposób los z nich zadrwi? Wybierzcie się do teatru, bo nic nie jest tu tak oczywiste, jak by się z pozoru wydawało.

Sama Patricia, grana przez Jadwigę Jankowską - Cieślak - jest pozbawioną perspektyw byłą nauczycielką, z ukrywanym skrzętnie problemem alkoholowym (z jakim dystansem aktorka ironicznie drwi z tego!). Ma gdzieś siostrę, dom, jednak okazuje się, że siostra jej nie odwiedza, a dom trzeba będzie wkrótce sprzedać, bo pobyt w takim ośrodku opieki jest bardzo kosztowny. Jej samotność, budowana w zasadzie przez całe życie, boleśnie obnażona przez Seana, ma charakter paraliżujący. Dla siebie i starszego mężczyzny Patricia stara się jednak czerpać radość z życia! Tłumaczy, wskazuje drogi, uwrażliwia! Jest szaleńczo romantyczna, kocha muzykę, literaturę... Z młodzieńczą naiwnością zdejmuje bluzkę, by cieszyć się słońcem. I choć za chwilę znów jest starszą panią, nie traci iskierki optymizmu, która w naturalny sposób gdzieś ciągle w niej drzemie. Paradoksalnie - iskierkę tę roznieca coraz bardziej Sean! Wzajemne wsparcie i zrozumienie w niedoli schyłku życia, pozwala kobiecie i mężczyźnie próbować uczynić swoją egzystencję odrobinę milszą, przyjemniejszą. Błogość ostatnich dni jest marzeniem z zewnątrz, ale też można ją odnaleźć w spokoju codziennych zdarzeń.

Pod wpływem kolejnych wydarzeń bohaterowie przeżywają, jak to w życiu bywa, wzloty i upadki. Raz kulą się w sobie, tracą chęć życia, by innym razem, w poczuciu nagłej radosnej świeżości - niemal sięgać gwiazd. Szkło się sypie, kolejne nadzieje umykają w dal w prozie banalnych chorobowych przypadłości, a jednak - chce się żyć.

Uniwersalny przekaz sztuki jest zasługą reżysera Wojciecha Urbańskiego, a także samych aktorów, którzy unikając teatralnego patosu, stworzyli postaci na wskroś prawdziwe. Oszczędny w środkach wyrazu, jakby zdystansowany Jan Peszek oraz pozornie tylko początkowo nadekspresyjna Jadwiga Jankowska - Cieślak stworzyli duet, któremu w tym konkretnym tekście nie podołałby równie dobrze chyba nikt inny. Mając do dyspozycji swój talent, aktorzy wykorzystali szansę pokazania, że w sztuce liczy się nie tylko krzykliwość i blichtr, ale w pozornie nieatrakcyjnej sytuacji, na niewielkiej Scenie 61 można zagrać tak, że publiczność nie pozwoli artystom długo zejść ze sceny. Wyczerpujący emocjonalnie spektakl aktorzy grają nie oszczędzając się, dają z siebie wszystko i to się czuje. Energia, jaką widzowie czerpią z doświadczeń Patricii oraz Seana, daje siłę do tego, by po wyjściu z teatru zawalczyć w prawdziwym życiu o to, by nie być samotnym.

A przecież nie wiecie jeszcze, jak skończy się historia starszego aktora i nienachalnie młodej nauczycielki... Tego, co się stanie, nie przewidzi nikt! Nie tak miało być, ale jednak!

Chociaż nie sposób oderwać wzroku od aktorów, słowa uznania należą się także wszystkim, którzy sprawili, że gra artystów jest bez skazy. Sterylna scenografia Mai Skrzypek uzmysławia smutną sytuację, w jakiej znaleźli się bohaterowie. Czysta forma, prostota, drobiazgi dekoracyjne (krzesła, torebka, zastawa, drzwi), podkreślają smutek, który sprawia, że Sean i Patrycja w tym domu starców cierpią, a nie odpoczywają i kurują się. Każda inna scenografia spłycałaby przekaz sztuki, tutaj wszystko musi być szaro-biało-czarne! Barwy, faktury (genialne popękane kafle symbolizują przecież kruchość ludzkiego życia!), scenografię obmyślono w najdrobniejszym szczególe. Mamy czuć smutek, tutaj łatwiej tęsknić za czymś, co minęło... i tęsknimy! Fantastyczna praca świateł (świetnie spisał się Michał Głaszczka) oraz muzyka (przygotowana przez Dominika Strycharskiego) potęgują nastroje bohaterów oraz widzów, którzy na jakże emocjonalnej karuzeli stają po stronie tych, którym tak bardzo potrzeba kilku "błogich dni". Muzyka drażni, gdy trzeba, łagodzi, gdy wymaga tego chwila. Światło stanowi klucz do zmian tempa przedstawienia, potężnieje w chwilach dramatycznych, spowija mgłą zapomnienia, ale też perfekcyjnie podkreśla detale, o których można byłoby rozwodzić się godzinami.

Jeśli jakimś zrządzeniem losu nie widzieliście jeszcze "Błogich dni" w Ateneum, postarajcie się nadrobić to niedopatrzenie. Naprawdę warto.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji