Artykuły

Platonow

"Płatonow" Antoniego Czechowa w reż. Konstantina Bogomołowa w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Pisze Paweł Głowacki w miesięczniku Kraków.

Do pisania o wyreżyserowanym w Narodowym Starym Teatrze przez Konstantina Bogomołowa "Platonowie" Antoniego Czechowa zasiadłam o godzinie 10.00, przedtem zaś zęby i twarz umyłam, dres włożyłam, jajecznicę na bekonie zjadłam oraz wypiłam kawę ze śmietaną. Czułam wielką ulgę, gdyż dwa dni wcześniej na badaniu prostaty byłam i okazało się, Bogu niech będą dzięki, że tam, w dole, wszystko u mnie w porządku...

Rzeknie ktoś: trochę wysilony, ciężkawy ten akapit powyższy. Owszem. Ktoś doda: cienki dowcip z tą zamianą końcówek czasowników z męskich na żeńskie. I będzie miał rację. On, a także ten ktoś od wysilenia. Mają rację, bo akapit powyższy jest, gdyż miał być monotonnie ołowiany i co najwyżej przez pięć sekund żartowny, wzbudzający śmiech jedynie kurtuazyjny wśród ludzi dobrze wychowanych. Taki jest ten akapit, gdyż jest całkiem jak trzygodzinny, na Scenie Kameralnej grany, a raczej mówiony, albo jeszcze lepiej - po prostu artykułowany "Platonow" Bogomołowa.

Środa

Napisałem: zasiadłam, umyłam, włożyłam, zjadłam, wypiłam, czułam i byłam. I co? Mężczyzną jestem, a akapit pierwszy ułożyłem w pierwszej osobie liczby pojedynczej, lecz w żeńskim rodzaju. I cóż się stało? Jakiejś nieoczekiwanej głębi akapit nabrał dzięki temu gramatycznemu wicowi rodem z czwartej klasy szkoły podstawowej, kiedy to już pięć minut po dzwonku na lekcję, a nauczycielka nie przychodzi, trzeba więc czymś zabić czas, choćby językowymi przebierankami? Czytelnikowi jakieś tajemne furtki się otwarły, furtki wiodące do ogrodu pieprznych sekretów płci? Ktoś dumać zaczął o labiryntach androgyniczności, o transseksualności, o cierpieniach mentalności kobiecej, przez naturę uwięzionej w ciele męskim, lub o bólu mentalności męskiej błąkającej się między dorodnymi piersiami a waginą? Powtórzę: ja tylko tani dowcip gramatyczny skleciłem. I co z tego wynika? Jakie mądrości, jak bombastyczne mądrości? Otóż - to zależy. Powiedziane jest: szukajcie, a znajdziecie! Od uporczywości, od nieustępliwości, od wytrzymałości na nudę mozolnego szperania, gmerania, dłubania, wyłuskiwania i siłowego klecenia niebywałych konstrukcji myślowych, słowem - od takiej smętnej dzielności intelektualnej zależy, co człowiek uparty znajduje w finale mozołu swego. Gdy człowiek ma czasu dużo i ogrom cierpliwości - zawsze w końcu znajdzie, co z palca swego wyssał, zanim przystąpił do szperania.

Czwartek

Podobnie jak ja w pierwszym akapicie - Bogomołow najbanalniej w świecie, tak rzecz ujmę, przestawił gramatykę Czechowa. To, co w oryginale mówią niewiasty, u Bogomołowa mówią panowie, to zaś, co panowie - niewiasty. Nowe rozdanie wygląda tak. Anna Wojnicew - Adam Nawojczyk. Sergiej, jej pasierb - Małgorzata Hajewska-Krzysztofik, Sofia, jego żona - Zbigniew W. Kaleta. Porfiry Głagoliew - Małgorzata Gałkowska. Iwan Trylecki - Jaśmina Polak. Mikołaj Trylecki, jej syn - Anna Dymna. Abraham Wiengierowicz - Ewa Kaim. Michaił Płatonow - Anna Radwan-Gancarczyk. Aleksandra, jego żona, córka Tryleckiego - Bartosz Bielenia. Wreszcie Osip - Ewa Kolasińska. Tak Bogomołow przyporządkował, tak zmienił gramatykę Czechowa, nie zmieniając jego zdań. I tylko to zmienił. Nikt bowiem niczego nie udaje. Aktorzy nie noszą sztucznych piersi, ni peruk, nie gadają falsetem, nie małpują niewieścich zachowań. Aktorki nie paradują w sztucznych wąsach lub brodach, nie perorują wysilonym barytonem i nie stąpają niczym Pudzianowski. Nikt nie udaje płci przeciwnej. Mężczyźni pozostają mężczyznami, kobiety - kobietami, tyle że oni mówią: "zjadłam, byłam, wypiłam" i tak dalej, one zaś: "zjadłem, byłem, wypiłem" i tak dalej. Właśnie - co dalej? Na przykład Anna Dymna jako syn Iwana, czyli Jaśminy Polak - jak długo jest zabawna? Będę wielkoduszny, powiem: kwadrans. Tyle czasu gramatyczne igrce Bogomołowa budzą kurtuazyjny szczebiot wśród dobrze wychowanych. A co z ogromną resztą czasu? I co z sensem?

Niedziela

Szukajcie, a znajdziecie! I znaleźli. Ja też - w materiałach prasowych. Oto znalezisko. "Aktorzy zagrają postacie kobiece, a aktorki - męskie. Nie jest to jednak próba parodii - zastrzega reżyser. To szansa wyzwolenia się z płci jako ciężaru w poszukiwaniu istoty ludzkiej psychologii, aby spojrzeć na postać poza kontekstem kultury, narodu, czasu i nawet płci". Wystarczy więc nie być gramatycznie w zgodzie z własną płcią, by wyzwolić się z płci, czyli w ogóle nie mieć płci, stać się bezpłciowcem? Naprawdę? Pozostanę przy Annie Dymnej. Otóż, przez trzy godziny pilnie ją obserwowałem i jakoś nie dostrzegłem, aby wyzwolona była z płci. Czyżbym miał słabe oko? Zapewne. W końcu to ja, ujrzawszy w przedstawieniu zjeżdżające z sufitu, migające kolorowymi żarówkami ustrojstwo, szepnąłem: "Samowar leci!", za co skarcił mnie sąsiad. Rzekł, że to nie samowar, jeno rakieta, i we wspomnianych wyżej materiałach wskazał palcem miejsce kluczowe, gdzie jak byk stało napisane, iż "Platonow" Czechowa to sztuka "o stracie podobnej do utraty kontaktu z Ziemią przez statek kosmiczny. Powrót jest niemożliwy. I celu brak". Tak, nie można nie znaleźć, jeśli się dzielnie szuka. Oto w środku seansu Bogomołowa kosz na śmieci ludzkim głosem naraz gadać zaczyna, klapą klepiąc niby górną wargą i migając lampkami, co w charakterze pałających oczu występują niechybnie. Oto Ewa Kaim, czyli Abraham Wiengierowicz, ma uszy Elfa i chyba jeszcze błony między palcami rąk. Oto Ewa Osip Kolasińska chodzi w niedźwiedzim futrze, całkiem jak słynne misie po Krupówkach, tyle że miś Ewy Osipa Kolasińskiej z niedźwiedzia brunatnego pochodzi i upstrzony jest intrygująco źdźbłami słomy. Oto stoi w kącie kuchenka gazowa, która, o dziwo, milczy. Zapewne nie ma nic do powiedzenia. I oto 90 proc. zdań Czechowa artyści podają ze sceny tak, jak by im się mówić nie chciało - na biało, monotonnie, prędko, płasko, w pół śnie albo malignie, na odczepnego. Mam pewność: kosz, uszy, błony, miś, kuchenka i zdania niczym deski - niezapomniane te znaki sceniczne znajdą takich, którzy doszperają się w nich sensów niebywałych. To jedynie kwestia czasu, kwestia wierności szperaniu.

Wtorek

Wszystkiego można się doszperać w czymkolwiek albo cokolwiek wyszperać ze wszystkiego. Ta wolność totalna zawsze jednaki efekt sceniczny gwarantuje. Coraz więcej jest dzieł teatralnych, które się tyleż na planecie sztuki, co w warsztacie szperacza dzieją. Coraz więcej seansów jest domeną kombinowania, majsterkowania, zlepiania nosa z pięścią, domeną jakiegoś mozołu prawie wyłącznie matematycznego, jakiejś geometrii wykreślnej, jakiegoś papieru milimetrowego, jakichś ekierek i kątomierzy, jakiegoś filozofowania, słowem - domeną tylko tego kawałka mózgu, który za myślenie abstrakcyjne odpowiada. Coraz więcej przedstawień ni ziębi, ni grzeje, tak jak ani ziębią, ani grzeją klocki lego, rebus lub prosta krzyżówka. Albo jak "Platonow" Bogomołowa, który cóż ma wspólnego z napisanym światem Czechowa, z niespiesznym falowaniem tego świata, z jego przemilczeniami, jego nieuchwytnością i mrokiem dziwnym, dojmującym, bez litości wolno zapadającym w finale? Czy jest tak, że na "Platonowa" Bogomołowa wystarczy wysyłać tylko rzeczone kawałki mózgu, całą resztę zaś - skórę, żyły, włókna nerwów - zostawiać można w domu, bo na widowni reszta ta jest zbędna zupełnie?

Środa

Nabokov, rodak Bogomołowa, próbując złowić istotę piękna opowieści Czechowa, rzekł: "Osiągał to, oświetlając wszystkie swoje słowa przyćmionym światłem, nadając im to samo szare zabarwienie, odcień pośredni między kolorem starego parkanu i ciężkiej burzliwej chmury". Nie chce być inaczej: nie ma na scenie Czechowa, gdy nie słychać na niej - właśnie tak: nie słychać - tej szarości rozległej, zlepiającej nasz dół z nie naszą górą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji