Życie Galileusza
Szkoda, że żaden teatr warszawski nie umieścił w swych planach repertuarowych na najbliższą przyszłość ostatniego dramatu Bertolta Brechta "Życie Galileusza", który słusznie uważa się za moralno-filozoficzny testament wielkiego reformatora współczesnego teatru. Podjął się tego ambitnego zadania Teatr im. J. Słowackiego w Krakowie, dając w sumie piękne widowisko w trzynastu obrazach, starannie opracowanych i wyreżyserowanych przez Bronisława Dąbrowskiego, na tle pomysłowych dekoracji Jana Kosińskiego.
Życie wielkiego astronoma i fizyka włoskiego, Galileusza, entuzjasty nauk kopernikowskich, uwikłane w perfidne nici polityki papieskiej Urbana VIII, stało się kanwą dla wyrażania wielu myśli, poglądów o współczesności. Brechtowski Galileusz doskonale pojmuje społeczne skutki swej postawy moralnej wobec przemocy. Jego klęska osobista nie zaciera jednak jego troski i niepokoju o dalsze losy nauki, rozwoju myśli ludzkiej, tej najwyższej instancji ludzkiego postępowania.
Galileusz, nauczyciel matematyki w Padwie, entuzjasta nowego, kopernikowskiego systemu budowy wszechświata, porusza dwie ukryte sprężyny. Z jednej strony, nowa teoria działa na wyobraźnię i umysł ludu włoskiego, wzbudza wątpliwości w teologiczną interpretację świata i wykazuje dużą przydatność nauki dla idei postępu, wyzwolenia z jarzma udręczonego nędzą ludu. Z drugiej strony wywołuje reakcję władzy kościelnej, uruchamiającej swe siły wsteczne zwrócone zwłaszcza przeciwko postępowym skutkom społecznym odkrycia Galileusza.
Kościół w tej sztuce, to przede wszystkim potężna instytucja, wielki mechanizm władzy, dla którego rzeczywiste sprawy świeckie, racje polityczne i ziemskie mają pierwszeństwo przed sprawami boskimi.
Galileusz Brechta pragnie swą nauką wyzwolić siły społeczne, nieść ulgę uciemiężonym ludziom: "...Cnoty nie mogą być związane z nędzą... Dziś cnoty wyczerpanych pochodzą z wyczerpanej roli i ja je odrzucam".
Natomiast kardynał Barberini, przyszły papież, udzielając w czasie balu maskowego dobrych rad Galileuszowi, mówi na wpół drwiąco, na wpół serio: "...W takim stroju może pan usłyszeć jak sobie pomrukuję: gdyby nie było Boga, trzeba by go wymyślić. A więc nałóżmy znowu nasze maski".
Galileusz łączy wyraźnie swe nauki z powszednim życiem ludzi, dostrzega społeczne skutki swego dzieła, wykazuje nierozerwalne więzy z życiem prostych ludzi. W rozmowie z przyjaciółmi wyznaje: "Dla nowych myśli potrzebni nam są ludzie, którzy zdobywają chleb trudem własnych rąk. Któż inny chciałby wiedzieć, jakie są przyczyny wszechwiedzy. Ci, którzy widzą chleb na stole nie chcą wiedzieć, jak się go piecze. Ta banda woli dziękować Bogu niż piekarzowi".
Brecht stara się ten generalny problem, będący węzłem dramatycznym, wyostrzyć i obudować ze wszystkich stron, jak gdyby obawiając się aby nie uległ spłaszczeniu czy spłyceniu. Powraca więc doń jeszcze raz w słowach inkwizytora: "...Straszliwy niepokój spłynął na świat. To niepokój swych własnych umysłów przynieśli oni na nieruchomą ziemię. Krzyczą: liczby zmuszają nas. Ale skąd pochodzą ich liczby? Każdy wie, że pochodzą z niewiary. Ci ludzie wątpią o wszystkim. Czyż mamy odtąd opierać społeczeństwo ludzkie na zwątpieniu a nie na wierze? Jesteś moim panem, ale ja wątpię czy to jest dobre... Cóż wynikłoby z tego, gdyby ci wszyscy wygłodzeni i zawsze skłonni do wszelkich wybryków, zaczęli rzeczywiście wierzyć tylko we własny rozum, który ten obłąkaniec ogłosił najwyższą instancją"?
Oczywiście, dramat jest wielopłaszczyznowy, jak i wszystkie dramaty Brechta. Autorowi chodzi również o to, aby w teatrze znaleźć artystyczny kształt dla swej myśli, że właśnie nauka wyzwalająca się z teologii jest jej grabarzem. W sztuce Galileusz, zgodnie z prawdą historyczną, przegrywa w tym konflikcie z kościołem jako władzą najwyższą, świecką zwierzchnością i instancją naukową. Jak wiadomo Galileusz sterroryzowany przez inkwizycję odwołuje publicznie swe nauki, przyjaciele odwracają się od niego, a ostatnie swe lata spędza pod czujnym okiem inkwizycji i będącej na jej usługach zgorzkniałej dewotki, swej rodzonej córki Wirginii. Pomimo tej kontroli, udaje mu się przekazać swemu uczniowi kopię słynnego "Dialogu", którą ukrywał w globusie przed prześladowcami. Przesyła ją, aby daleko od Rzymu i granic kraju służyła do dalszej pracy naukowej, umacniała triumf rozumu ludzkiego. Nie przyjmuje jednak przebaczenia, pozostaje najsurowszy wobec samego siebie, aż do końca. Na pożegnanie rzuca swemu uczniowi z goryczą: "Człowieka, który dopuścił się takiego czynu jak ja, nie można ścierpieć w szeregach uczonych".
Galileusza gra dobrze Eugeniusz Fulde, chociaż sceny rozgrywające się w jego domostwie i w pracowni są trochę nużące i rozwlekłe. Świetne są natomiast sceny w pałacu kardynała Bellarmina w Rzymie i w pałacu Medyceuszy we Florencji.
Bardzo przekonującą postać kardynała - inkwizytora stworzył Krzysztof Chamiec. Jego rozmowa z Wirginią, która w swej naiwnej nieświadomości wpada w jego sidła, należy do najlepszych i jest popisem rzetelnego aktorstwa. Równie dobra jest scena między inkwizytorem a papieżem Urbanem VIII (Rafał Kajetanowicz).
Sceniczny przekład Romana Szydłowskiego nie budzi sprzeciwów.