Brechtowski krytycyzm
Największą zasługą Bertolda Brechta było - że w Niemczech zjednoczonych euforią wobec Hitlera i jego popleczników - myślał samodzielnie, przekornie. Najlepsze jego sztuki, "Matka Courage", "Puntilla'', "Dobry człowiek z Seczuanu" ta protest przeciw bezdusznej "stadowości". Jako teoretyk "efektu obcości" i reżyser dążył do podobnych celów. Widz nie powinien, wedle Brechta, doznawać nie kontrolowanych przez siebie emocji. Patrząc na "Leara" musi się zastanawiać, jakie były przyczyny zjawisk. Podobnie - na przedstawieniu "Korivlana".
Co do "Życia Galileusza", jest to bardziej skomplikowane. Sam autor wspomina, że można by ową sztukę traktować jako zwykłą "kobyłę historyczną", z jedną wielką rolą. Brecht polemizuje z tą opinia, uważa ją za fałszywą. Ale sam fakt, że jest możliwa - uderza. Zdaje się, że wypłynęła na to geneza "Galileusza". Miała zrazu charakter "obiektywizujący"; chodziło o pokazanie faktów. Dopiero później, wracając do tekstu, Brecht wyjaśniał istotne znaczenie wydarzeń. Dzieje Galileusza były historią jego klęski. Czym została spowodowana? Dlaczego wielki odkrywca i badacz tylko częściowo odegrał rolę, do której był powołany? Sztuka (a więc spektakl, z czynnym udziałem widza) ma na te pytnia odpowiedzieć.
Wydaje mi się, że Ludwik Rene, inscenizując "Życie Galileusza" (w przekładzie Romana Szydłowskiego) w Teatrze na Woli, dążył do nadania spektaklowi możliwie Brechtowskiego, czyli krytycznego sensu. Opuścił partie demonstrujące istotę odkryć Kopernikowskich, które są punktem wyjściowym tekstu (np. rozmowy Galileusza z 11-letnim chłopcem, stanowiące popularny wykład). Didaskalia wygłaszne przez Henryka Bistę, reprezentanta chóru, pełnią zadania mówionych "songów". Scenografia Wojciecha Zembrzuskiego nadała Galileuszowi cechy barwnego widowiska. Sporą rolę odgrywają sceny "jarmarczne", odtwarzane przez Halinę Łabonarską i Grzegorza Wonsa, jako ulicznych śpiewaków.
Tadeusz Łomnicki gra florenckiego astronoma w sposób bogaty. Już w scenie pierwszej, jako 46-letni Galileusz, śmieje się krótkim, trochę nerwowym śmiechem człowieka głodnego życia. Doznaje rozkoszy myślenia, podobnie jak przyjemności porannego mycia. Oszukuje Wenecjam uważając, że ma do tego prawo (chce zdobyć środki na spokojniejsze badania i kupno książek). Ma fale przypływu i odpływu energii, wiary w siebie, krytycyzmu, odwagi. Dość obojętnie przyjmuje potrzeby mas. Kapituluje na widok grożących mu tortur. Ale potajemnie pracuje nadal. Rok po jego śmierci przyjdzie na Świat największy po Koperniku rewolucjonista w zakresie nauk ścisłych, Newton. Wszystkie te etapy, aż po starość włóczącą nogami i zagrożenie ślepotą, ukazuje Łomnicki. Rola operująca dziesiątkami odcieni.
Z licznej obsady, wielu aktorów można by wymienić. Myślę, że koniecznie to trzeba uczynić w stosunku do Mariana Rułki (Szlifierz), Przemysława Zielińskiego (Filozof), Konrada Morawskiego (Bardzo stary Kardynał), Michała Anioła (Mały Mnich) i Jana Mtyjaszkiewicza (świetny Bellarmin.).