Artykuły

Łomnicki gra Galileusza

W OSIEMDZIESIĘCIOLECIE urodzin wielkiego pisarza jakby zapomniał o nim teatr polski. W tej reze­rwie wyczytałbym lęk przed nadmiarem wspom­nień: prorok "dystansu" i wyobco­wania zbyt mocnym cieniem kładł się na naszym teatralnym wczoraj, by dziś nie podejmować polemiki z samym sobą, gdy się już po tekst Brechta sięga.

I taką wła­śnie autopolemikę proponuje w Teatrze na Woli Ludwik Rene, inscenizator le­gendarnego "Do­brego człowieka z Seczuanu", co przed ćwierć­wieczem tak ważki stanowił argument w ówczesnych pró­bach moderni­zacji teatral­nych estetyk. Dziś Rene re­zygnuje w swym "Życiu Galileu­sza" z wszelkich zabaw "wyobcowaną" formą, dziś Rene ujawnia w tekście Brechta rzecz, która w nim istotnie największa i sil­niejsza niźli czas: ideową konsekwencję.

Brecht pisze dramat o wielkim fizy­ku. Pisze ów dramat właściwie przez całe swoje życie, pierwszy wariant powstał w roku 1938, ostatni zakłóciła śmierć. Brecht pisze dramat czło­wieka, który był tak wielki, że nie bał się być małym; który ze strachu zaparł się własnych przekonań, który głosił z tragicznym sarkazmem, iż "ręce mo­gą być brudne, gorzej gdy są próż­ne", a był przy tym jednym z naj­większych ludzi swego czasu. W tej gmatwaninie sprzeczności próbuje Brecht wytropić nie tyle porządek lo­giczny, lecz argumentację na rzecz ideologii, jaką sam wyznawał. W tra­gizmie losów Galileusza chce ukazać Brecht dramatyczne rozterki współ­czesnej nauki, a może nawet i wszy­stkiego, co współcześnie człowiecze. Zamysł na miarę patrona sprawy, na miarę Galileusza.

Żmudność i długotrwałość prze­róbek zdawała się dowodzić, iż sa­mego pisarza nie zaspokajał osią­gany wynik. Swoje złe "trzy gro­sze" wtrącał tu czas, który drama­tycznymi meandrami współcze­snych wydarzeń zmieniał co chwi­la optykę pozornie historycznym faktom. W efekcie jest "Życie Ga­lileusza" w tym samym stopniu hymnem na cześć walki, co po­chwałą mądrej rezygnacji, jest ar­gumentem na rzecz zdrowego roz­sądku i na rzecz chorej imaginacji...

Teatr na Woli czyni z "Życia Ga­lileusza" traktat o złożoności życia. Tak prowadzi wątek inscenizator. A wspólnie z odtwórcą roli tytułowej akcentują w owej złożoności wagę prawdy jako wektora ludzkich poczy­nań. Galileusza gra Tadeusz Łomnic­ki. Gra w stylu iście wielkim. Choć pewne analogie sytuacyjne łączą ów dramat fizyka z niedawną opowieścią o malarzu (Goya z "Gdy rozum śpi...") każdy ton, każdy gest w wy­konaniu Łomnickiego jest odmienny, a podporządkowany naczelnej chęci, by Galileusza uczynić przede wszyst­kim ludzkim.

Łomnicki nie gra zatem geniusza, gra sympatycznego i jowialnego gadułę, który lubi wino, nie gardzi też gęsiną, ubóstwia dysputy z przyjaciół­mi, a łasy na komplementy. Ta zwy­czajność czyni dramat Galileusza tym bardziej porażającym, uzasadnia za­razem psychiczne sprzeczności, jakie determinują poszczególne gesty uczo­nego. Po dziecinnemu rozbawiony w przyjacielskich przekomarzaniach, czujny aż po stan stężenia w dialo­gach z przeciwnikami, rozżarzający się ogniem, gdy mówi o swych od­kryciach, tragicznie samotny w chwi­lach uświadamiania sobie swej klę­ski. Wielostronna, bogata w aktor­skie kolory, wrażająca się w pamięć kreacja. Ona wyznacza rangę temu przedstawieniu...

Z pozostałych wykonawców nie sposób nie wspomnieć o Henryku Biście, któremu reżyser powierzył tak wiele zadań, iż obaj (inscenizator i aktor) trochę się w tej mnogości za­gubili. A przecież brzemienny tre­ścią dialog Urbana VIII prowadził Bista z finezją, demaskując kazuistykę i pozerstwo swego bohatera, a u spodu ukazując łut dramatycznej prawdy, co kazała papieżowi-uczonemu troskać się o los uczonego-heretyka. W roli Wirginii, córki Galileu­sza wiele prostoty miała Dorota Sta­lińska. Maria Homerska wyposażyła swoją Panią Sarti. gospodynię Gali­leusza w sympatyczną wstrzemięźli­wość gestu i tonów; w epizodzie kapitulującego wobec mądrości Gali­leusza fizyka Klawiusza dał się zau­ważyć Leon Górecki...

Muzyka do songowych interludiów była dziełem Tadeusza Bairda, w swej prowokacyjnej jaskrawości nawiązy­wała do stylistyki berlińskich kabare­tów sprzed półwiecza. Wykonywali te songi z nadmiernie chyba ekspresyj­nym przerysowaniem Halina Łabonarska oraz Grzegorz Wons.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji