Wielkie dzwony i małe dzwonki (fragm.)
Wraz ze śniegiem przyśpieszonej zimy spadła takie istna śnieżyca premier warszawskich, wśród których nawet po odsiewie mniej istotnych pozostaje przecież spora porcja trudnych do przemilczenia, zwłaszcza gdy ważne sztuki są w interesującej inscenizacji. Właśnie uraczono nas dwoma dramatami z nurtem ideowym i jedną lekką komedyjką, ale po pierwsze polskiego współczesnego autora, po drugie w bardzo atrakcyjnej obsadzie. Przystąpmy do relacji.>>>
<<< O nie mniej efektowne widowisko postarał się Teatr Dramatyczny wystawiając "Hadriana VII" w przemyślanej reżyserii Jana Bratkowskiego, nadzwyczaj "funkcjonalnych" dekoracjach Jana Kosińskiego i doskonałej obsadzie z takimi magnesami dla widzów jak Gustaw Holoubek (w roli tytułowej), Warda Łuczycka, Barbara Horawianka, Mieczysław Voit, czy Tadeusz Bartosik. Pomysł jest doskonały: niedoszłemu księdzu, wydalonemu z seminarium duchownego śni się odnowa Kościoła. Poruszone w przedstawieniu zagadnienia stały się aktualne w epoce Jana XXIII, i to ono może wpłynęło na to że Peter Luke zajął się tematem. Ale rzecz nie została wymyśloną teraz, lecz na początku naszego stulecia i właściwym jej autorem nie jest figurujący na afiszach Peter Luke, lecz zapoznany powieściopisarz Frederich William Rolfe, który swoją powieścią wyprzedził swój czas, jak nie przymierzając Tadeusz Miciński swoimi dramatami. To czego dokonał Luke powinno się nazywać tylko adaptacją i nie powinno być traktowane jako autorstwo główne. Słuszniej byłoby (jak to się u nas zazwyczaj czyni) jako autora podawać na afiszu Rolfe'a zaś Luke'a jako adaptatora, względnie gdy są motywy do umieszczenia go na pierwszym miejscu (gdy przeróbka idzie dalej niż normalna adaptacja) dodać także na afiszach, a nie tylko w artykułach do programu, choć skromna formułkę: "według Fr. W. Rolfe'a, jako sprawcy zawartych w sztuce myśli.
Oba przedstawienia recenzent poleca widzom lecz uprzedza, że wymagają od nich pewnego myślowego wysiłku. Są to rzetelne dramaty pobudzające prace mózgu.>>>