Artykuły

Gombrowicz wielkim nudziarzem był?

Miało być chyba zabawnie, ironicznie i z dystansem; tym tłumaczę nadmiar mrugnięć do widza, jakimi utkał Opętanych Tadeusz Bradecki. Mrugnięcia te przeistoczyły się w nerwowe tiki, a nawet przykurcze, przez co oglądanie spektaklu zamiast przyjemnością stało się męczarnią.

Opętanych, swoją drugą (po wydanej w 1937 r. Ferdydurke) powieść, Gombrowicz pisał w 1939 r. i drukował pod pseudonimem w odcinkach w popularnej gazecie. Dla zarobku, ale też, jak później wspominał, dla próby napisania „złej powieści", podszycia się pod powszechnie czytanych autorów. „Oddać się masie, stać się gorszym, niższym", jak pisał, a nie tworzyć dla mas „z wysoka". Można szukać w Opętanych śladów literatury, na której wzorował się Gombrowicz, można też odnajdować motywy obecne w jego późniejszych powieściach — ale to zabawa dla czytelników i literaturoznawców. W teatrze trzeba pójść jakąś drogą — albo, co trudniejsze, ale atrakcyjniejsze, kilkoma drogami podpowiadanymi przez autora.

Bradecki i współautor adaptacji Jan Polewka poszli drogą najprostszą, traktując Opętanych jako pastisz, choć nie bardzo wiadomo, do czego się odnoszący. Mamy po prostu wierzyć, że Opętani to zabawa konwencjami, choć konwencje literatury popularnej lat 30. nie są już żywe. „Kucharki", dla których wówczas pisano (i dla których chciał pisać Gombrowicz), obecnie są inne i czytają co innego. Bradecki i Polewka dodali kolejny nawias czy cudzysłów — narratorem jest Gombrowicz płynący w sierpniu 1939 r. statkiem do Ameryki Południowej i tworzący a vista powieść-opowieść. Wszystko to — i pastiszowość, i rama narracyjna — powoduje, że zamiast zanurzenia się w otchłani złej literatury, oglądamy ją z dystansu i „z wysoka", wbrew intencjom autora. W teatrze niekoniecznie trzeba iść za intencjami autora, pod warunkiem, że ze sprzeciwu wyniknie coś ciekawego. Tu nie wynikło.

Bradecki ilustruje po prostu kolejne sceny powieści, dając widzom do zrozumienia, że wraz z nim mamy się bawić powieścią grozy, powieścią obyczajową, kryminałem (bo takie są główne pierwowzory Opętanych). Tyle że groza nie jest w spektaklu groźna, obyczaje przedstawione pobieżnie, a kryminał średnio zajmujący — czym się więc ekscytować? Aktorzy rozwlekle celebrują swoje role, podkreślając tonem i gestem dystans i zabawę „formą", choć jaka to forma (najżywsza — co nie znaczy najlepsza — jest, gdy zbliża się do farsy) i w jakim celu zabawa, już nie wiadomo. Gombrowicz wychodzi tu na nudziarza, który nie potrafi skonstruować interesującej historii — a przecież Opętanych świetnie się czyta, „zła literatura" jest w nich atrakcyjna i pociągająca. Nie zasługują na takie męczące sceniczne wypracowanie, jakie pokazał Tadeusz Bradecki.
 

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji