Artykuły

Szekspir, który się wtrąca

"Juliusz Cezar" Williama Shakespeare'a w reż. Barbary Wysockiej w Teatrze Powszechnym w Warszawie. Pisze Jarosław Mikołajewski w Gazecie Wyborczej - Co Jest Grane.

Od pierwszych słów, kiedy do zgromadzonego na rzymskiej ulicy tłumu Flawiusz woła: "Rozejść się! Wracać do domów, nieroby!", mając wciąż w uszach słowa, jakimi obecna władza kwituje manifestacje Komitetu Obrony Demokracji, widzowie przyjmują apel Flawiusza śmiechem.

Wiele sprzyja doraźnemu odczytaniu dramatu Williama Szekspira. Choćby to, że scena prowadzona przez Pawła Łysaka reklamuje się jako "Teatr, który się wtrąca". Wtrąca się, więc uczestniczy. Niepokoi, jątrzy. Nie proponuje uspokojenia. Jego misją jest stawianie pytań, otwieranie kwestii. Niezgoda na oczywistą lekturę tekstów i rzeczywistości.

Aktualność sugeruje scenografia: stożek z krzeseł teatralnych, kinowych czy stadionowych. Piramida, która z upływem czasu objawia swoją pojemność i podważalność. Z początku stabilna, w miarę jak Rzym ogarnia gorączka spisku i rewolty, przechyla się jak łódź, która chyli się ku katastrofie, płonie. Z miejsca rozmów i intryg przekształca się w gęsto zaludniony cmentarz.

Aktorzy chodzą w ubraniach, w których i my chodzimy. Dobrze pamiętamy piosenki (Brygada Kryzys, Republika...), które rozbrzmiewają w tle wydarzeń i osadzają słowa Szekspira w naszym wspólnym czasie.

Kiedy przed spektaklem widzowie siadają na krzesłach, kilku aktorów siedzi już na scenie. Patrzą na nas.

To my jesteśmy tłumem Rzymian zgromadzonym na luperkaliach. To my mamy się rozejść. My sami jesteśmy nierobami, którzy mają wracać do domów.

Lecz główną przyczyną tego, że idziemy do Powszechnego gotowi odbierać tekst i sposób jego wystawienia w nawiązaniu do tego, co dzieje się z nami i wokół nas, jest temat, a raczej tematy: republika i demokracja, rządzeni i rządzący, mowa władzy i reakcja tłumu, racje polityków i dobro ogółu. Głównie dzięki nim widownię co i raz przebiega dreszcz uczestnictwa i porozumienia. Lecz Szekspir jak zawsze wystawia publiczność na próbę. Za pierwszym skojarzeniem i podobieństwem nie idzie drugie, najbardziej spodziewane. Za doraźnością, w tekście "Juliusza Cezara" i w spektaklu Barbary Wysockiej, otwiera się nie manifest, ale poezja. Prosty gest jednostki w nieoczywisty sposób konfrontuje się z gestem tłumu. Aktualność, której potrzebujemy dzisiaj - jak w chwili każdego kryzysu - ustępuje przed tym, co Joanna Walaszek w tekście, który słusznie znalazł miejsce w programie spektaklu, nazywa "poetycko-teatralną całością dzieła".

O czym właściwie jest "Juliusz Cezar"? "Można w tej sztuce widzieć (...) - pisze Walaszek - studium władzy i osobowości wybitnej jednostki. Wówczas Juliusz Cezar jest jej nie tylko tytułowym, ale także głównym bohaterem. Można widzieć w >Juliuszu Cezarze< tragedię - wówczas już dotyczy ona w tym samym stopniu dwóch bohaterów - Cezara i Brutusa". Można też - rozważa autorka - zobaczyć w niej obraz republiki "w czasie gwałtownego przesilenia" albo zwrócić uwagę na zagadnienie wolności, a wtedy "trudno wskazać głównego bohatera dramatu". Wszystkie z ponad czterdziestu postaci odgrywają "tak istotną rolę, że nie sposób o nich zapomnieć".

Dziś, trzy tygodnie po premierze, "Juliusz Cezar" w Teatrze Powszechnym jest dla mnie przede wszystkim opowieścią o skutkach obsesyjnego pomysłu. Ingerencji idei w życie jednostki i społeczności. Juliusz Cezar rządzi, dobrze albo źle. Ludzie lepiej lub gorzej żyją pod jego rządami. Wszystko jakoś się toczy. Aż ktoś - Brutus, Kasjusz - ulega przekonaniu, że trzeba obronić władcę i lud przed jego własnymi ambicjami. I łamie prawo. Dopuszcza się zbrodni. I nic już nie jest jak przedtem. Niczym już zarządzać nie sposób. Życie codzienne zerwało się z łańcucha.

Mądry i dobrze zagrany spektakl Barbary Wysockiej jest też zwyczajnie bardzo atrakcyjny. Pomysł na ilustrowanie każdego zabójstwa czerwoną farbą nie tylko jest szczęśliwym skrótem, lecz także pozwala nanieść na pejzaż dramatu i Rzymu na stałe znak śmierci - niezmywalne piętno zbrodni. Apologia Juliusza Cezara, przeprowadzona przez Antoniusza (w tej roli występuje sama reżyserka), ma w sobie oddech i brawurę filmowych dramatów sądowych.

Warto poddać się wrażeniu, że to sztuka o naszym tu i teraz. Ale przekonać się, że również o czymś poza naszym dzisiaj. Warto posłuchać słów, które krzyżują się, wspierają, przekreślają. Jak ludzie, którzy je głoszą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji