Artykuły

Siatka Wernyhory

"Wesele" w reż. Michała Zadary w Teatrze STU w Krakowie. Pisze Ewa Kozakiewicz w Gazecie Krakowskiej.

Nie wiadomo, kiedy właściwie się zaczęło. Jakiś facet w garniturze zaczął biegać wokół dwóch umywalek. Umył sobie twarz, pochlapał się wodą. Zza ściany słychać stare przeboje. Przyszedł drugi gość, też elegancki. Zaczęli rozmawiać. Ten pierwszy do tego drugiego: : "Cóż tam panie, w polityce/Chincyki trzymają się mocno?"

To Czepiec rozmawia z Dziennikarzem, niedaleko wahadłowych drzwi do ubikacji. A co się dzieje w środku -można podglądnąć na telebimie. Jak w reality show. Jakiś facet siedzi na sedesie. Nie, nie ma opuszczonych spodni. Dziwne. Wstaje i wychodzi. Na drugim telebimie widać tańczących, Panna Młoda ma srebrzysty gorsecik. Fruwają kolorowe balony.

W akcie pierwszym poznajemy bohaterów "Wesela". To tylko osiem osób: Czepiec, Dziennikarz, Maryna, Panna Młoda, Pan Młody, Rachela, Poeta, Gospodarz. Wchodzą i wychodzą przez wahadłowe drzwi. Są Wyspiańskiego dialogi: męsko-męskie i damsko-męskie. - Otóż właśnie polityków mam dość, po uszy, dzień cały - mówi Dziennikarz. Wpada Panna Młoda -drze się. Mówią o kochaniu. Gonią się i śmieją. Całują się mocno. Wybiegają. Stuk, puk, trzaskają drzwi od kibla. Cały czas słychać muzykę. Teraz śpiewa

Szczepanik. Trzask, prask. Wchodzi dziewczę w czarnym futerku. Mówi z nieznośną manierą. Z nią będą kłopoty. Wiadomo, Rachela. Na szczęście, w tym "Weselu" ojciec po nią nie przyjdzie. Dlatego może iść do ubikacji i tam spokojnie dać sobie w żyłę.

Już w pierwszym akcie wszystkie postacie wskazują na "spożycie", dlatego coraz częściej zjawiają się przy umywalkach. Tu toczy się prawdziwe życie. Ktoś się wyrzyga, ktoś kogoś opluje. WII akcie jest jeszcze śmieszniej. Choć

zaczyna się patetycznie. Pojawiają się Widma. Przy czym reżyser pokombinował tak, że grają je ci sami aktorzy. Czepiec występuje jako Rycerz, Gospodarz jako Stańczyk, Poeta jako Wernyhora. Z Wernyhorą są największe jaja. Ubrany w szary, przykrótki garniturek, zaciąga mówiąc: "Słuchaj Panie Włodzimierzu, oto chwila osobliwa, pomówimy o Przymierzu". Kiedy wydaje rozkazy, posługuje się dodatkowo śmiesznymi gestami, w ręce trzyma reklamówkę z napisem "sale" (wyprzedaż), bardzo jej pilnuje. Potem wyciąga z niej pomarańcze i upycha po kieszeniach. Cośwniej jednak pozostaje...

Finał. Akt III. Nad ranem. Wszyscy są już dobrze sponiewierani, mówią od rzeczy, oczywiście Wyspiańskim. Przypominają sobie o niewykorzystanym rekwizycie: starej kosie na sztorc wiszącej nad drzwiami. Po krótkiej szamotaninie (aż się boję, że coś sobie zrobią) kosa, która przez chwilę pełni rolę wysięgnika telewizyjnego mikrofonu, wraca na miejsce. Muzyka. Ktoś, bo nie ma przecież Jaśka, wyciąga z reklamówki Wernyhory... hawajską koszulę.

Nie mam pretensji o brak Chochoła, Jaśka, krasnych wstążek krakowskich i pawich piór. Mam pretensje o brak sensu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji