Rosarium miłości
Komedia w 3 aktach Lope de Vegi "Pies ogrodnika" ("El perro del hortelano") to historia kochanków, z których "ona", gdy "on" powraca, kryje się w kwiatach z kolcami, a gdy "on" odchodzi, "ona" jest jak sarna spragniona. Skrzypce miłości grają przez cały czas, na bardzo wysokich tonach, opowiadając historię perwersyjnej namiętności hrabiny Neapolu, Diany de Belflor. Głos poety dochodzi z daleka, bo z XVII wieku, "złotego wieku" Hiszpanii, i zadziwia skomplikowanym studium kobiecego serca. Sztuka dramatyczna Lope de Vegi, jak cały dramat hiszpański, zawdzięcza swój rytm ludowej romancy; lecz w tym utworze znać inspiracje komedii włoskiej Cinquecenta. Rozkosze miłości, po odsłonięciu kurtyny, to duety wyuczone błyskotliwej konwersacji, żywioł poskromiony na zewnątrz, tym bardziej w intencjach wyuzdany.
Kto nie posiada "historycznego" smaku, tj. umiejętności widzenia poprzez tekst sztuki, bardzo starej, przejrzystości epoki, jej obrazów, fal minionego czasu, ten może doznać zawodu, oglądając dzieła starych mistrzów. Smętne zamyślenie, że następcy pokonali poprzedników, udoskonalili ich odkrycia i wynalazki, nie jest jednak udziałem tych, którzy lubią i umieją czytać między wierszami klasycznych utworów. Taka podróż w czasie kształci teraźniejszość, daje perspektywę. Na tarasie neapolitańskim hrabiny Diany de Belflor, z początku w nocnych ciemnościach, potem w świetle słonecznego dnia, kwitnie miłość i wojna o miłość, dosyć wieczne, nawet wtedy gdy odrzucimy stroje, architekturę i ustrój społeczny XVII wieku. Gwiaździste niebo jest zawsze tak samo "odkrywane" przez kochanków, jak niezmienne są ludzkie impulsy.
W swej genezie komedia to utwór połączony z muzyką i tańcem, i chociaż w teatrze współczesnym odpadł ten akompaniament, potencjonalnie istnieje - zarówno w partiach miłosnych jak i komicznych. To "koronowanie Dionisosa", im utwór dawniejszy, tym mniej bywa ukrywane. W epoce ludowego teatru Lope de Vegi, przeznaczonego dla szerokich warstw miejskiego gminu, podobnie jak w komediach szekspirowskich, elementy muzyki i tańca należały do jawnej kompozycji utworu, często dominowały nad tekstem poetyckim. Stąd nieraz utwory teatralne przeszłości wydają się literacko ubogie, sprowadzone do szkiców intrygi, kompozycyj sytuacyjnych; reszta pozostawała dziełem pomysłów teatru. Do wyjątków należą utwory dramatyczne, opracowane literacko, podług obowiązujących dzisiaj zasad.
Codzienna strawa teatru, za czasów Lope de Vegi czy Szekspira, przypominała może dzisiejszą formę dziennikarstwa; doraźna aktualność i doraźny oddźwięk - musiały stanowić podstawę. Przy tym teatr zaspokajał ten głód wrażeń, jaki w naszych czasach monopolizuje film zwłaszcza od chwili, gdy przestał być niemy, gdy przemówił mową ludzką. Podobieństwo do scenariuszów filmowych, do brukowych powieści, pisanych z odcinka na odcinek w dzienniku - wytłumaczyć jedynie może te cyfry astronomiczne dzieł, jakie są przypisywane wielkim dramaturgom przeszłości. Lope de Vega - ponad tysiąc dzieł scenicznych; Calderon - około tysiąca itd. Ilość taka nie mogła nie wpływać na jakość; ale wiemy, że na przestrzeni tych bajecznie mnogich pozycyj zdarzały się arcydzieła, nie mówiąc o fenomenach takich, jak Shakespeare czy Moliere.
Wstydliwość w pojmowaniu cudzych praw autorskich była daleka od rygoryzmu w czasach, które odrodziły się do nowego życia za sprawą ślepego naśladownictwa wzorów starożytnych, greckich i rzymskich. Ale było jeszcze inne, niewyczerpane źródło, tradycja i twórczość ludowa, z których artysta tamtych epok czerpać mógł i umiał. Nadawał tylko kontury artystyczne popularnym, często niezwykle prymitywnym wątkom, czynił w nich ład prawdopodobieństwa; z myślenia asocjacjami umysłów pierwotnych wydobywał związki logiczne, przyczynowe, w ten sposób uczył swe narody myśleć, uwieczniać w obrazach trudniejsze skróty pojęciowe, za pomocą przenośni, metafor - tworzył podobieństwo rzeczywistego świata. Pałac Hamleta istniał i jego dzieje wzruszały - zanim Shakespeare dał im swe genialne piętno. Patrzenie na pionierstwo starych mistrzów - to poglądowa lekcja kultury.
Trzyma nas dzień dzisiejszy w swoim posiadaniu, ale to, czego od niego czekamy, to przede wszystkim wskazówek, jaki jest proces rozwojowy ludzkości. Ludzkie, to właśnie bardzo ludzkie, zajmuje dzisiaj umysły; padają legendy o gigantach przeszłości, a z dnia wczorajszego, tego sprzed wieków, wyłania się taki sam jak my człowiek. Poznanie jego mechanizmu życia, to przekreślenie chodzenia po omacku przez labirynt dawnych epok. Historyczne orientowanie w przestrzeni i w czasie - należy także do zadań współczesnego teatru. Zainteresowanie twórczością Lope de Vegi przychodzi w porę. Współczesność zaczyna widzieć w nim patrona teatru ludowego, to zmaczy pełnego teatru, przede wszystkim widowiskowego. Interesuje tu współczesnych "sposób" - w jaki Lope de Vega umiał porywać swą widownię. Wyraźnie postawił zasadę przypodobania się widzowi.
Jak to przypodobanie się - realizuje? - Teatr, jako święto widowisk świeckich, bachicznej zabawy, rezonerskich międzyaktów, w których poeta wyraża zdrowy rozsądek prostego człowieka. Teatr dla wszystkich, to znaczy wtedy dla miejskiego gminu - to forma komediowa, swoiście realistyczna, bo jak w życiu operująca elementami tragedii i farsy. Odwieczne motywy, których początków nikt nie dojdzie; role zamaskowanych "błaznów", którym wolno mówić, wbrew cenzurze panującej - z tytułu ich nikczemnej kondycji - ważne prawdy; zagadnienia społeczne, które, ukryte w zręcznej kazuistyce, budzą w każdym bystrzejszym widzu teatralnym wolnomyślne wnioski. To, współczesny Shakespeare'owi, Lope de Vega, w genialnych rzutach intuicji, nie troszcząc się, jak się zdaje, o doskonałość form i konsekwencję myśli, dawał. Tradycja o jego twórczości przekazuje nam obraz gorączkowego improwizatora raczej, niż pisarza w pojęciu bardziej nowoczesnym.
W "Owczym Źródle" sekretem powodzenia jest sukces gromady, walczącej z samowolą feodała, z rycerskim przywilejem "ius primae noctis". W komedii "Pies ogrodnika", rodzaju udramatyzowanego przysłowia (prototyp marivaudage'u i mussetowskich komedyj) oglądamy w zbliżeniu, jak w filmowych pierwszych planach, zindywidualizowane przygody miłosne kilku postaci. Tam samowola męska a tu kobieca korzysta z przywileju urodzenia i stanowiska, rządzi kapryśnie wolą i uczuciami swych poddanych; i jak w "Owczym Źródle" sprawa kończy się śmiercią gwałciciela, pod konwencjonalnym patronatem władzy królewskiej, tak tu - "miłosnym" pokonaniem gwałcicielki, zmuszeniem jej do mezaliansu z ukochanym, ale "podwładnym". Tego rodzaju happy end, zakończenie optymistyczne dla większości, nie zaś dla elity publiczności Lope de Vegi, znaczy więcej w XVII wieku, niż w XX najzjadliwsza satyra.
Teatr "Placówka" zdążył dowieść, że nie gustuje w utartych drogach, że woli odkrywać nowe wizje, niż powtarzać wypróbowane schematy. Niewątpliwie w komedii szekspirowskiej czy w Molierze, znalazłby łatwiejsze porozumienie z widownią, która wita każdą nowość jako zaskoczenie. Ale jeżeli przyjmiemy, że zadaniem nowoczesnego teatru jest poszerzanie wiedzy o dorobku dramatycznym różnych krajów i różnych epok, będziemy musieli przyznać, że postępowa obrona przed łatwizną, to pierwszy szczebel rzetelnego wysiłku artystycznego i wychowawczego. Dlatego niemal każda pozycja repertuarowa tego teatru budzi zaciekawienie.
Komedia Lope de Vegi ukazała się na scenie w poetyckim przekładzie Tadeusza Peipera. Wyznawca poezji jako sztuki "pięknych zdań" nie wahał się unowocześnić przekładu; osobiście wolę to od stylizowanej archaizacji, która mogła tu być alternatywą, a która zawsze ma coś z zakalca w chlebie. Z nielicznymi zastrzeżeniami co do niektórych zwrotów, może niezbyt liczących się z interpretacją fraz poetyckich na scenie, wydaje mi się ten przekład doskonały, do dworskiej galanterii barokowej i myśli hiszpańskiej przystosowany. W tym stylu - unowocześnienia obrazu - utrzymana inscenizacja Józefa Wyszomirskiego. Gesty i słowa zestrojone świadomie. Przypominamy sobie niejeden urok molierowski Jouvet'a, ale to nie przeszkadza w uwieńczeniu wybitnie utalentowanego polskiego reżysera. Roztoczyć umiał czarodziejski karnawał na scenie, postaciom - w wykonaniu młodych i ładnych aktorek, młodych i zdolnych aktorów - nadać egzotyczny rysunek trochę lalek, a trochę ludzkich charakterów. Widowisko jest musujące, lekkie - mimo przeszło trzech wieków, które mogły je pokryć pyłem. Wdzięk posiada gra barw w kostiumach i dekoracjach (Otto Axer); muzyka daje tło dyskretnie powściągliwe - temu "rosarium miłości".