Artykuły

Dr hab. Katarzyna Oleś-Blacha: Profesor w La Scali?

- Uwielbiam uczyć i żywię głęboką nadzieję, że moi absolwenci będą wspaniałymi artystami odnoszącymi sukcesy na całym świecie A konkurencja? Liczę się z nią i bardzo ją szanuję. Zawód śpiewaka to profesja dla osób o wielkiej wrażliwości i stalowych nerwach.

Kłaniają się pani sąsiedzi czy omijają szerokim łukiem, bo mają dość wysłuchiwania arii operowych?

- Nie jestem rodowitą krakowianką, więc w czasie studiów i wiele lat po nich wynajmowałam mieszkania w różnych dzielnicach Krakowa. Moi krakowscy sąsiedzi z wielką kulturą i z dużym zrozumieniem podchodzili do mojej profesji, czasami nawet mówili: "Coś się stało, że dziś pani nie śpiewała?". Trafiałam na przyjazne osoby, aczkolwiek starałam się nie nadużywać ich prawa do odpoczynku i spokoju. Ćwiczę najczęściej na uczelni lub w operze, również obecnie, mimo że mieszkam w domu pod Wieliczką. W mojej miejscowości jest wiele wyjątkowych, utalentowanych, pełnych zapału osób, tak że mam nie tylko wyrozumiałych, ale też bardzo pomocnych i serdecznych sąsiadów.

ZACZĘŁAM OD TRZECH OPER

Odtwarzała też pani sąsiadom wykonania wielkich diw, przygotowując się do roli? A może postępuje pani jak Krzysztof Penderecki, który nie słucha muzyki innych kompozytorów, by nie naśladować ich dzieł?

- Rzeczywiście, kiedy otrzymuję propozycję zaśpiewania nowej partii, staram się nie słuchać innych, już istniejących wykonań, by uniknąć odtwórstwa i mimowolnego naśladowania czyjegoś głosu, powielania interpretacji roli bez zgłębienia jej samodzielnie. Oczywiście wychodzę od partytury, a jeśli libretto ma pierwowzór w literaturze czy historii, staram się sięgnąć po teksty źródłowe, tak aby mieć pełny ogląd danej postaci i czasów, w jakich żyła. Natomiast gdy już mam przygotowaną, osadzoną dobrze w głosie rolę oraz pomysł, jak ją zinterpretować, słucham danej partii w wykonaniu sopranistek, które uważam za mistrzynie.

Czyli których?

- Tych, które aktualnie należą do najbardziej znanych i poważanych w środowisku muzycznym i wokalnym, tak jak Anna Netrebko czy Renee Fleming, oraz licznych równie dobrych, choć może mniej popularnych.

Mam też swoje ukochane artystki. Edyta Gruberova to dla mnie wzór pracowitości oraz nienagannej techniki wokalnej, czego najlepiej dowodzi fakt, że w wieku dojrzałym wciąż jest obecna na scenie. Powiem więcej - tworzy niezapomniane kreacje. Moim wielkim pragnieniem jest, aby każda kolejna powierzona mi rola była odczytaniem warstwy muzycznej i literackiej dzieła od nowa, zgodnie z moim wyczuciem stylu i estetyki, aby niosła nowe emocje, subiektywne spostrzeżenia. Chciałabym, aby każda grana przeze mnie postać była moja, prawdziwa, bo tylko wtedy sztuka i artyzm nie są rzemiosłem. Dlatego często słucham nagrań Marii Callas i podziwiam je.

W czasie studiów, zdaje się, nie darzyła pani opery wielką miłością?

- To prawda, ale tak było tylko na początku. Kiedy ku mojemu zdumieniu dostałam się na Akademię Muzyczną w Krakowie z bardzo wysoką pozycją, wyraźnie deklarowałam, że opera nie za bardzo mnie pociąga. Byłam wtedy zupełną ignorantką w dziedzinie wokalistyki i wydawało mi się, że opera jest całkowitym przeciwieństwem tych wartości artystycznych, które mnie wówczas interesowały (muzyka dawna, kameralistyka itd.). Mój profesor, Wojciech Jan Śmietana, przyjął te deklaracje ze spokojem, pytając, ilu wysłuchałam w życiu oper. Odpowiedziałam, że trzech. "To wspaniale - rzekł. - Zaczniemy się ich uczyć". Nie upłynęło wiele czasu, a ta dziedzina muzyki pochłonęła mnie bez reszty. Dokładam jednak wszelkich starań, by do końca mnie nie zdominowała. Jeśli tylko mam okazję, bardzo chętnie sięgam po utwory oratoryjne, kameralne, współczesne. Zwłaszcza pieśni są odskocznią ku innym środkom wyrazu artystycznego, uwrażliwiają, zmuszają do ponownego pochylenia się nad warsztatem wokalnym.

Po sukcesie na konkursie w Kanadzie nie chciała pani zostać na Zachodzie jak niejeden polski śpiewak?

Minęły czasy, kiedy primadonna obrażała się na dyrygenta i wychodziła, trzaskając drzwiami

- Nie będę ukrywała, że czasami taka myśl pojawia mi się w głowie, tym bardziej że w czasie studiów i świeżo po nich miałam kontakty z agencjami artystycznymi na Zachodzie. Tak się jednak złożyło, że nie mogłam się zdecydować na pozostanie na stałe za granicą. Poza tym miałam wiele wspaniałych angaży w kraju. Po studiach trafiłam na okres, kiedy dysproporcja między tym, co naszym śpiewakom oferował Zachód, a możliwościami w Polsce, zaczęła się nieco zmieniać na naszą korzyść. Propozycje składane mi wówczas przez wiodące polskie sceny były dla mnie lepsze pod względem nie tylko finansowym, ale przede wszystkim artystycznym. Ponadto bardzo ważna w moim życiu była i jest rodzina, obecność bliskich osób. Cieszę się, że mieszkam w Polsce, w Krakowie, jestem otoczona życzliwymi ludźmi i jednocześnie (może zabrzmi to nieskromnie) mogę się pochwalić imponującym dorobkiem artystycznym i pedagogicznym. Za powód do dumy uważam wieloletnią współpracę z Operą Krakowską, gdzie mam przyjemność obcować z wieloma osobami, dla których opera jest nie tylko miejscem pracy, ale i pasją życiową. Chciałabym jednak dalej rozwijać swój warsztat i poszerzać horyzonty artystyczne. Jestem otwarta na pracę w nowych miejscach i poznawanie nowych ludzi. Chciałabym jeszcze mieć szansę zmierzenia się z wielkimi scenami operowymi, zwłaszcza że teraz czuję się na to w pełni gotowa.

Teraz ma pani czym się pochwalić na Zachodzie.

- Mam w dorobku prawie 30 ról pierwszoplanowych. Jak na osobę w moim wieku to całkiem dobry wynik. Mój głos miał szansę rozwijać się spokojnie, dojrzewać do kolejnych, coraz trudniejszych zadań wokalnych i aktorskich. Macierzyństwo bardzo ten proces przyspieszyło i nadało mojemu życiu nowy sens. Nie zapominajmy, że głos jest bardzo wrażliwy na hormony, a okres ciąży i porodu ma na jego kondycję zasadniczy wpływ. Po urodzeniu dziecka mogłam sięgnąć po repertuar wymagający większej siły, barwy i skali głosu, intensywniejszej gęstości brzmienia, zwłaszcza w środkowym odcinku skali sopranu. To naprawdę fascynujące, gdy słuchając nagrań sprzed lat oraz tych aktualnych, można się przekonać, jak ewoluuje brzmienie tego niezwykłego instrumentu, jak zmienia się jego barwa i nośność. Jestem przekonana, że wielki wpływ na moje postrzeganie sztuki i wokalistyki miała praca pedagogiczna w Akademii Muzycznej w Krakowie.

WIELCY ARTYŚCI TO WIELKIE INDYWIDUALNOŚCI

Jest pani doktorem habilitowanym. Jeszcze nie tak dawno wystarczyło być wybitnym artystą, by dostać tytuł profesora np. w akademii muzycznej, a dziś przychodzi bronić pracy doktorskiej i habilitacyjnej. To już nauka tak się zbiurokratyzowała?

- Kiedyś faktycznie tak było. Wielu wybitnych profesorów, w tym śpiewaków z ogromnym dorobkiem artystycznym i światową karierą, otrzymywało tytuł profesorski w uznaniu zasług dla kultury polskiej. Po wprowadzeniu nowych przepisów dotyczących stopni i tytułów naukowych, po przystąpieniu polskich uczelni do systemu bolońskiego zasady nadawania tytułu profesora się zmieniły. Pedagodzy prowadzący działalność naukowo--dydaktyczną na uczelniach artystycznych mają obowiązek, podobnie jak to się dzieje w innych szkołach wyższych, przeprowadzić przewód doktorski, a następnie się habilitować. Propozycję asystentury w katedrze wokalistyki otrzymałam, gdy byłam jeszcze studentką. Dydaktyka wokalna od zawsze budziła moją ciekawość. Jako pianistka z dyplomem państwowej szkoły muzycznej II stopnia i dociekliwa studentka śpiewu solowego postanowiłam wykorzystać szansę obcowania ze środowiskiem akademickim i młodymi muzykami. Prędko się okazało, że rozwiązywanie problemów wokalnych powierzonych mi studentów wzbogaciło mój własny warsztat śpiewaczy. Ponadto uczenie śpiewu pogłębiło i w znacznej mierze ukształtowało moje spojrzenie na współczesną wokalistykę, na rolę artysty w dzisiejszym świecie. Przyznaję, że praca nad doktoratem i przygotowanie wniosku habilitacyjnego wymagały dużego nakładu sił i czasu, ale zarazem stanowiły okazję do autorefleksji, zmuszały do zgłębiania teorii przy jednoczesnej analizie praktyki wykonawczej.

Zasiada pani w komisjach egzaminacyjnych oceniających przyszłych studentów akademii. Czy młodzi garną się do opery?

- Wydział wokalno-aktorski jest oblegany przez młodych ludzi, do egzaminów przystępują dziesiątki osób. To konsekwencja tego, co wydarzyło się w Polsce w ostatnich latach. Staliśmy się społeczeństwem, w którym większość uważa, że potrafi śpiewać, tańczyć i gotować... Niestety, często rzeczywistość zmusza nas do zrewidowania tego poglądu. Prawda bowiem przedstawia się nieco inaczej.

To efekt programów telewizyjnych skopiowanych z Zachodu.

- Kandydaci zgłaszający chęć podjęcia studiów wokalnych nie zawsze zdają sobie sprawę z tego, z jaką materią będą mieli do czynienia w akademii muzycznej. Zdarza się, że po wstępnym przesłuchaniu wskazujemy inne obszary działalności wokalnej, estradowej lub aktorskiej niż szeroko rozumiana muzyka klasyczna, operowa, zwana potocznie muzyką poważną. Zadanie, przed jakim staje komisja egzaminacyjna podczas rekrutacji na studia w dyscyplinach artystycznych, wcale nie jest łatwe. W przypadku egzaminu na wydział wokalno-aktorski w trakcie dwóch eliminacji musimy w kilka minut ocenić i wyselekcjonować do dalszej części egzaminów najzdolniejszych, obdarzonych jak najlepszym materiałem głosowym kandydatów na studentów wokalistyki.

Czy przeżyła pani jako członek komisji porażkę, bo nie poznaliście się na kimś, kto gdzie indziej okazał się gwiazdą?

- Niedawno mieliśmy do czynienia z wielkim talentem wokalnym o randze światowej. Wiedzieliśmy o tym, ale mieliśmy ogromny dylemat, czy tej osobie potrzebne są studia wokalne, skoro tak świetnie opanowała warsztat śpiewaczy. Dziś ta osoba ma na koncie wielkie sukcesy i jestem przekonana, że będą następne, którymi będziemy mogli się cieszyć. Nie trzeba ukończyć studiów, aby zajmować się sztuką, to oczywiste. Akademia może być drogą kształcenia artysty. Nie można też zapominać, że wielcy artyści to wielkie indywidualności. W przypadku śpiewaka operowego ta indywidualność pracuje w zespole i umiejętność działania zespołowego jest warunkiem sine qua non dla wokalisty uprawiającego ten gatunek muzyczny. Nie jesteśmy odpowiedzialni tylko za siebie na scenie! Kandydaci na studia wokalno-aktorskie muszą się cechować odpowiednimi predyspozycjami psychicznymi i dobrze sobie radzić ze stresem. Zawód śpiewaka nie jest profesją dla słabych psychicznie. To zawód dla osób o wielkiej wrażliwości i jednocześnie stalowych nerwach.

Z UCZENNICAMI NA SCENIE

Byłaby pani za badaniem psychologiczno-psychiatrycznym kandydatów?

- Tak, uważam to za pomysł godny rozważenia. Być może pewnego dnia będzie to standardowa procedura. Argumentem za przeprowadzaniem odpowiednio skonstruowanego psycho-testu jest fakt, że często właśnie mała odporność na stres, brak umiejętności radzenia sobie z tremą i zaburzenia w relacjach interpersonalnych uniemożliwiają naukę śpiewu lub pracę w zawodzie śpiewaka.

Mówi się, że depresja u artystów jest jednym z delikatniejszych schorzeń.

- Depresja jest chorobą cywilizacyjną, ale nadwrażliwość artystów sprzyja chorobom poważniejszym niż depresja. Dzisiejszy świat artystyczny jest niezwykle bezwzględny i odrzuca osoby, których zachowanie odbiega od ogólnie przyjętych zasad. Ostra konkurencja narzuca twarde zasady gry. Każdy dyrygent czy dyrektor teatru chce pracować z otwartymi, nieprzysparzającymi problemów artystami. Minęły już czasy, kiedy primadonna obrażała się na dyrygenta i wychodziła, trzaskając drzwiami. Nawet największe gwiazdy nie pozwalają sobie na takie zachowania.

Bo wiedzą, że szybko znajdzie się kilka innych, które tylko czekają, by zająć ich miejsce w hierarchii śpiewaków?

- Można tak powiedzieć, szczególnie że dziś trudno o gwiazdy, które poziomem przewyższają inne o kilka klas. We współczesnym, dobrym teatrze operowym poziom artystyczny i wokalny śpiewaków jest bardzo wyrównany. Wszechobecna konkurencja wyśrubowała perfekcjonizm wykonania, a niezliczone, wspaniałe i doskonałe pod względem jakości nagrania płytowe ową tendencję w prezentacjach artystycznych jeszcze ugruntowują.

Kiedy uczeń albo uczennica przejmuje role swojego nauczyciela, jest to największy sukces pedagoga czy sygnał, by kończyć karierę?

- Kończyć karierę? Dlaczego? Niejednokrotnie miałam wielką przyjemność śpiewania na scenie z moimi uczennicami. Na przykład w przedstawieniu "Orfeusz i Eurydyka" ja grałam Eurydykę, a moje uczennice Monika Korybalska-Kozarek i Agata Widera-Burda kreowały Orfeusza i Amora. Takie spektakle dostarczają mi wielu wzruszeń. Wspaniale też było usłyszeć pochwałę z ust maestra: "Świetnie we trzy brzmicie". Kiedyś mój profesor zapytał mnie, czy jestem gotowa na to, by moi wychowankowie śpiewali lepiej ode mnie. Odpowiedziałam mu, że tego właśnie oczekuję. Na tym, w moim odczuciu, polega rola nauczyciela. Droga prawdziwego Mistrza. Może to górnolotnie powiedziane, ale prawdziwe. W swojej pracy dzielę się nie tylko wiedzą, jaką zdobyłam podczas studiów i po ich ukończeniu, ale również doświadczeniem scenicznym i wiedzą nabytą podczas wieloletniej praktyki. Tym samym moi wychowankowie na początku drogi artystycznej są bogatsi o moje doświadczenia. Przynajmniej teoretycznie. Oczywiście nawet najwybitniejszy pedagog, podobnie jak rodzice, nie zdoła ochronić swojego "dziecka" przed popełnieniem błędów...

Naprawdę nie boi się pani konkurencji ze strony uczennic?

- A dlaczego miałabym się bać? Uczę najlepiej, jak potrafię. Jestem dumna ze swoich absolwentek. Zawsze przekazuję wszystko, co wiem na dany temat. Co więcej, studenci mają niejednokrotnie okazję sprawdzić, jak moja metoda nauczania śpiewu sprawdza się w praktyce. Często zapraszam na swoje spektakle i koncerty uczniów. Myślę, że taka konfrontacja bywa nieraz skuteczniejsza niż kilka intensywnych lekcji w klasie. Uważam, że dla każdego dobrego śpiewaka znajdzie się miejsce, gdzie będzie mógł rozwijać talent, ponieważ nie ma dwóch takich samych głosów ani dwóch takich samych osobowości. Oczywiście spodziewam się, że wychowam uczennice, które będą dla mnie realną konkurencją, bo będą śpiewać role wykonywane także przeze mnie, ale nie uważam, aby mogło to stanowić problem. Zdaję sobie sprawę, że za jakieś sto parę lat przestanę grać amantki, bo nie będzie uchodziło, aby dojrzała artystka śpiewała rolę dzierlatki. Charakteryzacja może sprawić cuda, ale z pewnymi partiami trzeba będzie się pożegnać. A tak poważnie - uwielbiam uczyć i żywię głęboką nadzieję, że moi absolwenci będą wspaniałymi artystami odnoszącymi sukcesy na całym świecie A konkurencja? Liczę się z nią i bardzo ją szanuję. Pozdrawiam jednocześnie moje wspaniałe koleżanki po fachu!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji