Uroki wariactwa
Gdzież te czasy, kiedy zmagający się z całym światem poeta, wznosił się nieludzkim wysiłkiem w rejony nadwrażliwości, by wylądować w końcu w zakładzie dla obłąkanych. Dziś, poeci urzędują, przedstawiają pozycje w repertuarze, grają w "sześćdziesiąt sześć" dojeżdżając na popłatne posady - stabilizują się cieleśnie, a myśl...? Już "nie ulata" wysoko, już nie brzmi w wysokich rejestrach, już się koślawi i z trudem sili na esprit, będący w dodatku tylko grzechotaniem dawno przebrzmiałych fraz. Cóż począć, nie ma już obłąkanych poetów, wyginęli i trzeba ich szukać aż tam, gdzie realia są kreowane mniej lub więcej dowolnie, w relatywnej rzeczywistości sceny teatralnej. Zresztą może to i dobrze, że tylko tam azyl znaleźli. Kto dziś w czasach alkoholowej nietolerancji zareagował by sympatycznie na podpitego poetę improwizującego poemata nad kieliszkiem mocnego trunku, podlegającego obostrzeniom ustawy antyalkoholowej? Ano nikt. Co gorsza delikwenta odstawić trzeba by "tam gdzie trzeba" - pił przecie przy pracy!
Żarty na bok. W "Wariacie i zakonnicy" Witkacego na Małej Scenie tarnowskiego teatru od niedawna obserwować możemy niemal kliniczny przypadek młodego - i naturalnie zdolnego - twórcy, którego przedawkowanie metafizycznych odczuć i... używek wepchnęło wprost w ramiona obłędu. Nad owym geniuszem pióra znęcają się dwaj medycy, psychopatyczne typy reprezentujące krańcowo różne zapatrywania na istotę psychicznej dewiacji oraz metody jej prostowania. Doktor Burdygiel (Jerzy Ogrodnicki) - to tradycjonalista operujący chloralem i morfiną, zaś Doktor Gruń - to zwolennik nowego porządku w naukach psychiatrycznych: rozszyfrowuje kompleksy (trzeba pamiętać, że "Wariata" przygotował mistrz Stanisław Ignacy niemal w ćwierć wieku po "Marzeniu sennym" i w osiem lat po "Wstępie do psychoanalizy" Freuda). I tyle by można wedle gustów niektórych powiedzieć o tej nowej próbie okiełznania na scenie nie najlepszej przecież ze sztuk Witkiewicza, gdyby nie zaskakujący fakt, że "Wariat i zakonnica" to w Tarnowie wydarzenie sezonu.
Julia Wernio zrealizowała "Wariata..." w konwencji, która w odniesieniu do sztuk Witkacego nie była nigdy modna. Jest to konwencja konsekwentnego grania tekstem i* podług wskazówek autora. Bez udziwnień i nadinterpretacji, będących w istocie masakrą Witkacego i zasłoną dymną, za którą czai się bezmyślność reżysera. Na scenie Solskiego obracamy się więc w kręgu realności - jeśli tak można powiedzieć; zwyczajny jest kaftan bezpieczeństwa i łóżko pożyczone wprost ze szpitalnego oddziału. To uczucie realności zakłóca czasem tylko drobny szczegół - niekonwencjonalny drobiazg czy też kołatka budząca Mieczysława Walpurga (Bohdan Graczyk).
Sfera "działań metafizycznych" - tak ważna dla Witkacego - przenosi się więc z gry rekwizytów i dekoracji na teren wyznaczamy grą aktorów. Ci zaś prezentują pozbawiony ciągotek do autoparodiowania, stosowania rozmaitych min i gestów komicznych styl interpretacji, budując role - ściśle według zaleceń reżysera. W rezultacie "Wariat..." zagrany niemal realistycznie, zawiera równocześnie w sobie elementy burzące realność ową świata, elementy decydujące przy tym o niepowtarzalności wrażenia, które spektakl pozostawia na widzu. Uzyskanie wyjątkowości wrażenia było ważnym celem, ku któremu Witkacy kierował przyszłych inscenizatorów swych dzieł, stąd końcowy efekt spotkania aktorów z widzami należy uznać za sukces autorów tarnowskiego "Wariata i zakonnicy". Jest to sukces tym bardziej istotny, że swe aktorskie oblicze pokazują po raz pierwszy w dojrzały sposób: Roma Warmuz (Siostra Barbara) - uczestnicząca w grze wtedy nawet, gdy pozostaje w tle, czego dotąd nie udało jej się osiągnąć w żadnej z ról i Wiesław Sokołowski, brawurowo wykonujący zadania demistyfikacji kompleksów Bohdana Graczyka, który porzuciwszy pozę, gra Walpurga jakby naturalnie, bez napięcia spychającego go w sztuczność słów i gestów. Budująca wraz z nim akcję sztuki Elżbieta Bielska-Graczyk (siostra Anna) prezentuje swe najważniejsze atuty - umiejętność błyskawicznego oblekania się w nową osobowość i rzadką zdolność zabawy na scenie. Dobrą rolę Dr. Burdygiela tworzy Jerzy Ogrodnicki. Zatem "Wariat i zakonnica" - to również aktorsko najlepsza propozycja Teatru Solskiego w mijającym sezonie.