Bramy raju
Już samo przybycie na spektakl przysparza wielu emocji. Wędrujemy oto plątaniną długich korytarzy Teatru Wielkiego, normalnie niedostępnych publiczności, bowiem stanowiących kulisy tej wielkiej "fabryki" sztuki. Prowadzą nas po nich drogowskazy z magicznym hasłem "Bramy Raju", które dla każdego wypełnione być może nieco odmiennym sensem. Kres naszej wędrówki wyznacza duża scena Teatru Wielkiego, na której uczestniczyć będziemy, wraz z aktorami-śpiewakami, w specyficznym pielgrzymowaniu - w krucjacie.
Ten uświęcony przez Kościół sposób wojowania z niewiernymi i zdobywania Ziemi Świętej sięga w swej historii aż XI wieku. Pierwsza krucjata, ogłoszona przez papieża Urbana II po zakończeniu synodu w Clermont, została podjęta w latach 1096- 1099. Silnie przetrzebione szeregi uczestników wojennej pielgrzymki dotarły do Jerozolimy i po parotygodniowych bojach zdobyły miasto. Na opanowanych terenach utworzono Królestwo Jerozolimskie, całkowicie podległe papiestwu. Drugą krucjatę (1147-1149) podjęto w obronie, zagrożonych ze strony emiratów tureckich i Egiptu Królestwa Jerozolimskiego. Poniosła ona jednak klęskę, skutkiem czego Królestwo straciło swą niezależność. W wyniku trzeciej krucjaty (1189-1192), zorganizowanej pod wodzą cesarza Fryderyka Barbarossy, króla francuskiego Filipa Augusta i Ryszarda Lwie Serce - króla angielskiego, odzyskano jedynie pas wybrzeża. Rezultatem czwartej krucjaty (1202-1204) było zdobycie Konstantynopola i utworzenie cesarstwa łacińskiego.
W 1212 roku zorganizowano krucjatę dziecięcą, bowiem wierzono, iż szczerość i niewinność dzieci zdoła pokonać niewiernych i pomoże w odzyskaniu Jerozolimskiego Królestwa. Niestety, nadzieje okazały się bezpodstawne - większość uczestników zginęła lub dostała się do niewoli.
Właśnie ta, jakże przejmująca w swej wymowie, krucjata stała się głównym motywem powieści Jerzego Andrzejewskiego "Bramy Raju". Autor dokonał zabiegu wielce ryzykownego. Odarł tę szczególną krucjatę z atmosfery religijnego uniesienia i zwykle towarzyszącego tego typu wydarzeniom fanatyzmu ideowego. Fakt ten wydaje się tym bardziej drastyczny, że uczestnikami krucjaty były same dzieci, w których szczerość, prostolinijność i ufne oddanie nie sposób wątpić. Jeśli już dzieci są na tyle zakłamane, by ukrywać swe prawdziwe uczucia, by przedstawiać je w fałszywym, religijnym kontekście, to czy w ogóle możliwe jest istnienie człowieka oddanego jakiejś idei bezinteresownie? Czy więc ludzie zdolni są do tego, aby "ślepo", bez żadnych namacalnych dowodów, w coś wierzyć, czy są w stanie ponieść ofiary dla mało konkretnej, iluzorycznej, pozaracjonalnej idei?
Równocześnie budzi się wątpliwość, czy ci wszyscy podpisujący się gorąco, bez żadnych oporów, pod wszystkimi dogmatami wiary, to nie zimni faryzeusze myślący tylko o sobie, pragnący po dostatnim życiu tu, na Ziemi, zapewnić sobie równie pomyślną egzystencję w tym drugim, idealnym świecie.
Wiele tego typu refleksji rodzi się pod wpływem powieści Andrzejewskiego i dramatu muzycznego Joanny Bruzdowicz, którego libretto jest bardzo wierne pierwowzorowi literackiemu.
"Wydawało mi się, że wszystkie te dzieci nie mają imion. A przecież pewnem jest, że Pan Nasz Jezus Chrystus ukochał je nad innych ludzi. Zapełniały drogę jak rój białych pszczół. Nie wiem, skąd szły. Byli to maleńcy pątnicy. Miały kostury z leszczyny lub z brzeziny. Na ramieniu każde miało krzyż, a krzyże te były kilku kolorów. Widziałem zielone, które pewnie były zrobione z liści zeszytych. Są to dzieci zdziczałe i ciemne. Wędrują błędnie, nie wiem ku czemu. Mają wiarę w Jeruzalem". Tak opowiada goliard w "Krucjacie dziecięcej" Marcelego Schwoba, utworze napisanym w 1896 roku, który stał się bezpośrednią inspiracją artystyczną dla Andrzejewskiego. Okazuje się jednak, że ta wiara w Jeruzalem jest tylko pozorna. W czasie spowiedzi kolejne dzieci przyznają się do zupełnie innych motywacji, które skłoniły je do długiej i uciążliwej wędrówki. Żadne z dzieci nie podąża do Jeruzalem z miłości do Jezusa, lecz kieruje nimi czysto ziemska, cielesna, często występna miłość. Ta straszna, ale jakże ludzka prawda nakazuje spowiadającemu mnichowi powstrzymać wyruszenie krucjaty. Mija się ona przecież z celem, a przynieść może wiele ofiar. Jest jednak za późno - dzieci, pod wodzą swego przewodnika, zdecydowane są pokonać wszelkie przeszkody, byle tylko brać udział w tej pielgrzymce marzeń i często prywatnych namiętności.
W "Bramach raju" Joanny Bruzdowicz, mimo iż utwór określony jest terminem dramat muzyczny, muzyka odgrywa wyraźnie drugoplanową rolę, chciałoby się powiedzieć, pokornie służebną wobec słowa. Warstwa dźwiękowa tworzy tło dla rozgrywających się wydarzeń, maluje atmosferę, w jakiej rodziła się i przebiegała ta najdziwniejsza ze wszystkich krucjat. Celowi temu służą: śpiew chóralny - nader charakterystyczny dla zbiorowego wędrowania, śpiew solowy - podstawowy współczynnik przekazywania treści, konfidencjonalny szept, przerażający krzyk, a także muzyka instrumentalna wytwarzana tradycyjnie - przez instrumenty orkiestrowe i przy udziale środków elektronicznych. Ten specyficzny, akustyczny świat zdecydowanie pomaga w emocjonalnym przeżyciu tekstu. Temu celowi podporządkowana jest także reżyseria przedstawienia. Po dotarciu do sceny Teatru Wielkiego publiczność zostaje wciągnięta w samo centrum rozgrywającej się akcji. Dzięki nowoczesnemu zapleczu technicznemu odwiedzamy, wraz z aktorami, kolejne miejsca, z których wywodzą się uczestnicy krucjaty. Razem z nimi przeżywamy najistotniejsze dla nich wydarzenia, co sprawiła, że łatwiej być może odkryjemy pobudki kierujące ich postępowaniem. W spektaklu uległ zatarciu podział na wykonawców i widzów, co nie jest żadną nowością w teatrze dramatycznym, lecz w teatrze operowym zdarza się niezwykle rzadko.
Oczywiście są to wszystko tylko środki mające uatrakcyjnić oglądane przedstawienie. Najistotniejszym jego elementem, siłą sprawczą i głównym celem, jest natomiast tekst. Tekst tak bogaty myślowo, tak głęboki emocjonalnie, iż zawsze musi skłaniać do różnych przemyśleń i wieloznacznych interpretacji.