Groza i groteska
Premiera - zarazem pierwsze w Polsce muzyczne przedstawienie "Mistrza i Małgorzaty" Rainera Kunada do libretta według doskonale znanej w Polsce książki Bułhakowa w Teatrze Wielkim w Warszawie jest przedstawieniem śmiałym, choć wcale nie ryzykownym.
Można dyskutować, czy kompozytor i librecista (HEINZ CZECHOWSKI) dokonali najbardziej właściwego wyboru uwypuklając te, a pomijając inne wątki z tak rozbudowanej i wieloznacznej powieści radzieckiego pisarza. Trzeba jednak przyznać, że dzięki polskim realizatorom, spektakl broni się jako całość. Przebieg akcji nawet ludziom nie znającym literackiego pierwowzoru wydaje się dość czytelny. Partię orkiestrową dopracowano bardzo starannie, a motywy fantastyczne, dzięki wspaniałej oprawie scenograficznej ANDRZEJA MAJEWSKIEGO i doprawdy niemal nieograniczonym możliwościom technicznym sceny Teatru Wielkiego w Warszawie, znalazły w pełni swój bajkowy i malarski wyraz. Małgorzata unosząca się na miotle, nietoperze śmierci, groza i groteska...
ROBERT SATANOWSKI - kierownik muzyczny i MAREK GRZESIŃSKI - reżyser, powierzyli obie obsady spektaklu przede wszystkim młodym śpiewakom, którzy nie zawiedli. W pierwszej obsadzie śpiewają bardzo refleksyjny Mistrz - Krzysztof Szmyt i pełna temperamentu Małgorzata - Jadwiga Stępień. Udowodnili oni, iż rzeczywiście są już artystami mającymi wiele do powiedzenia i wyśpiewania na wielkiej scenie tego teatru. Para, Pustelak - Bargiełowska są już artystami rutynowanymi, co dodało ich Mistrzowi i Małgorzacie innego rodzaju walorów, wzruszający i pełen wyrazu Jezus Ryszarda Cieśli, dramatyczny Mateusz Marcina Rudzińskiego, Frieda Ewy Gawrońskiej (cóż za wspaniałe możliwości głosowe!) estetyczne i drapieżne choć zupełnie różne czarownice Grażyny Ciopińskiej i Małgorzaty Szmidt, Fagot Bogusława Morki i Jacka Parola, Kocur Wiesława Bednarka, to postacie również warte zapamiętania niezależnie od momentu ich ukazywania się i wielkości roli. Dzięki Jerzemu Artyszowi zrozumieliśmy postawę Poncjusza Piłata.
Na pierwszym spotkaniu premierowym 30 maja podziwialiśmy i zarazem współczuliśmy Jerzemu Ostapiukowi, któremu niedyspozycja głosu prawie przekreśliła premierowy występ w tak ważnej roli Wolanda, Ostapiuk dotrwał do końca z pomocą mikrofonu. Dopiero nazajutrz chorego artystę zastąpił Marek Wojciechowski, obsadzony poprzedniego dnia w partii Bezdomnego.
Niezwykle istotną rolę w tym przedstawieniu odgrywa słowo. To prawda, że artyści mocno pracowali nad tym, aby docierało ono do słuchaczy. Niestety reakcja publiczności na obu spektaklach świadczyła, że wiele niuansów, groteskowych sytuacji, podtekstów po prostu przepadło. Tak więc, na wszelki wypadek przed pójściem do Teatru Wielkiego lepiej odświeżyć sobie "Mistrza i Małgorzatę" w książkowym wydaniu. Bowiem to przedstawienie warto zobaczyć.