Sny o przeszłości
W obecności wielkiej rosyjskiej śpiewaczki Galiny Wiszniewskiej i francuskiego kompozytora Marcela Landowskiego w poznańskim Teatrze Wielkim odbyła się w niedzielę polska premiera "Galiny" - opery osnutej wokół wątków zaczerpniętych z pamiętników artystki.
Rzeczywistość sowieckiej Rosji przedstawiona została tu z wykorzystaniem całego sztafażu komunistycznych symboli, znaków i zachowań. Swoją okrutną wymową zaświadczały one o strasznych, na szczęście minionych, czasach.
Opera polityczna
W roku 1974 Galina Wiszniewska, solistka Teatru Bolszoj, i jej mąż, legendarny wiolonczelista Mścisław Rostropowicz opuścili Związek Radziecki. Kariery artystyczne obojga artystów we własnym kraju nie mogły się rozwijać. Utrudniano im wyjazdy, kontrakty, występy. Największą ich "winą" było udzielenie gościny dysydentowi Aleksandrowi Sołżenicynowi po jego powrocie z łagru.
Autobiografia Wiszniewskiej "Historia mojego życia" ukazała się przed 15 laty. Od tego czasu została przetłumaczona na wiele języków, po upadku ZSRR wydano ją także w Rosji (w Polsce książka ukaże się prawdopodobnie na jesieni). Marcel Landowski na podstawie memuarów śpiewaczki stworzył libretto i muzykę do "Galiny" - opery na wskroś politycznej. Pierwszy raz pokazano ją w Operze Lyońskiej w roku 1996. Poproszony o poprowadzenie tamtego przedstawienia Rostropowicz odmówił. "Nie mogę dyrygować własnym życiem" - powiedział.
Życie wraca w snach
Poznańską "Galinę" Marek Weiss-Grzesiński zrealizował w konwencji snu. Konwencji bardzo teatralnej, która umożliwia zmienność czasu i miejsca oraz równoległe poprowadzenie różnych wątków - co nadaje operze płynną i atrakcyjną scenicznie formę. Galina, żegnając na dworcu kolejowym odjeżdżającego Rostropowicza, w kolejnych snach-scenach przypomina sobie swoje losy.
Widzimy więc Galinę-dziecko, która potrafi śpiewać tylko dwa "kawałki".
Z przejęciem i na baczność wykonuje pieśń o Stalinie - a z manierą podrzędnej szansonistki interpretuje "Oczi cziornyje". Jest świadkiem deportacji zesłańców na Sybir, słyszy strzały, widzi zakrwawione ciała. Przypomina sobie okrutnego ojca-czekistę, który zapiera się Boga, opowiadając się za wiarą w Lenina. W kolejnym marzeniu sennym dziewczynka wspomina babcię, dzięki której przeżyła blokadę Leningradu, widzi jej śmierć w płomieniach. Inny sen - już dorastającej i coraz piękniej śpiewającej Galiny - opowiada o zrealizowanych marzeniach artystycznych. Po przesłuchaniach w Teatrze Bolszoj dziewczyna uzyskuje angaż. Jednak warunkiem jest wypełnienie obszernego kwestionariusza, w którym aż roi się od pytań o przodków, poglądy, przeszłość i teraźniejszość. Galina, uznana śpiewaczka reżimu, występuje dla Stalina, częstego gościa Bolszoj. Jest też świadkiem jego śmierci i głębokiej żałoby po Ojcu Narodu. Wśród snów bohaterki znajdują się także wspomnienia budzącego się uczucia do Mścisława Roztropowicza i ich wspólnego życia. Oboje coraz silniej odczuwają pęta systemu komunistycznego. Władze nie uznają artystów. O wybitnych rosyjskich twórcach, takich jak Babel, Mandelsztam, Szalapin, Szostakowicz - mówi się, że to zdrajcy. W Galinie i Mścisławie dojrzewa myśl o wyjeździe, ponieważ "nikt nam nie może pomóc i nawet muzyka nas opuściła".
Opera z rozmachem
Poznański spektakl, zrealizowany z wielkim rozmachem inscenizacyjnym (scenografia - Boris F. Kudlicka, kostiumy - Ryszard Kaja), to przede wszystkim świetny teatr. Znakomite są sceny zbiorowe, np. ukrzyżowanie obrońcy cerkwi, scena z teatrzyku objazdowego, pogrzeb Stalina. Pięknie dopracowano detale teatralne - mnie szczególnie podobała się lekcja śpiewu i animacji lalek w śnie przypominającym babcię.
Mniej zachwytów wzbudzili główni bohaterowie opery - zbyt mało dramatyczna Galina Ewy Iżykowskiej oraz za bardzo "wesołkowaty", a nawet dobroduszny oficer KGB, prześladowca Wiszniewskiej - Bogusław Szynalski. U obojga śpiewaków dużą przeszkodą w przekonaniu słuchaczy do swoich postaci była absolutnie nieczytelna dykcja.
Wielkim talentem błysnęła Agnieszka Kozłowska, świetnie czująca i scenę, i graną postać. Na pochwałę zasłużył kapitalny w roli odmieńca kontratenor Tomasz Raczkiewicz (któremu reżyser mógł jednak darować na koniec gest obnażenia się). W niemej roli Rostropowicza bardzo dobrze wypadł wiolonczelista Tomasz Lisiecki - ukazał kunszt instrumentalny na wysokim poziomie.
Muzyka Landowskiego, trudna wykonawczo i niełatwa w odbiorze, dopasowana jest do dramatycznych treści fabuły. Poszczególne postacie obdarzone są motywami przypominającymi narrację opowieści z narracją muzyczną. Atrakcyjne i wzbogacające są cytaty i nawiązania do dzieł innych kompozytorów - Musorgskiego, Prokofiewa, Szostakowicza, a także Schumanna, Pucciniego i Verdiego. Kierownikowi muzycznemu Marcinowi Sompolińskiemu należą się duże brawa za przygotowanie warstwy dźwiękowej.
"Galina" to opera o olbrzymim ładunku emocji - pełna dramatyzmu opowieść o okrutnych, nie tak dawnych latach. Nie wszyscy zapewne będą chcieli sobie o nich przypomnieć. Ci, którzy do Teatru Wielkiego się wybiorą, przeżyją kilka godzin z dziełem, od którego długo nie można się uwolnić.