Śmiech
Jaki śmiech rozlega się na widowni warszawskiego Teatru Dramatycznego w trakcie przedstawiania "Czarnej komedii" Petera Shaffera z Wiesławem Gołasem, Janiną Traczykówną, Ryszardą Hanin, Czesławem Kalinowskim, Wojciechem Pokorą i Danutą Szaflarską w głównych rolach? Jest to śmiech (przepisuję ze "Słownika frazeologicznego języka polskiego" Stanisława Skorupki, Wiedza Powszechna, Warszawa 1968, tom 6, str. 305): afektowany, bezmyślny, bezwstydny, chrypliwy, ciągły, diabelski, długi, długotrwały, donośny, drażniący, dziecinny, dziki, dźwięczny, figlarny, frenetyczny,gardłowy, głośny, głupi, głupkowaty, głupowaty, gromki, gwałtowny, hałaśliwy, histeryczny, homeryczny, huczący, huczny, idiotyczny, ironiczny, jadowity, konwulsyjny, lekki, łobuzerski nagły, naturalny, nerwowy, niefrasobliwy, nienaturalny, nieopanowany, niepohamowany, niepowstrzymany, niski, obłąkany, obraźliwy, ogólny, ostry, perlisty, piekielny, pijacki, piskliwy, porywający, przeciągły, przenikliwy, przeraźliwy, przykry, pusty, radosny, rechoczący, rechotliwy, rozgłośny, rubaszny, sardoniczny, sarkastyczny, serdeczny, spazmatyczny, sprośny, srebrny, srebrzysty, stanowczy, straszliwy, straszny, swawolny, szaleńczy, szalony, szatański, szczery, szczęśliwy, szelmowski, szeroki, szyderczy, szyderski, tubalny, wesoły, zaraźliwy, zjadliwy, zdrowy, zmysłowy. Opuściłem tylko następujące przymiotniki: bolesny, cichy, dyskretny, gorzki, nieszczery, powściągliwy, przytłumiony, sztuczny, wymuszony, zduszony, zdławiony i zły - ponieważ one się tu nie stosują. Rzeczy to niebywałe. Widownia wprost tarza się po dywanach zaścielających podłogę teatru, opuszczając wygodne fotele. Jest to przedstawienie, którego nie należy polecać wycieczkowiczom z prowincji, pragnącym zdjąwszy piekące kamasze pokrzepić się w teatrze drzemką po dniu bogatym we wrażenia turystyczne z warszawskiej Starówki. Nie zmrużą oka. Nieustanny śmiechu atak, akompaniament, grzmot, kaskada, paroksyzm, poryw ryk, salwa, wybuch towarzyszy każdemu słowu aktorów. Co tu mówić o słowach? Są w tym przedstawieniu kilkunasto-minutowe partie akcji, kiedy nie słychać ani jednego słowa, bo widownia śmieje się bez przerwy. Podobno ginie w tym tumulcie kilka ładnych opowiadań, parę dobrych dowcipów. Ale jakaż na to rada, skoro właśnie w tym czasie Wiesław Gołas wykonuje swą popisową scenę wynoszenia krzeseł z salonu. Wynosi krzesła po ciemku (korki wysiadły), w tajemnicy przed gośćmi, którzy się na nich rozsiedli. Trudno sobie wyobrazić, kto tego nie widział, ile w tej scenie żywiołowego dowcipu, ile cyrkowego (w najlepszym znaczeniu tego słowa), farsowego, komediowego mistrzostwa Wiesława Gołasa. W tej scenie, i w całym przedstawieniu. Obsypać pochwałami należy także Wojciecha Pokorę i Czesława Kalinowskiego, którzy w tym "samograju" (jak się to mówi) przy zrozumiałym, a tak dla aktora niebezpiecznym ciągłym aplauzie widowni grają z godną podziwu dyskrecją, godnością i kulturą. A pogratulować trzeba Janinie Traczykównie, Ryszardzie Hanin i Danucie Szaflarskiej, które miały może mniejsze pole do popisu, ale swoim udziałem wywarły znaczny wpływ zarówno na dowcip, jak i wdzięk przedstawienia. Pod koniec przedstawienia godnie wystąpili Stanisław Gawlik i Jarosław Skulski. W bardzo ładnej dekoracji projektu Xymeny Zaniewskiej-Chwedczukowej wyreżyserował spektakl młody adept tego zawodu Piotr Piaskowski, który ma na swoim koncie już dwie udane pozycje w tymże Teatrze Dramatycznym: "Noc cudów" Gałczyńskiego i "Wowro" z Siemionem jako opowiadaczem. "Czarna komedia" potwierdza najlepszą opinię, jaką już sobie zyskał Piotr Piaskowski i zapowiada najlepszą przyszłość dla niego i dla nas. Dla nas - bo nikomu tak bardzo jak widzom nie zależy na dobrym teatrze. Wypadałoby starym zwyczajem napisać parę słów o treści, sensie, wymowie ideowej lub społecznej przedstawienia, o którym mowa. Niestety, nie da się rzec ani jednego słowa w tej sprawie. Jest to niewątpliwie sztuka zupełnie pozbawiona jakiejkolwiek "wymowy" i wszelkie próby uszlachetnienia jej określeniami typu "wnikliwa psychologicznie" lub "demaskatorska antymieszczańsko" trafiają jak kulą w płot Shaffer próbuje wprawdzie pod koniec sztuki ustami Clea (Danuta Szaflarska) nabajdurzyć nieco na poważniejsze tematy, ale osiąga tylko tyle, że przez kilka minut jest mniej wesoło i mamy takie uczucie, jakby nasza wartko płynąca z prądem łódka nagle zaczęła szorować o muliste dno. Na szczęście Shaffer w tym mule nie ugrzązł i z gazem komedię skończył. Nie szukajmy więc myśli w "Czarnej komedii", bo jej tam nie ma. Lecz ta bezmyślność jest przemyślana. I to w tym wesołym przedstawieniu jest najmniej śmieszne.