Artykuły

Mała scena i mała przypowieść o miłości w wielkim mieście

"Mgnienie" Phila Portera w reż. Adama Sajnuka w Teatrze Polonia. Pisze Anna Czajkowska w portalu Teatr dla Was.

Na kameralnej scenie Teatru Polonia, o wdzięcznej i zarazem intrygującej nazwie Fioletowe Pończochy, można zobaczyć kolejny udany spektakl w reżyserii Adama Sajnuka. Sajnuk, który ma wyjątkowo szczęśliwą rękę do kameralnych, niewielkich inscenizacji, tym razem sięga po dwuosobową sztukę "Mgnienie" ("Blink"), autorstwa Phila Portera. Brytyjski dramatopisarz, autor scenariuszy telewizyjnych i librett wspomina, że opisana przez niego historia "pewnego dnia po prostu pojawiła się w jego głowie". Początkowo myślał o psychologicznym thrillerze, którego bohaterem jest maniakalny prześladowca, śledzący młodą dziewczynę. Dość szybko zmienił koncepcję, dzięki czemu powstał tekst o samotności w wielkim mieście, poczuciu izolacji i zagubienia w dobie internetu, portali społecznościowych, na których ludzie próbują znaleźć namiastkę uczuć. Otoczeni mediami elektronicznymi, smartfonami, IPodami, nieco bezradni i przytłoczeni życiem metropolii młodzi ludzie, przepełnieni tęsknotą za prawdziwą, niewirtualną miłością, szukają jej w zwykłej codzienności. Adam Sajnuk, nie po raz pierwszy zresztą, pokazuje na scenie outsiderów, bohaterów nieprzystosowanych, trochę innych niż cała reszta zwariowanego, gnającego w pośpiechu społeczeństwa. Nie pasują do drużyny korposzczurów, zapatrzonych w ekrany laptopów, a przez swoją prostotę, szczerość i wrażliwość czują się samotni. Bardzo cenię reżysera "Kompleksu Portnoya" właśnie za to znakomite wyczucie psychologii i charakteru takich bohaterów-odmieńców, "uczuciowców", próbujących walczyć z alienacją oraz spełniać proste, ludzkie marzenia. Z dużą wrażliwością i zrozumieniem kreśli ich sylwetki, zdobywając uznanie coraz szerszej publiczności.

Jonasz i Sophie, bohaterowie "Mgnienia", dobrze wspominają swoje dzieciństwo. Obydwoje spędzili je otoczeni opieką bliskiej osoby, jej miłością, która jest najważniejsza w zapewnieniu dzieciom poczucia bezpieczeństwa i spokoju. Chłopiec swe szczenięce lata przeżył na wsi, we wspólnocie religijnej. Po śmierci matki wyjeżdża do Londynu, by tam szukać swego miejsca na ziemi i spełnić marzenia. Dziewczyna, wychowana na Isle Of Man oraz w stolicy, opowiada o swoim ukochanym ojcu. Kiedy jej tata umiera na raka, zostaje sama. Oboje otoczeni przez ludzi, żyją własnym życiem, dotkliwie poznając czym jest samotność w tłumie. Historia "niewidzialnej" Sophie, która dzięki elektronicznej video niani i ciekawości mieszkającego pod nią Jonasza - trochę niezdarnego, nieśmiałego, bezinteresownego i pogodnie nastawionego do życia młodzieńca - pragnie stać się mniej przezroczysta, wcale nie jest banalna. Nie ma w niej nic z cukierkowej słodyczy miłosnych historii, choć Adam Sajnuk prezentuje widzom rodzaj komedii romantycznej. Przedsięwzięcie ryzykowne, ale doświadczony reżyser wie, kiedy powiedzieć "stop", by nie przesadzić.

Treść sztuki jest dość zaskakująca, podobnie jak jej konstrukcja. Początkowo wysłuchujemy dwóch niezależnych monologów, przeplatających się, biegnących równolegle, ale z dala od siebie. Jonasz i Sophie. W labiryncie wielkiej londyńskiej metropolii, symbolicznie przedstawionej na malutkiej, obrotowej scenie, toczy się rodzaj przypowiastki. To niewielka historia z rodzaju tych, których mnóstwo możemy zobaczyć w internecie. Krótkie mgnienie pośród innych filmów w sieci. Autor przekonuje widza, iż warto zatrzymać się przy niej na dłużej. W swym miniaturowym scenicznym dramacie pokazuje, iż prawdziwy, trwały związek jest zupełnie inny, dużo trudniejszy niż zabawa w randkę przy użyciu aplikacji społecznościowo-randkowych. Ale właśnie za czymś poważniejszym tęsknią bohaterowie historii. Dziwna, wzruszająca opowieść, choć tak nieprawdopodobna, dzięki młodym aktorom, wcielającym się w postacie Jonasza i Sophie, wydaje się całkiem wiarygodna. Autor wypełnił ją niewielkimi, malowniczymi szczegółami - parszywy lis, znoszony zielony płaszcz, ptaki w parku, czerwona torba z gotówką. Dzięki nim obraz staje się żywszy, realny. Dodatkowo ociepla go i przybliża spora dawka humoru. Alegoryczny klimat spektaklu podkreślają jeszcze projekcje video, interesująco wkomponowane w całość. Co ważne, nie przysłaniają gry aktorów, raczej dodatkowo ją eksponują. Intryguje niezwykła, przemyślana i pomysłowa scenografia Katarzyny Adamczyk. Naprawdę warto zobaczyć, co pani scenograf "wyczarowała" w niewielkiej przestrzeni teatralnego foyer. W spektaklu nie pada ani jedno zbędne słowo, każdy element jest konieczny, by zbudować spójną, interesującą historię. Gra świateł i muzyczne tło również. Ale najważniejsi są aktorzy - Adrian Brząkała, student łódzkiej filmówki i Justyna Ducka, absolwentka wrocławskiej PWST, w rolach dwojga młodych Brytyjczyków. To oni tworzą tę subtelną, wzruszającą, doprawioną zarówno goryczą, jak i uśmiechem komedię romantyczną. Pomału zapoznają widzów z bohaterami, ich niecodzienną relacją, byciem razem, dzieleniem ulotnych chwil, ale z osobna, w oddaleniu. Pokazują, jak dystans między dwojgiem ekscentryków maleje gwałtownie i co dzieje się z niepisanym paktem o nienaruszalności przestrzeni osobistej każdego z nich. Jest w tym spektaklu dużo smutku, refleksyjności, choć radość i nadzieja zdecydowanie górują. To niewątpliwie zasługa autora, Phila Portera, oraz Adama Sajnuka. Zadziwiająco dojrzała gra młodziutkich aktorów, ich pewność i wyczucie postaci scenicznych, umiejętność przykuwania uwagi, prowadzenia monologu i dialogu, cieszy oko i ucho. Życzę im wielu teatralnych sukcesów, a sobie i pozostałym widzom więcej tak udanych debiutów oraz mądrych, dobrych spektakli, które nie będą tylko krótkim, nieznaczącym, łatwym do zapomnienia "mgnieniem"!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji