Drugi Płatonow Jarockiego
Trzy lata temu Jerzy Jarocki wyreżyserował we Wrocławiu {#re#8160}Płatonowa{/#} Czechowa. Skreślił wtedy trzeci akt, rozgrywający się w szkole, gdzie wiejskiego nauczyciela Płatonowa nachodzą rozkochane w nim kobiety. W tamtym pierwszym Płatonowie o miłości tylko mówiono - dużo, pięknie i paskudnie także. Potem przyszło nieszczęście, spłonął Teatr Polski. Płatonow tułał się po obcych scenach, podziwiany, uznany za najlepsze przedstawienie sezonu. Teraz na malutkiej scenie Teatru Kameralnego powrócił Jarocki do wczesnego dramatu Czechowa i wyrzuconego niegdyś fragmentu. I tak powstał "Płatonow - Akt pominięty", przedstawienie wybitne, przejmujące i śmieszne zarazem, mądre, o wielkiej teatralnej urodzie, co na naszych scenach jest równie rzadkie, jak polski polityk bez brody.
Oto szkolna klasa. Z tyłu ławki spiętrzone aż pod sufit, przykryte burym materiałem, niepotrzebne. Pozostawiono tylko przyrządy do ćwiczeń gimnastycznych - drabinki, kozła, no i materace rozpostarte na środku sceny. Scenografia Andrzeja Witkowskiego, prosta, niby realistyczna, ma jednak wymiar i walor metafory. Gry miłosne Płatonowa i kobiet pięknych, wrażliwych, rozumnych, owe czechowowskie dialogi pełne podtekstów i niedopowiedzeń, mgiełką filozofowania osnute, odbywają się przy erotycznych igraszkach, tarzaniu na brudnym materacu w zakurzonej szkolnej klasie. Przepięknie zresztą oświetlanej. W trakcie jednego dnia, od poranka do zmierzchu trwa tu rozgrywka Płatonowa z samym sobą, swoista gimnastyka samoświadomości.
Właśnie opuściła go żona, zabrała dziecko znużona romansami męża. Jest brudny, wiecznie pijany, odrażający i zrozpaczony. Płatonow Mariusza Bonaszewskiego jest mocny. Nie ma w nim owej nieco filuternej słabości czy może uległości, jaką zdradzał poprzedni u Jarockiego Płatonow, Jacek Mikołajczak. Bonaszewski poddaje się kobietom, tak jakby działał pod przymusem chwili, z odrazą do siebie i świadomością przegranej. Od początku nosi w sobie pustkę i przeświadczenie zmarnowanego życia. Kim jestem? Po co żyję? Hamletyczne pytania nie służą poszukiwaniu drogi postępowania, mają raczej pomóc w zrozumieniu samego siebie. Lecz czy to w ogóle jest możliwe? Bardzo to skomplikowane, wiem, ale takie właśnie jest całe przedstawienie Jarockiego. Rozpięte między sprzecznościami, ludzkimi uczynkami, jakie są: dobre, szlachetne, a zarazem potem podłe i nikczemne.
W trakcie tego dnia rozgrywa się też rozpaczliwa, upokarzająca walka cudownych kobiet o mężczyznę, który tak naprawdę żadnej z nich nie jest wart. Co to jest? Biologia, pokusa grzechu, może właściwa wielu kobietom złudna wiara, że tylko jej jednej dano taką siłę miłości, którą zwiąże i przeciągnie na drogę cnoty zagubionego, grzesznego rozpustnika, lecz w rzeczywistości, jak mówią, dobrego, szlachetnego człowieka? Na to też nie ma prostej odpowiedzi. Prawdziwie po mistrzowsku plącze bowiem Jarocki skomplikowaną siatkę psychologicznych uwikłań i powikłań, motywacji ludzkich zachowań i postępków, odruchów, emocji i reakcji. Często ryzykownych jak wymiotny odruch Saszy na wiadomość, że mąż sypia z Sonią, nie z generałową.
Grany jest Płatonow znakomicie przez cały zespół, w sposób widoczny coraz bardziej zaprzyjaźniony z Czechowem. Świetne panie: Halina Skoczyńska jako generałowa Wojnicew, Jolanta Fraszyńska (Sasza), Ewa Skibińska (Sonia), Jolanta Zalewska (Maria Grekow) i Kinga Preis (Katarzyna).
Z przedstawienia Jarockiego można wyczytać historię literatury od Szekspira po Dostojewskiego, z lekkim politycznym zboczeniem, jak to uczynił Roman Pawłowski. Można też wynieść skrawek prawdy o człowieku. Prostej, niekoniecznie uproszczonej. Ze ludzie zazwyczaj wymykają się jednoznacznym ocenom i określeniom, godni i brutalni. Na przemian. Że wszyscy są jednakowo bezradni i zagubieni. Wobec siebie, życia, wobec innych, nawet bliskich. Zwłaszcza bliskich. Że ton dramatu i komedii brzmi równocześnie. No i że trudno znaleźć odpowiedź na tak głupie pytania jak: Kim jestem? Po co żyję? A mimo to żyjemy nadal. Mali, zrozpaczeni, godni pożałowania. I tak bardzo śmieszni.