Opętani
Witold Gombrowicz na pewnym etapie rozwoju swojego pisarstwa zauroczony był kulturą masową w jej wszelkich przejawach, z kiczem i tandetą włącznie. Wynikało to z jego teorii "tajnych marzeń", którą wyłożył w znakomitym artykule zatytułowanym "Grzechy naszego wieku przejściowego", opublikowanym w roku 1936. W artykule tym Gombrowicz kulturze oficjalnej przeciwstawia tzw. kulturę prywatną, charakteryzując tę ostatnią jako domenę "tajnych marzeń". Są one wg Gombrowicza rodzajem powierzchownych wyobrażeń o podłożu ambicjonalno-erotycznym. Wyobrażenia te wyzwala m. in. film, romans brukowy, reklama uliczna itp. Gombrowicz wysnuwa z tego wniosek, że twórca w ogóle, a pisarz w szczególności ma wszelkie szanse pełnić rolę "wodza owych tajnych marzeń". Idea ta wydawała mu się niezmiernie pociągająca. I był to chyba jeden z najważniejszych powodów, dla których zdecydował się na pisanie powieści sensacyjno-brukowej, drukowanej w odcinkach na łamach prasy codziennej.
Powieść ta zatytułowana "Opętani", którą Gombrowicz publikował pod pseudonimem, nie została dokończona. Ostatni odcinek ukazał się 31 sierpnia 1939 roku. W wydaniu książkowym opublikowano ją dopiero po śmierci pisarza.
Jest to powieść dziwna, balansująca na pograniczu literackiej tandety i przerafinowania, szmiry i dzieła wyjątkowego. Sama w sobie byłaby niewiele warta. Dopiero umieszczona w kontekście całej twórczości Gombrowicza ma głębszy sens i istotne znaczenie.
Teatr Narodowy zaprezentował sceniczną adaptację tego utworu, której dokonali: Elżbieta Morawiec i Tadeusz Minc. Przedsięwzięcie to, o mało co powiodłoby się znakomicie. Spektakl jest jednak nierówny. O ile pierwsza część jest klarowna i porywająca, o tyle druga zagmatwana, przeładowana wątkami pełniącymi li tylko rolę ornamentu. Gdyby Tadeusz Minc, który reżyserował przedstawienie, zdołał utrzymać tempo i wspaniałą atmosferę pierwszej części przez cały spektakl, inscenizacja "Opętanych" w Teatrze Narodowym mogłaby być wydarzeniem teatralnym pierwszej wielkości.
Ale nie grymaśmy. W sumie bowiem rzecz jest ciekawa, niekonwencjonalnie zrobiona i naprawdę zasługuje na uwagę. Tym bardziej, że do poziomu reżyserii dostroili się aktorzy. Grażyna Szapołowska w trudnej roli Mai Ochołowskiej - naprawdę znakomita. Gra jak w transie! Tomasz Budyta w roli Mariana Leszczuka również świetny. W rolach drugoplanowych interesujące kreacje stworzyli m. in: Halina Rowicka, Daria Trafankowska oraz Wojciech Brzozowicz.