Goło i średnio wesoło
W"Płatonowie" Czechow pyta, jak bardzo mogą zatracić się zakochane kobiety, żeby zdobyć mężczyznę. Nawet jeśli jest to rozmemłany nauczyciel z wiejskiej szkółki.
"Płatonow - Akt pominięty" to zabawka Jerzego Jarockiego złożona z fragmentów tekstu, które nie zmieściły się w "Płatonowie" przed laty.Wychodzimy z niej zauroczeni wizją sceniczną i grą aktorów, ale jednak z wrażeniem, że świat budowany z ruin niczego w nas nie rozpali.
W spektaklu słońce wschodzi i zachodzi. Do wnętrza sali buchają kłęby pary z przejeżdżającej lokomotywy. Ptaki ćwierkają za oknem. Za tym urzekającym hiperrealizmem stoi wątła prawda. Bo to, że według Czechowa kobiety w miłości zatracają zdrowy rozsądek, trudno uznać za objawienie.
"Płatonow" zachwyca urodą aktorskich zachowań i wyglądów. Naga Sonia (Ewa Skibińska), biust Saszy (Jolanta Fraszyńska) i bardzo długie nogi Anny (Halina Skoczyńska) urzekają. Fantazja i niemoc Płatonowa (Mariusz Bonaszewski) porywają wtedy, gdy bohater próbuje wyrwać się z przeklętego kręgu pożądań i banałów o życiu.
Powiada o swych kochankach najwięcej, gdy milcząc leży na piramidzie szkolnych ławek. Kiedy otwiera usta, właściwie nie mówi nic. Płatonow sypiący herbatę do kieszeni listonosza jako napiwek, Sasza, która jednym ruchem - skurczem ramion broni się przed jego plugastwem - są piękni. Ale zdarzenia i postacie nie scalają się w jednym świecie. Są ciągiem skeczy. Rozłazi się ten "Płatonow" jak stary szpargał.
Gdy pojawia się na chwilkę postać tak męska i pełna seksu jak Osip (Stanisław Melski), nagle znajdujemy się w zupełnie innym świecie. Surowym, twardym, rzeczywistym. Osip ze skrzącym się w źrenicy ogniem, z uśmiechem, przy którym Rourke i Linda wysiadają, sprawia, że chce się przez chwilę żyć.
Potem wracamy do groteski poetyckich bajdurzeń moderny. "Płatonow" dowodzi ogólnego zidiocenia mężów, braci i ojców w carskiej Rosji oraz tego, że niemoralność urzeka kobiety bardziej niż moralność. Urok łajdactwa jest niezniszczalny - przekonuje widza triumfalny skok przez konia syna Płatonowa w finale spektaklu. Kiedy jednak wyjdziemy z teatru i spróbujemy sobie przypomnieć choć jedno zdanie, będzie to tylko żart - jak grzeszyć, to nie w ojczyźnie. Strasznie mało jak na prawie dwie godziny gadania o życiu.