Paw przegadany
"Paw królowej" w reż. Łukasza Kosa w PWSFTViT w Łodzi. Pisze Ewa Milczarek w Ozonie.
Literackie akrobacje Doroty Masłowskiej zauroczyły reżysera Łukasza Kosa na tyle, że przeniósł drugą książkę młodej autorki - "Pawia królowej" - na deski teatralne.
Przedstawienie dyplomowe studentów łódzkiej Filmówki jest plątaniną krzykliwych, naszpikowanych wulgaryzmami historyjek w stylistyce hip-hopu, bardziej będących oderwanymi od siebie skeczami niż fabułą. Reżyser nie dokonał w tekście żadnych skrótów ani przeróbek, co okazało się strzałem samobójczym. Można szanować dobre chęci twórców widowiska, którzy nie chcieli wyjałowić słownictwa pisarki z jego specyficznej chropowatości. Zapomnieli jednak, że na samym, nawet tak barwnym, tekście nie można opierać całej koncepcji przedstawienia. W łódzkim "Pawiu..." dialogi wymykają się spod kontroli i dominują nad innymi, niedopracowanymi zresztą elementami spektaklu. Gra początkujących aktorów, głównie w scenach zbiorowych, jest pełna nieuzasadnionej egzaltacji i zdradza warsztatowe braki.
Zabrakło też ciekawych pomysłów scenograficznych. Główną siłą inscenizacji pozostaje więc tylko obrazoburczy i nieodparcie zabawny język Masłowskiej. Wystarczy jednak sięgnąć po książkę, żeby mieć to samo. Nie trzeba kupować biletu i siedzieć w zaciemnionej sali bite pięć godzin.