Z Gdańska do Hollywood. Amerykański sen Beaty Poźniak
Debiutowała na studiach w serialu "Życie Kamila Kuranta" w reżyserii Grzegorza Warchoła. Młodą gdańską aktorkę z kasztanowym warkoczem można było też zobaczyć w kalendarzu Polskiego Związku Piłki Nożnej i w reklamach męskich koszul Wólczanki. Przed wyjazdem do Stanów dostała angaż w Teatrze Współczesnym w Warszawie kierowanym przez Macieja Englerta.
Biuro Olivera Stone'a próbowało dotrzeć do wdowy po domniemanym zabójcy Kennedy'ego, ale odbiło się od ściany. Beata Poźniak wysłała list i dostała odpowiedź: Marina Oswald zaprasza aktorkę do siebie. Ma dla niej godzinę. Z Los Angeles do Dallas leci się pięć godzin.
O Oliverze Stone słyszała, że aktorów ocenia w ciągu góra dwóch minut.
Przed przesłuchaniem siedziała kilka tygodni w bibliotece. Na mikrofilmach przeczytała akta Komisji Warrena, która miała wyjaśnić sprawę zamachu na amerykańskiego prezydenta Johna Kennedy'ego. Przejrzała artykuły w prasie na temat Mariny Oswald, żony domniemanego zabójcy. Oliver Stone, jeden z najbardziej znanych amerykańskich reżyserów, właśnie szykował się do nakręcenia filmu "JFK". O role, nawet te epizodyczne, ubiegały się największe amerykańskie gwiazdy.
Do pokoju przesłuchań weszła jako Marina Oswald. Stone przyglądał się jej przez złączone palce imitujące kadr kamery.
- Twój angielski jest za dobry - stwierdził, gdy odegrała pierwszą scenę. - Pokaż mi, jak się wściekasz na Oswalda.
Spojrzała na biurko reżysera i krzycząc, zaczęła zrzucać poukładane w stertach scenariusze i dokumenty. Cztery miesiące później odebrała telefon z biura Oliviera Stone'a: - Proszę przyjechać podpisać umowę.
W ten sposób gdańska aktorka Beata Poźniak dostała rolę w amerykańskiej superprodukcji.
Ostatnio gdańszczanka otrzymała prestiżowe wyróżnienie - nagrany przez nią audiobook znalazł się wśród pięciu najlepszych książek czytanych wytypowanych przez "The Washington Post", w 2015 r.
Wszystko jest możliwe
Na spotkanie w kawiarni w centrum Gdańska wbiega ze stertą książek i laptopem, w kamizelce zarzuconej na cienki sweter. Za oknem plucha. Przyjechała do Polski na kilka dni. Od 30 lat mieszka w Stanach Zjednoczonych. Można ją zobaczyć w amerykańskich filmach i serialach, ale występuje też w polskich produkcjach.
- O rolę Mariny Oswald w "JFK" starałam się kilka miesięcy, musiałam przejść kilka etapów castingu - opowiada Beata Poźniak. - Po przesłuchaniu u Oliviera Stone'a dalej nie byłam pewna, czy zagram w jego filmie. Powiedziano mi wprawdzie, że jestem na pierwszym miejscu na liście, ale zdawałam sobie sprawę, że o tę rolę ubiegają się agenci wielu gwiazd. Chodziło przecież o wielkie nazwiska. Moje nikomu nic nie mówiło.
Gdańszczanka, absolwentka Łódzkiej Szkoły Filmowej i Teatralnej, wyjechała do USA w połowie lat 80. Chciała spotkać się z ojcem, z którym nie widziała się od dzieciństwa. W polskich teatrach panowała stagnacja. Spektakl telewizyjny "Przedstawienie Hamleta we wsi Głucha Dolna" w reżyserii Olgii Lipińskiej, w którym wystąpiła obok Janusza Gajosa, Stanisławy Celińskiej i Adama Ferencego, został właśnie "półkownikiem". Dopiero kilka lat później uznano go za jeden z najlepszych polskich Teatrów Telewizji.
W Stanach zafascynowały ją teatry na nowojorskim Broadwayu. Zdziwiły - ogłoszenia w gazetach o przesłuchaniach do filmów i spektakli. Wybrała się na jedno z nich. Off-owy teatr szukał kandydatki do zagrania roli amerykańskiej prokurator w sztuce, która piętnowała brutalność nowojorskiej policji. Na castingu rozbawienie wzbudziło jej trudne do wymówienia imię i obcy akcent.
- Ale nazwisko wydało się Amerykanom znajome - opowiada aktorka. - "Poźniak" skojarzyło im się z "Woźniak", tak nazywa się jeden z twórców firmy Apple. W Stanach każdy wie, kim jest Steve Woźniak. Na przesłuchaniu dziwili się też, że nie mam żadnego dorobku w Stanach, ale aktorsko musiałam się spodobać, bo dostałam tę rolę.
Postanowiła, że do Polski nie wraca. Z Nowego Jorku przeniosła się do Los Angeles. Założyła własny teatr eksperymentalny - Theatre Discordia. Działał pod hasłem "Wszystko jest możliwe". Sama pisała sztuki i reżyserowała. Recenzje były dobre, teatrem zainteresowała się telewizja CNN, ale z przedstawień prezentowanych na festiwalach trudno było wyżyć. Właśnie wtedy Beata Poźniak dowiedziała się, że Oliver Stone szuka aktorki do roli Mariny Oswald w filmie "JFK".
Dziewczyna z bokserem
Wychowywała się w Anglii i Gdańsku, na ulicy Piwnej. W podstawówce na Ogarnej (dziś w tym miejscu znajduje się Pałac Młodzieży) najchętniej grała z chłopakami w piłkę i wspinała się po drzewach. Pełna energii, ruda, z warkoczem do pasa. Wołali na nią "Pippi", "Biedronka" albo "Marchewa".
- Nie za bardzo mi się to podobało, ale nauczyłam się w z tym żyć - kwituje Beata Poźniak.
W Gdańsku mieszkała tylko z mamą, lekarką. W liceum postanowiła, że pójdzie w jej ślady. Wybrała profil biologiczno-chemiczny w VI LO w Gdańsku. Z przedmiotami ścisłymi nie radziła sobie zbyt dobrze, nadrabiała na polskim. Namówiła dziewczyny z klasy do założenia zespołu tanecznego. Po lekcjach chodziła na spektakle do Teatru Wybrzeże, niektóre widziała po kilka razy. Startowała w konkursach recytatorskich. W Domu Harcerza deklamowała "Listy do pani Z" Kazimierza Brandysa. Na scenę wyszła z kagańcem i smyczą - widzowie czekali, czy pojawi się za nią rodowodowy bokser, z którym codziennie wychodziła na spacer po Gdańsku. Z psem uwiecznił ją nawet na zdjęciu pod koniec lat 70. Zbigniew Kosycarz, znany gdański fotoreporter. Bokser w spektaklu nie wziął udziału, ale tym gestem Beata Poźniak wywalczyła sobie nagrodę publiczności.
Przed maturą wiedziała już, że nie będzie pracować w szpitalu. - Stwierdziłam, że wolę zostać złą aktorką niż złym lekarzem - śmieje się.
Wybrała szkołę w Łodzi, bo miała w nazwie "teatralna i filmowa".
- A ja chciałam grać wszędzie - tłumaczy.
Na egzaminie zaśpiewała "Miłość ci wszystko wybaczy" Hanki Ordonówny. Przedwojenny szlagier wykonała na bosaka i zapominając część tekstu. Komisja oceniła ją jednak wysoko. Tuż przed tym jak w Gdańsku zaczęły się strajki sierpniowe, została studentką łódzkiej "Filmówki".
Spotkanie w Dallas
Głównym bohaterem "JFK" jest prokurator Jim Garrison, który próbuje dowiedzieć się, kto w rzeczywistości stał za zamachem na amerykańskiego prezydenta. W filmie z 1991 r. zagrał go Kevin Costner. W Lee Oswalda, aresztowanego za zabójstwo Kennedy'ego, wcielił się Gary Oldman. W ponadtrzygodzinnej opowieści o kulisach zbrodni w Dallas wystąpili również Tommy Lee Jones, Joe Pesci i Donald Sutherland.
Zanim zaczęły się zdjęcia, Beata Poźniak musiała podpisać umowę, w której zobowiązywała się, że nie będzie rozmawiała na temat filmu z prasą ani ujawniała informacji na temat współpracy z innymi aktorami.
Dzięki godzinom spędzonym w bibliotece polska aktorka wiedziała, jakiego koloru sukienki nosiła Marina Oswald (czerwone), w jaki sposób się czesała (do góry, jak Brigitte Bardote) i jak zwracała się do męża (Alik, nigdy Lee). Nie potrafiła jednak zrozumieć, co czuła żona oskarżonego o zabójstwo prezydenta, gdy aresztowano, a potem zastrzelono jej męża.
Biuro Olivera Stone'a już wcześniej próbowało dotrzeć do wdowy po Oswaldzie, ale odbiło się od ściany. Beata Poźniak wysłała list i dostała odpowiedź: Marina zaprasza aktorkę, która ma ją zagrać, do Dallas. Ma dla niej godzinę. Z Los Angeles do Dallas leci się pięć godzin.
- Na spotkanie przyszła z córką, przyjaciółką i policjantem, który był przy Oswaldzie w chwili zabójstwa - opowiada Beata Poźniak. - Ruda, krótkowłosa, paliła papierosa. Wyglądała jak z filmu noir. Była zimna i zdystansowana. Nie wiedziałam od czego zacząć, więc wyjęłam zdjęcia z Leningradu, które wzięłam ze sobą. Wiedziałam, że Marina spędziła w tym mieście dzieciństwo. Gdy zaczęła przeglądać fotografie, jej kamienna twarz nagle zmiękła. Powiedziała: Będziemy chyba potrzebowały więcej czasu. Zamieszkaj u mnie.
Większość filmowych scen między Mariną a Lee Oswaldem to aktorskie improwizacje. Beata Poźniak i Gary Oldman nie dostawali od Stone'a dokładnego scenariusza. Sami zbierali informacje o swoich bohaterach, rozmawiali, a potem grali przed kamerą. Marina Oswald pojawia się w filmie kilkanaście razy. Nie jest postacią pierwszoplanową, ale zapada w pamięć. Na zdjęciach stylizowanych na materiały archiwalne aktorkę trudno odróżnić od rzeczywistej postaci.
Komitety kolejkowe pod teatrem
W sierpniu 1980 r. dwudziestoletnia Beata Poźniak codziennie chodzi z ulicy Piwnej pod Stocznię Gdańską im. Lenina, w której strajkują robotnicy. Zanosi im papierosy i kiełbasę. Przysłuchuje się rozmowom, obserwuje ekipy filmowe.
- Uważaj, żeby cię nie nakręcili, bo łatwo będzie cię potem namierzyć - przestrzega ją mama.
Po latach - już mieszkając w Stanach Zjednoczonych - odkryła, że znalazła się na dokumentalnych zdjęciach włączonych do filmu "Człowiek z żelaza" Andrzeja Wajdy.
Debiutowała na studiach w serialu "Życie Kamila Kuranta" w reżyserii Grzegorza Warchoła. Młodą gdańską aktorkę z kasztanowym warkoczem można było też zobaczyć w kalendarzu Polskiego Związku Piłki Nożnej i w reklamach męskich koszul Wólczanki.
W stanie wojennym zagrała w "Vatzlavie" Mrożka wyreżyserowanym przez Marcela Kochańczyka w Teatrze Wybrzeże. "Beata Poźniak gra ostro, charakterystycznie, zawsze jakby wbrew sytuacji. W jej niewinności jest coś dwuznacznego, w jej wyuzdaniu - coś niewinnego" - pisała recenzentka Ewa Moskalówna. Spektakl zaliczono jej jako pracę dyplomową w łódzkiej szkole.
Przed wyjazdem do Stanów dostała angaż w Teatrze Współczesnym w Warszawie kierowanym przez Macieja Englerta. Wystąpiła w amerykańskiej sztuce "Jak się kochają" z Wiesławem Michnikowskim, Zofią Kucówną, Martą Lipińską i Krzysztofem Kowalewskim.
U schyłku PRL-u amerykańska sztuka zachwyciła polskich widzów. Przedstawienie grane jest ponad dwieście razy. "Tego, co dzieje się na Mokotowskiej w dniu rozpoczynania przedsprzedaży na kolejną serię "Jak się kochają...", polskie sceny nie widziały od dawna" - pisał Jacek Sieradzki w "Teatrze" w maju 1984 r. "Stanie całonocne, komitety kolejkowe, sprawdzanie list społecznych. Ostatnie notowanie wolnorynkowej ceny biletu: 700-800. Ludzie z tzw. dojściem walczą o wejściówki i stoją potem prawie dwie godziny pod ścianami".
"Nadrób zaległości"
"JFK" został nominowany do Oscara w pięciu kategoriach. Dostał jedną statuetkę - za najlepsze zdjęcia. Najwięcej nagród w na uroczystości w 1992 r. zebrało "Milczenie owiec". Oliver Stone odebrał też nagrodę Złote Globy dla najlepszego reżysera.
Po roli w "JFK" gdańska aktorka została zaproszona na rozmowę z producentami amerykańskiego tasiemca "Melrose Place" wyprodukowanego przez Aarona Spellinga, twórcę "Beverly Hills 90210".
- Producenci zapytali mnie, jaką rolę chciałabym zagrać - opowiada aktorka. - Odpowiedziałam, że kobietę, która zmienia świat. Chcieli też wiedzieć, co sądzę o serialu. I tu pojawił się problem, bo go nie oglądałam.
Wróciła do domu załamana. Była pewna, że straciła szansę na rolę w filmie, który kochali Amerykanie. Po trzech dniach do domu zapukał kurier. W dużej paczce była kartka: "Witaj na pokładzie. Nadrób zaległości" i stos kaset VHS z odcinkami serialu.
Scenarzyści "Melrose Place" stworzyli dla Polki postać lekarki samotnie wychowującej córkę, która zaprzyjaźnia się i zamieszkuje z homoseksualistą.
- Ludzie na ulicy, w banku i na stacji benzynowej zaczepiali mnie i pytali, czy wyjdę za mąż za Matta, który okazał się gejem - mówi aktorka. - Gdy w końcu w serialu pobraliśmy się, producent dostał mnóstwo listów od ludzi, którzy dziękowali za pokazanie w telewizji takiej rodziny.
Lubi grać bohaterki z krwi i kości, które mają wpływ na swoje życie i na świat. W filmie "Babilon 5" wystąpiła jako prezydentka świata (za tę rolę nominowana była do nagrody Emmy). W "Kronikach Młodego Indiany Jonesa" Lucasa była rewolucjonistką.
W życiu jest podobnie. Dzięki inicjatywie Beaty Poźniak w Białym Domu od kilkunastu lat świętuje się Dzień Kobiet. Polska aktorka była prekursorką napisania ustawy wprowadzającej obchody tego święta w USA, jej inicjatywę poparła jedna z amerykańskich kongresmenek. Założyła organizacja pozarządową non-profit - Women's Day USA.
- W Polsce 8 marca kojarzy się z socjalistycznym świętem, goździkami i rajstopami, które tego dnia dostawały kobiety - tłumaczy Beata Poźniak. - Mało kto pamięta, że inicjatorką Międzynarodowego Dnia Kobiet była Clara Zethkin, niemiecka aktywistka i orędowniczka praw kobiet. Kiedy przyjechałam do Stanów, szukałam wzorców kobiet imigrantek. Nie znalazłam żadnej takiej postaci. Męskie wzorce są - to choćby Albert Einstein czy Jospeh Pulitzer. Stwierdziłam, że dopóki nie ma prawdziwego równouprawnienia, na całym świecie powinno się obchodzić Dzień Kobiet.
Happy thinking
Amerykański sen spełnił się: Beata Poźniak mieszka w Beverly Hills, wyszła za mąż za Amerykanina, ma kilkunastoletniego syna. Choć nie wystąpiła już w produkcji na miarę "JFK", gra w polskich i amerykańskich filmach fabularnych i dokumentalnych. Polscy widzowie oglądali ją w "Złotopolskich" i "Ojcu Mateuszu". Sama reżyseruje, nagrywa audiobooki. Wyróżniona ostatnio przez "The Washington Post" książka "Car miłości i techno" to amerykański bestseller autorstwa Anthony'ego Marra. Audiobooka wydało największe amerykańskie wydawnictwo - Penguin Random House. Polska aktorka była pierwszą nieanglojęzyczną lektorką zaangażowaną przez tego giganta wydawniczego. Amerykańscy dziennikarze piszą, że Poźniak jest "mistrzynią wielu akcentów".
- Musi być coś, co ci się w Stanach nie podoba - pytam na sam koniec rozmowy.
Beata Poźniak milknie na dłuższą chwilę.
- Nic nie przychodzi mi na myśl - kręci głową. - Dla mnie zawsze szklanka jest do połowy pełna. Już się człowiek nauczył tego "happy thinking".